Rozdział 18

869 134 62
                                    

Hunter

 Dziesięć lat później

- Ścisz to cholerstwo, bo zaraz wybuchną mi bębenki – Wood wsadził sobie palce w uszy piorunując Asha wzrokiem.

- Mam nadzieję że wybuch będzie krwawy – powiedział beznamiętnie mój przyjaciel, podkręcając muzykę.

- Popieram Aarona – wrzasnąłem ściszając niemiłosierne wrzaski elektrycznej gitary.

Ash westchnął przeciągle i przyśpieszył, bo właśnie wjechaliśmy na drogę krajową prowadzącą do Nowego Jorku.

- Boisz się powrotu w rodzinne strony, stary? – spytał Aaron, który kilka lat temu skończył psychologię i teraz każdego traktował jakby był pacjentem leżącym na jego kozetce.

- Nie. Cieszę się. Nie widziałem wujków i dziewczyn od strasznie dawna, aż mi głupio… Ana jest prawie dorosła, Sunny będzie miała już… Cholera, dwadzieścia jeden lat – dodałem po sekundowym namyśle.

Wracaliśmy z Anglii z nowym nastawieniem, chociaż pobyt tam był naprawdę wspaniałym przeżyciem. Zwiedziliśmy wiele krajów, zobaczyliśmy sporo zabytków, których u nas brakowało, zdobyliśmy mnóstwo wiedzy, przeżyliśmy naszą wczesną młodość w stu procentach i nie mogłem być za to bardziej wdzięczny, ale tęskniłem za domem i odrobiną spokoju.

Po trzech latach pobytu w Londynie dołączył do nas Aaron Wood, który był piekielnie inteligentny, ponad to zabawny i wygadany, a za Asha dosłownie dałby się pokroić – i to z zażyłą wzajemnością. Ash chronił Aarona od dziecka i niemal siłą ściągnął go do naszego mieszkania, kiedy mały Wood mógł już wyjechać na studia. Dzieciak był tak mądry, że dostał stypendium, a Ash zapłacił z jego bilet, zakwaterowanie i całą resztę, bo jak już wspomniałem - jak na kogoś, kogo w życiu bym o to nie podejrzewał – miał zaskakująco dobre serce.

Tonyego Moretti poznaliśmy kilka lat temu w Anglii i tym razem to on postanowił zmienić otoczenie wyjeżdżając z nami do Stanów. Właściwie zgadaliśmy się dlatego, że naprawdę nieźle grał na gitarze, a ponad to okazało się że miał ciocię w Nowym Jorku, którą zawsze chciał odwiedzić – i tak oto stworzyliśmy swoją ekipę: Ja, Ash, Tony i Aaron.

Lata mijały a my byliśmy tak zajęci naszą codziennością, że mieliśmy naprawdę niewiele czasu na odwiedzanie naszych rodzin. Oczywiście od czasu do czasu wpadaliśmy na święta, ale słowo wpadaliśmy było tutaj idealnym odzwierciedleniem tego jak wyglądały nasze odwiedziny. Byliśmy dorośli, a nasi rodzice cieszyli się że rozwijamy się i spełniamy swoje marzenia gdzieś w świecie. Szczególnie rodzice Asha.

Decyzja o powrocie do Stanów narastała w nas od kilku miesięcy. Chcieliśmy wrócić i chociaż docelowo nie wiedzieliśmy jeszcze gdzie zostaniemy, o tyle zamierzaliśmy przez jakiś czas zostać w Nowym Jorku, aby zastanowić się jakie będą dalsze losy naszego zespołu, czy zamierzamy dalej poświęcać czas na jego rozwój, czy też pracować w wyuczonych zawodach. Ja studiowałem muzykę, więc praca w szkole i uczenie dzieciaków gry było dla mnie ciekawym rozwiązaniem. Ash nie nadawał się do pracy zespołowej ale był pieprzonym geniuszem - na gitarze i fortepianie grał jak mało kto i w każdej filharmonii, teatrze lub operze drzwi stały dla niego otworem, ale że - jak to on – był pełen sprzeczności i studiował mechanikę maszyn mógł robić naprawdę wiele ciekawych rzeczy.

AshesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz