Rozdział 43

1.2K 53 6
                                    

—Tori! —jak na komendę wszyscy wstali i szybkim krokiem podeszli do mnie. Ich miny określić za bezcenne to za mało. Zaśmiałam się widząc ich zadowolone i pełne radości twarze.

Ciepło na sercu się robi kiedy dociera do Ciebie, że masz kogoś kto stanie za tobą murem. Kogoś kto się o Ciebie martwi i każdego dnia zastanawia jak się czujesz, sprawia że się uśmiechasz nawet z błahych rzeczy takich jak zrobienie herbaty czy śniadania. A w razie ciężkich sytuacji stanie na głowie, żeby tobie pomóc. Ja miałam takich takich ludzi, za co jestem ogromnie wdzięczna. Bądź co bądź ale stali się dla mnie rodziną i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Wiele im zawdzięczam, wiele dla mnie zrobili. Nie wiem co bym bez nich zrobiła.

—No dzień dobry śpiącej królewnie —powiedział Clint i z wielkim bananem na twarzy podszedł i lekko przytulił. Za mną dalej stał Tony asekurując mnie gdyby coś się działo. Oddałam uścisk z łucznikiem i po chwili poczułam kolejny.

—Nie rób mi więcej takich akcji albo nakopie Ci do dupy. Zrozumiano?

—Też za tobą tęskniłam, Nat —zaśmiałam się i odsunęłam. Widziałam jak lekki uśmiech błąkał jej się na twarzy.

—Cieszę się, że nic Ci nie jest. Matko, wiesz jak mnie przestraszyłaś? Nie rób mi tak więcej. —powiedział Bruce i ku mojemu zdziwieniu również mnie uściskał. Stałam przez chwilę, ale potem odwzajemniłam gest.

—Przepraszam. —powiedziałam i spojrzałam na Steve'a który kulturalnie poczekał aż reszta się ze mną przywita. Stał z założonymi rękami z tym swoim rozbrajającym uśmiechem. Dopiero kiedy wszyscy się ode mnie odsunęli podszedł i stanął przede mną. Czekałam tylko aż dostanę kazanie od niego.

—No dawaj, nie krępuj się. Powiedz swoje pięć groszy. —zaśmiałam się, ale on tylko spojrzał na mnie i mnie przytulił. Był delikatniejszy od reszty i ostrożniejszy jakbym była ze szkła. Zdziwiłam się, że nie prawił mi morałów "nie rób tego więcej" jak reszta, ale powiedział tylko jedno słowo czym zbił mnie trochę z tropu.

—Dziękuję. —odsunęłam się od niego zdezorientowana na co się zaśmiał.

—Za co? Przecież to przeze mnie tak się stało. Mogłam wziąć to wcześniej i nikt nie najadłby się tyle stresu. Przecież..

—Stop. Zwolnij, a przede wszystkim przestań się obwiniać. Wszyscy rozumiemy dlaczego nie chciałaś go wziąć. Na twoim miejscu też bym z tym walczył.

—Ale przecież..

—Hej —chwycił moją twarz swoimi dłońmi i patrząc prosto w oczy powiedział. —Nic z tego nie jest twoją winą, nawet tak nie myśl. To co się stało, było tylko i wyłącznie zlepkiem nieprzyjemnych zdarzeń, które nawarstwiły się powodując jeden duży problem. Nie miałaś na to wpływu.

—Mogłam to wziąć wcześniej. —powiedziałam niepewna tego co usłyszę dalej.

—Owszem. Ale czy powinniśmy brać coś czego się boimy? Znałaś swoją historię związaną z tym serum. Ty jedyna wiedziałaś jak to się może skończyć. Nawet Bucky nie mógł tego przewidzieć. Jestem pewny, że każdy z nas postąpił by tak samo. —powiedział patrząc na mnie uważnie. Może i miał trochę racji, ale dalej miałam wrażenie, że jakbym wzięła to wcześniej to oszczędziłabym wszystkich tylko bólu.

—Aniołku, niezależnie od twojej decyzji ani postawy, nie powinnaś się obwiniać za całe zło świata. Chroniłaś siebie, miałaś do tego pełne prawo. Nie ważne jeśli ktoś się z tym nie zgadzał. —powiedział Tony i zawtórował mu Steve kiwając głową. Czyli byłam na straconej pozycji, bo było ich więcej. Zaczynam rozumieć dlaczego Bruce zawsze się przed nimi chowa.

—Okej, w porządku. Niech Wam będzie. —podniosłam lekko ręce do góry w geście poddania czym spotkałam się śmiechem ekipy.

—To skoro już wszyscy się przywitali i dodali swoje pięć groszy, to może nakarmilibyśmy naszą śnieżynkę? Na pewno jest głodna, prawda? —powiedział patrząc na mnie.

—Strasznie! Błagam zanieście mnie do kuchni. Mam nadzieję, że lodówka jest pełna. Zjadłabym nawet konia z kopytami.

—To zapraszam królewnę do kuchni. Zaraz Ci coś przygotujemy. —powiedział łucznik i wziął mnie na ręce. Nie spodziewałam się tego i pisnęłam głośno szybko chwytając się jego szyi. No i powiedzcie mi, że oni nie są wspaniali. Nie dość, że zrobią mi jedzonko to jeszcze nie muszę wcale iść do kuchni. Mogłabym tak żyć.

Kiedy dotarliśmy do wspomnianego pomieszczenia, Barton posadził mnie delikatnie na krześle przy wysepce a sam poszedł do lodówki. Obok mnie usiadła Natasha oraz Steve. Nasz staruszek na starość robi się nadopiekuńczy.

—To co sobie królewna życzy? —spytał Clint patrząc na mnie. Co za głupek.

—Wystarczyłyby mi kanapki i herbata, naprawdę. —powiedziałam rozbawiona. Wszyscy zaczęli protestować, na co popatrzyłam się na każdego. Podniosłam ręce i spytałam.

—No co?

—Po takim czasie słoneczko należy Ci się porządne danie. Dawaj Stark, mam pomysł.

—Co jest, legolas? —podszedł do niego a ten chciał szepnąć mu coś do ucha, ale chyba zapomnieli że mam dobry słuch i tak bym to usłyszała.

—Panowie, wybaczcie że Wam przerwę tą zacną wymianę zdań która swoją drogą się jeszcze nie zaczęła i na pewno się nie zacznie. Przypominam, że mam dobry słuch a przez to serum jeszcze lepszy i na nic poszłoby Wam to szeptanie.

—Jeszcze lepszy słuch? —spytał Banner.

—Tak, strasznie to uciążliwe.

—To znaczy? Słyszysz wszystko w budynku? —spytała Nat. Pokiwałam głową.

—Mhm. Nie tylko w budynku, ale i poza nim. Każdy detal, każdy szmer i prace maszyn. Nawet słyszę jak działa Friday. Można od tego oszaleć.

—Da się to kontrolować? —spytał Steve. Zerknęłam na niego. —No wiesz, żeby nie słyszeć tak dużo, tylko mniej.

—Oczywiście, że się da. Wcześniej mi się to udało, ale teraz muszę nad tym popracować od nowa. No wiecie, przyzwyczaić się i skupiać na jednej rzeczy a nie na tysiącu. —powiedziałam.

—Okej, to co powiesz na naleśniki z owocami i nutellą, a do tego ciepłe kakao z piankami i bitą śmietaną? —spytał Tony. Spojrzałam na niego zdziwiona. A co ja zmartwychwstałam, że traktują mnie jakbym była jakąś królową? Wiem, nie powinnam narzekać i tego nie robię, po prostu jestem w szoku.

—Okej, nie rozumiem co tu się wyprawia, ale nie będę narzekać. Oczywiście tatusiu, nawet bym nie odważyła się odmówić. —Tony zaśmiał się a za nim my wszyscy.

—Tatusiu? Nowy poziom? —spytała Nat. Szturchnęłam ją łokciem na co zaczęła się śmiać.

—A co, chcesz być nazywana moją matką?

—A jeśli? —spojrzała na mnie rozbawiona. Reszta przyglądała się naszej rozmowie, a Clint z Tony'm robili jedzonko.

—Nie ma nawet takiej opcji. Wystarczy mi, że na treningach mi rozkazujesz, nie chciałabym tak cały czas. —zaśmiała się i poklepała lekko po ramieniu po czym poszła nalać sobie kawy.

—A tak w ogóle. —zaczęłam. —To co u Thora? Dawno go u nas nie było.

Tęskniłam za tym. Nigdy nie czułam się bardziej wolna i bezpieczna jednocześnie. Mogłam na nich liczyć, miałam w nich oparcie i moją własną tarczę. Wiedziałam, że mi pomogą, a jeśli się zgubię w tym całym natłoku, to wiem że w każdym z nich drzemie jakaś cząstka mnie którą nieświadomie pozostawiłam.

____
Trochę weny, więcej czasu i proszę!
Do zobaczenia w następnym rozdziale :)

T xx

Mysterious girl //Avengers FF ( TOM I )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz