Rozdział 39

811 140 19
                                    

Sunny

- Jak on się czuje?

- Nie najlepiej. Całe szczęście, że przyjechałam. Wczoraj wypisali go ze szpitala, a teraz jestem z nim u niego w domu. Tu do zwykłego sklepu jest daleko, a on z tą roztrzaskaną nogą i poharataną ręką ma problem z podstawowymi czynnościami. Świetnie sobie radzi, jak to Ash, ale nawet on nie przeskoczy pewnych rzeczy… Oczywiście udaje że nic mu nie jest, ale zdecydowanie potrzebuje pomocy.

- A jak jego… No wiesz, jak jego samopoczucie? Jak radzi sobie emocjonalnie?

Westchnęłam przypominając sobie to w jakim stanie zastałam jego dom, gdy tu przyjechałam i zastanawiałam się jak odpowiedzieć na to pytanie.

- Znasz Asha. Powinien być między ludźmi aby normalnie funkcjonować, a tutaj… Jest zupełnie sam. Dłubie w samochodach i nie zauważyłam, aby miał tu kogoś bliskiego. Ale ogólnie nie jest najgorzej. Teraz ważne, aby wrócił do zdrowia.

- Na pewno możesz zostać z nim zanim ja przylecę?

- Zostanę ile będzie trzeba, Hunt. Spokojnie…

- Okej, w takim razie byle do wakacji…

- W porządku. A co u ciebie?

- Właściwe po staremu.

- Wprowadziłeś się do Pen?

- Nie… - zamilkł jakby zastanawiał się co mi odpowiedzieć, więc ciekawa byłam czy w ogóle jeszcze są razem.

- Zerwaliście?

- Tak wyszło… Zupełnie do siebie nie pasowaliśmy. Chciała we mnie zmienić niemal wszystko. Pewnie wolałaby kogoś takiego jak Vince, nie ma o czym mówić…

- Jak kto?  

- Kojarzysz Vinca Vendera? – spytał od niechcenia, i brzmiał jakby coś przeżuwał, a mi krew odpłynęła z twarzy, więc wzięłam głęboki oddech aby przypadkiem nie zasłabnąć. – Pewnie nie, byłaś za mała. To syn Rity, koleżanki mamy. Nie pamiętasz też jej, niby jakim cudem. Ale to mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa, pomagał nam. Jest kilka lat ode mnie starszy, jego mama jest w połowie Japonką dlatego wyprowadził się do Azji jako nastolatek. Wrócił w zeszłym roku i wpadliśmy na siebie w klubie. To rewelacyjny facet, gdybyś nie wyjechała pewnie byśmy się umówili we trójkę…

- Właściwie chyba go kojarzę…

- Tak? To taki wysoki brunet, przynosił nam różne rzeczy…

- Tak, właśnie coś sobie przypominam.

- Spoko, no widzisz.

- A ile on teraz ma lat?

- Ymmm. Ze trzydzieści dwa? Albo raczej trzydzieści trzy. Był ode mnie o cztery lata starszy.

Czyli kiedy niósł mnie do swojego pokoju miał czternaście lat. Mi wydawał się wtedy zupełnie dorosły.

- Wszystko u niego dobrze?

- Tak, wszystko okej. Nic się nie zmienił – Hunter zaśmiał się ciepło – Uściskaj ode mnie Asha, siostrzyczko. Powiedz mu że go kocham, i łamie mi serce tym, że nie odwzajemnia mojego uczucia – odparł z udawanym przejęciem a ja parsknęłam śmiechem.

- Jestem pewna że odwzajemnia, Hunt. Tylko…

- Nie umie o tym mówić?

- Dokładnie.

- Ciebie też kocha, Sun.

Przełknęłam ślinę patrząc na drzwi wejściowe od jego domu.

- Kończę siostrzyczko. Będę najpóźniej za tydzień.

- Nie spiesz się. Poradzimy sobie, zresztą i tak pewnie zostanę na dłużej.

- Nie musisz wracać do pracy?

- Już ci mówiłam, że moje dziewczyny poradzą sobie bez aerobiku.

- Tak, ale mogą znaleźć nową trenerkę.

- Niestety, są takie sytuacje w życiu, które zmuszają nas do przewartościowania pewnych spraw.

Nie umiałam dodać, że dla mnie najważniejszą sprawą od zawsze był Ash, ale chyba nie musiałam ponieważ Hunter zamilknął na dłuższą chwilę.

- Co was łączy, Sun? – spytał poważnym tonem.

- Nic takiego. Jest przyja…

- Przestań mi tu pieprzyć o przyjaźni, Sunny. Dobrze wiem, że to coś więcej. Dlaczego to przede mną ukrywacie? Co jest między wami?

- Hunter, przecież nie widziałam go od roku, co może być między nami?

- Ale kiedy mieszkał u ciebie. Byliście wtedy razem?

- Nie Hunter. Zresztą, to skomplikowane.

- Kochasz go. Nie tak jak ja, jak brata, jak przyjaciela, kochasz go mocniej, i nie wiem czy to dlatego że łączyło was coś więcej, czy po prostu wciąż jesteś zadurzoną dziewczynką…

- Nie jestem już dziewczynką, Hunter… Jestem kobietą. I mam prawo robić co mi się podoba i kochać kogo mi się podoba.

- Ale on…

- Możesz przestać? Przerabialiśmy to…

- Sun? Nie daj złamać sobie zbyt brutalnie serca, okej?

Pokręciłam głową ściskając nasadę nosa.

- Kto to mówi.

- O co ci chodzi?

- O nic, Hunter. Ash nie złamie mi serca, postaraj się zająć swoim życiem miłosnym, ponieważ póki co jest dość rozczarowujące, nie uważasz?

- Dobra, koniec tematu. Do usłyszenia, Sunny.

- Dobrej nocy – rozłączyłam się i schowałam twarz w dłoniach.

Całe szczęście, że nie było mnie w Nowym Jorku. Ostatnia rzeczą na jaką miałam ochotę było natknięcie się na Vinca… Vendera.

Nieważne. To był z pewnością dobry chłopak i nie było jego winną, że kojarzył mi się z najokropniejszym czasem mojego życia. Pomagał nam i byłam mu wdzięczna, ale przy okazji był też cieniem z przeszłości o którym chciałam zapomnieć. Podobnie jak mój ojciec, Rita, stara przyczepa, ludzie z opieki społecznej i cała reszta. Tylko Hunter był kimś kto nie kojarzył mi się źle mimo tego, że uczestniczył w tym wszystkim każdego dnia. Kochałam go nad wszystko na świecie, więc z pewnością był to główny powód.

Wstałam przecierając zmęczone oczy i ruszyłam do domu. Weszłam do sypialni Asha i zobaczyłam, że śpi. Podeszłam do niego i w ciszy podziwiałam jego profil - długie, czarne rzęsy i pełne usta. Prześledziłam palcem po linii jego szczęki i delikatnych nierównościach w okolicy warg, a później poszłam do swojego pokoju, aby znaleźć choć jeden powód dla którego powinnam stąd wyjechać, kiedy pojawi się Hunter.

AshesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz