Rozdział 33

904 141 33
                                    

Ash

Montana

Rok później

- Naprawdę ogarniesz ten złom? – spytał Teddy zerkając na swojego zdezelowanego Chevroletta, podczas gdy ja wycierałem brudne od smaru palce w wysłużoną ściereczkę.

- Zależy co masz na myśli. Nie zamienię go na lepszy model, ale sprawię, że odpali – zaciągnąłem się papierosem, a później zgasiłem go moim glanem i wróciłem do grzebania w moim kolejnym zleceniu.

Rok temu, gdy osiedliłem się na totalnym zadupiu w Montanie, postanowiłem zająć się czymś w czym jestem dobry. A poza graniem na gitarze i pianinie byłem dobry tylko w jednej rzeczy. W mechanice.

Tak więc założyłem własny warsztat i teraz miałem naprawdę sporo klientów, a dom na odludziu z wielkim garażem, który odziedziczyłem po dziadku idealnie nadawał się moją siedzibę.

Dziadek zmarł. Byłem przy nim i milczeliśmy wspólnie przez wiele tygodni kiedy odchodził. A później zniknął z mojego życia zostawiając mi dom i warsztat, ale w tym całym smutku, mimo końca tak ważnej dla mnie epoki, pomyślałem, że jest to swojego rodzaju szansa na nowy początek.

Lubiłem moje zajęcie. Siedziałem w ciszy, dłubiąc w silnikach, ograniczając kontakty z innymi ludźmi do minimum – czyli do kilku rozmów na temat tego co dzieje się z ich samochodami, czy motorami, a potem przechodziłem do rzeczy.

Montana była cicha, dzika i rozumieliśmy się bez słów. Gdybym mógł wyemigrowałbym na Alaskę i zaszył się głęboko w górach, ale póki co, to co miałem musiało mi wystarczyć. Mieszkałem na przedmieściach Kalispell, które było stosunkowo sporym miastem z nienajgorszym wskaźnikiem ludności wynoszącym koło 25 tysięcy mieszkańców – oczywiście jak na Montanę, będącą najsłabiej zaludnionym Stanem w całej Ameryce. Dzięki temu, mimo że mieszkałem na odludziu miałem klientów nie tylko wśród mieszkańców ale też przyjezdnych i turystów, którzy chcieli zobaczyć położony w sąsiedztwie naszego miasteczka Park Narodowy Glacier.

- Jesteś najlepszy, synu. Nie znam drugiego z taką cierpliwością i pasją – mrugnął do mnie bezzębny Teddy, po czym wymaszerował poklepując czule swoją furgonetkę.

Wróciłem do pracy, gdy usłyszałem swój telefon. Miałem go olać, ale był naprawdę natrętny, więc w końcu odebrałem połączenie. W słuchawce usłyszałem głos Huntera i dostałem dreszczy. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać – z nim, lub z kimkolwiek innym, ale wiedziałem że nie odpuści dopóki nie zamienię z nim choć kilku słów.

- Stary, co słychać?

- Nic -  bąknąłem, chcąc wrócić jak najszybciej do swojego zajęcia.

- Ciągle jesteś na mnie wściekły?

Czy byłem na niego wściekły? Nie bardziej niż na siebie.

- Przepraszałem cię milion razy. Już wtedy miałem wyrzuty sumienia, ale po rozmowie z Sunny zrozumiałem, że naprawdę przegiąłem…

Jej imię zadziałało na mnie jak zastrzyk z adrenaliny, więc zacisnąłem powieki, aby starać się stłumić narastające emocje których nie potrzebowałem i uczucia których nie rozumiałem.

- Daj spokój – przerwałem mu, ponieważ nie chciałem tęsknić jeszcze bardziej słuchając że walczyła o mnie, zresztą jak zwykle, podczas gdy cały świat z moim przyjacielem włącznie miał mnie w dupie.

- Ale nawet nie wiesz jak mi głupio. Wiem, że przesadziłem. I żałuję… Ash, wybacz mi…

- Wybaczyłem – odpowiedziałem martwo.

AshesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz