Rozdział 47

984 134 66
                                    

Sunny

Kolejne dni minęły nam zaskakująco szybko i przyjemnie, mimo moich nienajlepszych przeczuć.

Hunter cały czas siedział z Ashem w  garażu i byli niemal nierozłączni, ale noce mieliśmy dla siebie, więc nie narzekałam, tym bardziej że Ash czuł się znacznie lepiej, a kiedy zasugerowałam w rozmowie, że łączy nas coś więcej i  powinniśmy to w końcu nazwać, wyjęczał że mnie kocha, a potem dodał:  „Tak Sunny, o tak nie przestawaj… Yhymmm, będzie jak sobie życzysz, jestem twój… O taaak… „ – mniej więcej coś takiego. Co prawda był wtedy pode mną, a ja siedziałam na jego biodrach wsuwając go głęboko w siebie i właśnie dawałam mu nieziemski orgazm wijąc się na nim niczym tancerka egzotyczna, cała wysmarowana olejkiem kokosowym, ale i tak odniosłam to za sukces.

Ash był wzrokowcem i uwielbiał patrzeć, więc często robiłam mu właśnie takie przedstawienia. Szczególnie lubił sposób w jaki go pieprzyłam i nie mógł wtedy oderwać ode mnie wzroku, więc dla urozmaicenia wprowadziłam właśnie olejek kokosowy, najpierw wykonując dla niego erotyczny taniec podczas którego aplikowałam olejek na piersi, uda, brzuch i tyłek w akompaniamencie wzdychania i pojękiwania, a później kochałam się z nim konkretnie nasmarowana, ponieważ Ash po odkryciu magicznych zdolności tego rodzaju specyfików dosłownie oszalał na ich punkcie. A właściwie oszalał na punkcie mojego ciała. I to dosłownie. Non stop chciał uprawiać seks, a kiedy kończyliśmy, i nawet ja - z moją niemal nieograniczoną kondycją - byłam absolutnie wycieńczona, wsmarowywał w moje piersi i brzuch kolejne porcje olejku, podniecając się na nowo w ciągu kilku minut.

Cholera, było naprawdę gorąco. Nawet w najśmielszych snach nie podejrzewałam go o taki temperament.

Tak czy inaczej, wracając do tematu…  Wspomniałam Ashowi o tym że wypadałoby poinformować Huntera o tym co nas łączy i właściwie twierdził że jest na to gotowy, ale postanowiłam dać mu trochę więcej czasu.

W końcu Ash i tak robił ogromne postępy nie tylko w kwestii formy, którą odzyskiwał po wypadku – to że zaprosił Anę ze względu na mnie było najpiękniejszym prezentem jaki mógł mi dać. Wiedziałam, że Ana będzie spędzała czas w Montanie wyjątkowo aktywnie,  wyruszając na wycieczki i górskie wędrówki -  i to głównie by mieć towarzystwo właśnie na  takich wyprawach wzięła ze sobą Ruby, ale mimo to miałyśmy mieć również sporo czasu dla siebie.

Byłam niesamowicie szczęśliwa z takiego obrotu spraw, miałam mieć przy sobie Asha, Huntera i Anę czyli najbliższe mi osoby spędzające ze mną wakacje w miejscu, które kojarzyło mi się najlepiej na świecie.

Vince zniknął właściwie zaraz po śniadaniu kilka dni temu, i od tamtego czasu go nie widziałam.

Oprócz tych kilku słów które zamieniliśmy w kuchni, kiedy podawał mi kubek z kawą nie mieliśmy ani jak porozmawiać, ani jak poznać się chociaż odrobinę. Wyszedł z  domu przerzucając przez ramię torbę i z tego co zauważyłam nie wrócił do tej pory. Hunter pisał mi jedynie, że dzisiaj powinien się na chwilę  zjawić, ponieważ umówili się w salonie na szesnastą, ale nie czułam już strachu ani nerwów. Minęły jak za dotknięciem magicznej różdżki w  momencie w którym zobaczyłam jego twarz. Vince miał w  sobie coś takiego… Łagodnego, delikatnego i subtelnego. Mimo tego jaki był onieśmielający czy przystojny natychmiast wzbudzał zaufanie i sympatię. 

Żałowałam że nie mam sposobności, aby poznać go choć trochę lepiej.

Również właśnie tego dnia Ana i Ruby wpadły do domu jak dwa huragany, w czasie kiedy Ash z Hunterem jak zwykle przebywali w garażu. Nie mogłyśmy się nacieszyć sobą więc ciągle przytulałam moją przybraną siostrę i chichotałyśmy jak wariatki planując wspólnie całe wakacje, a później wypiłyśmy kawę plotkując i omawiając najbliższą wycieczkę na którą miała wybrać się ze swoją przyjaciółką.

AshesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz