Rozdział 35

876 140 28
                                    

Sunny

- Żona – wypaliłam, by po chwili skrzywić się z  zażenowania. Okej, chyba nieco przesadziłam – Znaczy… Narzeczona. Tak czy inaczej jesteśmy rodziną, proszę powiedzieć mi gdzie go znajdę.

- Niech pani będzie, dam znać, że pani przyjechała. Drugie piętro, pokój 103 – bąknęła recepcjonistka, zerkając na swój telefon, a ja wbiegłam po schodach, pokonując po dwa, a nawet trzy stopnie na raz.

Wpadłam zziajana na korytarz zatrzymując się gwałtownie przed pokojem numer 103. Zamarłam w  bezruchu gapiąc się na drzwi, ponieważ zupełnie mnie wmurowało.

Chciałam go zobaczyć, porozmawiać z nim, dowiedzieć jak się czuje, ale… Bałam się. Nie wiedziałam czego się spodziewać i po nim i po sobie… Ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy byliśmy nadzy i pieprzyliśmy się jak wyjątkowo wyuzdane i napalone króliki. Chcąc nie chcąc oczami wyobraźni zobaczyłam jego twarz kilka milimetrów od mojej, poczułam jego ciało, kiedy się we mnie poruszał, sposób w jaki mnie całował…

- Pani do kogo? – głos pielęgniarki wychodzącej z jego sali wyrwał mnie z zamyślenia, więc odchrząknęłam zbierając się w sobie.

- Ash Lawrence.

- Ah, nasz motocyklista. Zgłaszali pani wizytę. Stoi pani przed pokojem w którym leży. Naprawdę jest pani żoną? – zerknęła na mnie z zainteresowaniem.

- Narzeczoną. Tak jakby – wydukałam, a pielęgniarka zmarszczyła brwi z powątpiewaniem -  Dziękuję pani za informację – uśmiechnęłam się do niej i nacisnęłam klamkę, poprawiając torbę na ramieniu.

Weszłam do sali, a mój wzrok natychmiast powędrował w kierunku męskiego, potężnego ciała leżącego na niewielkim szpitalnym łóżku. Jego włosy były dłuższe, niż kiedykolwiek wcześniej, a szczękę pokrywał cień ciemnego zarostu. Jedną rękę miał umieszczoną na temblaku, a nogi przykryte cienką kołdrą. Pełne usta miał lekko opuchnięte, skórę na ramieniu i policzku zdartą, przy czym rana na ramieniu wyglądała naprawdę paskudnie – tak jakby ktoś przeorał nim po ostrym betonie. Jedna z pielęgniarek akurat nakładała mu nowy opatrunek. Oboje zerknęli na mnie, kiedy stanęłam na środku pomieszczenia. Rozchyliłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

Czarne oczy Asha odnalazły moje i z całą świadomością uderzyło we mnie to co go spotkało. To w jak ciężkim był stanie. Wyglądał strasznie, był poobijany, połamany, ledwo przeżył. Jego twarz była pokiereszowana, podobnie jak ciało,  a ja mogłam tylko stać i się gapić.

- Dzień dobry – wydukałam z grzeczności, kierując te słowa bardziej do pielęgniarki, niż do Asha.

- Żona? Serio? – wycharczał, a ja zauważyłam, że nawet jego głos brzmiał inaczej.

- Narzeczona – poprawiłam go, na co lekko się uśmiechnął.

- Od kiedy?

- Odkąd skończyłam dziewięć lat, nie pamiętasz? – odpowiedziałam podchodząc do jego łóżka. Zamrugałam przeganiając łzy, ale i tak czułam, że za moment pewnie się poryczę.

- No tak, zapomniałem. Podjęłaś decyzję dawno temu, co? – mruknął i lekko się skrzywił, kiedy pielęgniarka zawiązywała mu opatrunek.

AshesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz