Rozdział 1

2.8K 199 80
                                    

Hunt

Siedziałem na niewygodnym, twardym krześle trzymając na kolanach moją małą siostrę. Sunny wierciła się jakby wyczuwała mój stres, więc przytuliłem ją mocniej, poruszając jej ulubioną zabawką, którą wzięła w rączki z zainteresowaniem, nieco udobruchana.

Mała nie mogła wiedzieć, że właśnie teraz, za drzwiami z cienkiej dykty, rozmawiały na nasz temat dwie osoby. Dwie osoby, od których zależał nasz los. Dwie osoby, które decydowały o tym czy zostaniemy rozdzieleni. Czy moja Sunny, która była moją jedyną rodziną, i jedyną osobą na tym świecie na której mi zależało, zostanie ze mną, abym mógł nad nią czuwać, tak jak robiłem to od chwili gdy się urodziła, czy trafi w obce ręce ludzi, których miałem nigdy nie poznać. Państwo Raynolds nie chcieli mnie, chcieli tylko Sunny. A ja nie mogłem jej przecież oddać… Nie, dopóki nie będę miał pewności, że mogę im zaufać.

Pani Dawson i pani Davies nie mogły jednak wiedzieć, lub po prostu się nie domyśliły, że słyszę niemal każde wypowiedziane przez nie słowo. Drzwi były cienkie, a one poddenerwowane, więc mówiły głośno, ale to dobrze bo dzięki temu wiedziałem w jak bardzo beznadziejnej sytuacji się znajdowałem. No cóż, nie po raz pierwszy i z pewnością nie ostatni….

- To są jakieś kpiny, Cate. Wybacz, ale nie mogę na to pozwolić – poważny ton pani Davies rozbudzał w moim sercu nadzieję.

- Więc oboje zostaną w Sierocińcu? Przykro mi, ale Hunt to chłopak po przejściach, jest w koszmarnym stanie psychicznym, emocjonalnym i fizycznym. Buntuje się. To nastolatek…

- To dziecko…

- Ale duże dziecko, które przeszło w swoim życiu przez piekło. Nikt nie chce takiego ciężaru na swoich barkach. Sunny to śliczna, mała dziewczynka, nie ma większych traum, jest pogodna…

- A dlaczego nie ma traum? Bo jej brat wziął na siebie cały ten bajzel, Cate. Obie to wiemy. Nie masz prawa zabierać mu jego siostry za którą niemal oddał życie. To obrzydliwe…

- Ta mała może mieć dom. Prawdziwy dom. Ci ludzie są naprawdę w porządku…

- Gdyby byli w porządku wzięliby też chłopca. Jak możesz tego nie dostrzegać?

- Tak wyglądała brutalna rzeczywistość, moja droga. W lepszym świecie nikt by ich nie rozdzielił, mieliby normalny dom, a chłopak nie byłby cały w paskudnych bliznach. Ale ten świat jest okrutny. Dzieciak dostał złe karty, ale mała może mieć lepszą przyszłość…

- Koniec tego. Załatw mi papiery, ja chcę wziąć te dzieci…

Zamarłem nie mogąc uwierzyć własnym uszom.

Odpowiedziała jej cisza.

- Ogłuchłaś?

- Chyba powinnaś uzgodnić to z mężem. Tym bardziej w  twoim stanie. To dwójka dzieci, Zara.

- Masz szczęście, że nie ma tu mojego męża, bo gdyby tu był nie byłby tak grzeczny i cierpliwy jak ja…

- Przemyśl to, jesteś w ciąży i taka decyzja nie może być podejmowana pochopnie…

- Ja znalazłam tego chłopca, Cate. On jest mój. Załatw mi papiery. 

Oddychałem z trudem nadal niedowierzając. Pani Davies była prześliczną, młodą kobietą, która faktycznie mnie znalazła. Była wolontariuszką w Domu Dziecka, ale kiedy tu zamieszkałem dowiedziałem się, że jest też kimś znaczenie więcej. Pracowała tu od lat, a była tak zamożna, że niemal wszystkie nowe inwestycje i udogodnienia dla dzieciaków z naszego przytułku pochodziły z jej kieszeni.

AshesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz