Rozdział 25

902 144 39
                                    

Sunny

Burza rozszalała się na dobre, a ja szlochałam w najlepsze użalając się nad sobą.

Nie myślałam o Vinniem od… Kilkunastu lat. Nie myślałam o nim kiedy mama Zara znalazła nas w naszej przyczepie po tym jak ojciec wpadł w szał pewnej deszczowej nocy. Nie myślałam o nim, kiedy trafiłam do nowej rodziny i w końcu miałam swoją własną mamę, ani kiedy zobaczyłam Asha. Nie myślałam o nim kiedy jako mała dziewczynka ładowałam się do łóżka pewnego czarnookiego chłopaka jakby był… Kimś kto wyciągnął mnie z ciemnej, brudnej przyczepy w najstraszniejszą noc mojego życia. Ale tamten chłopiec nie był Vinniem, był Ashem – był kimś innym, kimś kto uratował mnie na nowo i ratował mnie przez wiele nocy, przytulając mnie i słuchając wszytskiego co chciałam mu powiedzieć. W jego spokoju odnajdywałam ukojenie, uwielbiałam skrywać się w cieniu jego silnych ramion i znajdowałam radość we wszystkim co go dotyczyło.

Ale dzisiaj z jakiegoś powodu przypomniałam sobie tamtą noc.

Jak on się nazywał? Vinnie… To zdrobnienie od Vincenta? Była szansa aby Hunter pamiętał jego nazwisko? Czemu właściwie się nad tym do cholery zastanawiałam? Co to miało za znaczenie?

Schowałam twarz w dłoniach próbując się uspokoić i wyrzucić z głowy potworne wspomnienia.

Nie chciałam pamiętać o Vinniem, ani o ojcu, o opiece społecznej, ani o przyczepie, ani o tych wszystkich strasznych chwilach.

Chciałam… Aby Ash dzisiaj nie uciekł. Chciałam cofnąć czas i nie zaproponować mu czegoś tak koszmarnie zawstydzającego. Chciałam… Mieć go przy sobie.

Tylko tyle. Albo aż tyle.

Przytuliłam poduszkę pociągając nosem i cała podskoczyłam na dźwięk rozdzierającego huku. Och, ależ nienawidziłam burzy… Starałam się wyciszyć oddychając miarowo, ale kiedy usłyszałam pukanie do drzwi zamarłam z bezruchu.

Strach dosłownie mnie sparaliżował. Od razu wyobraziłam sobie scenę rodem z „Krzyku” i usiadłam na łóżku z szeroko otwartymi oczami. Kolejne mocne uderzeniu pioruna sprawiło, że krew zmroziła mi się w żyłach. Może to pukanie tylko mi się przesłyszało…?

Jakby w odpowiedzi usłyszałam, że ktoś dobija się do moich drzwi mocniej, więc wstałam z przerażeniem z łóżka, kierując się do przedpokoju.

Zastanawiałam się, czy nie wziąć noża z kuchni, ale najpierw postanowiłam zapytać przez drzwi kto do cholery przychodzi do mojego mieszkania prawie o pierwszej w nocy.

- Kto tam? – spytałam roztrzęsionym głosem.

- To ja, Sunny. Otworzysz mi? – niski, lekko zachrypnięty głos mógł należeć tylko do jednej osoby, ale byłam w takim szoku, że dosłownie nie mogłam w to uwierzyć.

- Ja czyli kto?

- Ash. Otworzysz?

Uchyliłam lekko i zobaczyłam go stającego na korytarzu i zupełnie przemoczonego. Woda kapała z jego włosów na twarz i ramiona, koszulkę miał tak mokrą że mogłam zobaczyć każdy z mięśni, które przez nią przebijały.

- Ash, co się stało? Wszystko dobrze?

- Chcę porozmawiać. Wpuścisz mnie?

Natychmiast otworzyłam mu drzwi i patrzyłam jak wchodzi do mojego mieszkania. Zastanawiałam się, czy przypadkiem mi się to nie śni, ale stwierdziłam że to absolutnie nie możliwe.

Skupił na mnie swoje oczy i zmarszczył brwi.

- Płakałaś.

- O tak… Od jakiś – zerknęłam na wyimaginowany zegarek na swoim nadgarstku – Czterech godzin.

AshesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz