Ash
Montana
Rok później
- Naprawdę ogarniesz ten złom? – spytał Teddy zerkając na swojego zdezelowanego Chevroletta, podczas gdy ja wycierałem brudne od smaru palce w wysłużoną ściereczkę.
- Zależy co masz na myśli. Nie zamienię go na lepszy model, ale sprawię, że odpali – zaciągnąłem się papierosem, a później zgasiłem go moim glanem i wróciłem do grzebania w moim kolejnym zleceniu.
Rok temu, gdy osiedliłem się na totalnym zadupiu w Montanie, postanowiłem zająć się czymś w czym jestem dobry. A poza graniem na gitarze i pianinie byłem dobry tylko w jednej rzeczy. W mechanice.
Tak więc założyłem własny warsztat i teraz miałem naprawdę sporo klientów, a dom na odludziu z wielkim garażem, który odziedziczyłem po dziadku idealnie nadawał się moją siedzibę.
Dziadek zmarł. Byłem przy nim i milczeliśmy wspólnie przez wiele tygodni kiedy odchodził. A później zniknął z mojego życia zostawiając mi dom i warsztat, ale w tym całym smutku, mimo końca tak ważnej dla mnie epoki, pomyślałem, że jest to swojego rodzaju szansa na nowy początek.
Lubiłem moje zajęcie. Siedziałem w ciszy, dłubiąc w silnikach, ograniczając kontakty z innymi ludźmi do minimum – czyli do kilku rozmów na temat tego co dzieje się z ich samochodami, czy motorami, a potem przechodziłem do rzeczy.
Montana była cicha, dzika i rozumieliśmy się bez słów. Gdybym mógł wyemigrowałbym na Alaskę i zaszył się głęboko w górach, ale póki co, to co miałem musiało mi wystarczyć. Mieszkałem na przedmieściach Kalispell, które było stosunkowo sporym miastem z nienajgorszym wskaźnikiem ludności wynoszącym koło 25 tysięcy mieszkańców – oczywiście jak na Montanę, będącą najsłabiej zaludnionym Stanem w całej Ameryce. Dzięki temu, mimo że mieszkałem na odludziu miałem klientów nie tylko wśród mieszkańców ale też przyjezdnych i turystów, którzy chcieli zobaczyć położony w sąsiedztwie naszego miasteczka Park Narodowy Glacier.
- Jesteś najlepszy, synu. Nie znam drugiego z taką cierpliwością i pasją – mrugnął do mnie bezzębny Teddy, po czym wymaszerował poklepując czule swoją furgonetkę.
Wróciłem do pracy, gdy usłyszałem swój telefon. Miałem go olać, ale był naprawdę natrętny, więc w końcu odebrałem połączenie. W słuchawce usłyszałem głos Huntera i dostałem dreszczy. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać – z nim, lub z kimkolwiek innym, ale wiedziałem że nie odpuści dopóki nie zamienię z nim choć kilku słów.
- Stary, co słychać?
- Nic - bąknąłem, chcąc wrócić jak najszybciej do swojego zajęcia.
- Ciągle jesteś na mnie wściekły?
Czy byłem na niego wściekły? Nie bardziej niż na siebie.
- Przepraszałem cię milion razy. Już wtedy miałem wyrzuty sumienia, ale po rozmowie z Sunny zrozumiałem, że naprawdę przegiąłem…
Jej imię zadziałało na mnie jak zastrzyk z adrenaliny, więc zacisnąłem powieki, aby starać się stłumić narastające emocje których nie potrzebowałem i uczucia których nie rozumiałem.
- Daj spokój – przerwałem mu, ponieważ nie chciałem tęsknić jeszcze bardziej słuchając że walczyła o mnie, zresztą jak zwykle, podczas gdy cały świat z moim przyjacielem włącznie miał mnie w dupie.
- Ale nawet nie wiesz jak mi głupio. Wiem, że przesadziłem. I żałuję… Ash, wybacz mi…
- Wybaczyłem – odpowiedziałem martwo.
CZYTASZ
Ashes
RomanceZnajdziesz tu: ☀️ grumpy/sunshine 🔥 różnica wieku 🎸 muzycy ⚡️ przyjaciel brata ❤️🔥 hate/love ❤ spotkanie po latach 18+ *Ash i Sunny* HURT#1 ❤❤❤ - Więc na co czekamy? Jutro wylatujesz, a przed nami długa noc, prawda? - powiedziałam, gdy pochylił...