Rozdział 7

1.4K 176 40
                                    

Ash

Kiedy zamknęliśmy za sobą drzwi odetchnąłem z wyraźną ulgą.

- Ty masz to na co dzień? – Spytałem zerkając na niego ze współczuciem.

- Tak, mieszkam z nimi dwiema – uśmiechnął się jakby wcale nie stwierdził, że był uziemiony w jednym domu z diabłem wcielonym

- Twoja siostra mnie przeraża – powiedziałem biorąc puszkę coli z biurka, otworzyłem ją, napiłem się łyka i podałem napój jemu. Zaśmiał się i przyłożył puszkę do ust. Patrzyłem jak pije i oblizuje wargi i nim się obejrzałem zrobiłem coś, czego nigdy bym się po sobie nie spodziewał. Pocałowałem go. W usta. Były pełne i miękkie, smakowały słodko i chyba chciałem więcej, więc pogłębiłem pocałunek, a Hunt odskoczył ode mnie patrząc na mnie z konsternacją, gdy nasze usta odkleiły się od siebie z głośnym cmoknięciem.

- Czemu… To zrobiłeś?

- Bez powodu – wzruszyłem ramionami i napiłem się kolejnego łyka.

- Ale… Chłopak nie całuje chłopaka bez powodu.

- Masz ładne usta. Chciałem sprawdzić jak się je całuje. To coś złego?

- Mógłbyś zapytać, czy ja też tego chcę…

- To był impuls, nie analizowałem tego – westchnąłem odwracając wzrok, jakby nie było tematu, ale on ciągle się na mnie gapił. Nie lubiłem tego. Lubiłem to. Nie wiedziałem czego chcę…

- Ty… Wolisz chłopaków?

- Raczej wolę dziewczyny. Ale lubię też chłopaków.

- Okej… - westchnął Hunt – Ja lubię tylko dziewczyny. W sensie… Jesteś bardzo przystojny, ale ja… Nie wiem czego po mnie oczekujesz, ale cokolwiek by to nie było, nie będę umiał ci tego dać – powiedział powoli, abym zrozumiał każde słowo. Jakbym  był jakimś głupkiem. Popsuty, nienormalny głupek. Dziwak.

- Nie jestem głupi. Nie musisz mówić do mnie jak do dziecka – warknąłem.

- Ja… Jesteś w porządku i to co lubisz też jest w porządku, tylko że ja… Tego nie czuję.

- Okej. Zrozumiano – starałem się zlekceważyć zawód który poczułem, ale nie byłem pewien czy potrafiłem.

- Gram na perkusji i na gitarze. Podobno ty też grasz…?

Zerknąłem na niego z zainteresowaniem.

- Tak. Na pianinie i na gitarze.

- Super… Może zagralibyśmy razem?

- Może…

- Ash Mason Lawrence, natychmiast na dół – głos mojego ojca zadudnił w  pokoju, więc westchnąłem z irytacją.

- Czas na kazanie – odpowiedziałem i wyszedłem, słysząc jak Hunt idzie za mną.

Zszedłem po schodach, a mój ojciec stał w towarzystwie ciotek i wujków którzy  z zakłopotaniem pili kawę próbując się na mnie nie gapić.

- Co? – Spytałem obcesowo

- Co? – Tata pokręcił głową po czym parsknął wymuszonym śmiechem – Czy ty zdajesz sobie sprawę że w tym tempie, za kilka lat będziemy cię z matką odwiedzali w kryminale. Albo w kostnicy.

- Jak dramatycznie… - westchnąłem, a tata spojrzał na mnie z zawodem i bólem, czyli jak zwykle.

- Zawiodłeś mnie. Jesteś niereformowalny. Krzywdzisz ludzi, krzywdzisz siebie, nie pozwalasz sobie pomóc. Patrzę na ciebie i nie widzę swojego syna, tylko obcego chłopaka. Gnojka który bije słabszych, znęca się nad innymi, terroryzuje ludzi i nienawidzi całego świata. Nigdy ci niczego nie brakowało, kochaliśmy cię całym sercem, a ty… Ty wbijasz nam nóź w plecy. Gardzisz nami, zachowujesz się podle, bezczelnie i mam tego do cholery dość. Nie wychodzisz przez całe wakacje z domu, a jeśli uciekniesz to nie masz po co tu wracać.

AshesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz