Rozdział 8

1K 154 6
                                    

Hunt

Ojciec Asha wszedł do kuchni z wymuszonym uśmiechem rozciągającym jego przystojną twarz. Patrzył na swoja żonę chcąc ją zapewne pocieszyć, ale ona chyba była zbyt roztrzęsiona, aby odwzajemnić uśmiech.

- Aż tak źle?

- Nie, będzie dobrze… Tylko, muszę do niego jakoś przemówić. Ash zawsze był inny…

- Ale inny w jaki sposób? – Spytał wujek Ben.

- Nie umiem tego opisać – ojciec Asha westchnął, przecierając dłońmi twarz.

- Ale… Może wrodził się do twojego ojca? No wiesz… - Dodał wymownie wujek, a ja zmarszczyłem brwi ciekawy o co chodzi.

- Tak, też to podejrzewam. Ale on nie współpracuje, nie mam jak tego skonsultować.

- A kiedy był mały?

- Nie odzywał się na wizytach nawet słowem. Siedział nieruchomo, nie było szans aby go przekonać do jakiejkolwiek współpracy, czy interakcji.

- Cholera…

- Zmieńmy temat, zresztą powinniście odpocząć po podróży, pomogę wam z bagażami, pokoje na górze są przygotowane także myślę, że…

- A czy ja mógłbym z nim porozmawiać? Może posłucha kogoś w swoim wieku? Może mi się uda?

Wszyscy spojrzeli na mnie, a ciocia Zara nie wyglądała na zachwyconą. Chyba Ash nie zrobił na niej zbyt dobrego wrażenia.

- Skarbie, no nie wiem…

- Mamy taką samą pasję. Może to będzie dobre na początek?

- On musi zostać ukarany Hunt, a te cholerne instrumenty to jedyne na czym tak naprawdę mu zależy…

- Nie wiem, czy zabieranie mu jedynej rzeczy dzięki której coś czuje to dobra opcja. Może spróbujmy z całą resztą, ale to na razie zostawmy? Przynajmniej póki jest Hunter, może faktycznie się dogadają. Hunt to cudowny chłopiec, może będzie miał dobry wpływ na Asha – powiedziała z nadzieją Christina.

Jego ojciec westchnął, ale pokiwał głową.

- Okej, możemy spróbować. Dziękuję ci Hunt – poklepał mnie po ramieniu  po czym złapał walizki, i z pomocą wujka Bena zaczął zanosić nasze rzeczy na piętro. Tyler podobno już był w swoim pokoju brał kąpiel po podróży i odpoczywał i nagle ja też poczułem się naprawdę zmęczony.

Wziąłem dwa bagaże i ruszyłem za nimi, a kiedy pokazali mi mój pokój zamknąłem się w nim, po czym poszedłem pod prysznic. Gdy się wykąpałem spojrzałem w lustro i dotknąłem swoich ust. Nie wiem jakim cudem doszło do tego, że mój pierwszy pocałunek miał miejsce z chłopakiem, ale stało się.  

Ash był dziwny. Trochę mnie przerażał, ale sposób w jaki rozmawiał z Sunny nie był tak koszmarny jak to, czego się po nim spodziewałem. No i nie odpychał jej mimo że właziła mu na kolana, i opierała się o niego, chociaż najwyraźniej bardzo tego nie lubił.

- Puk, puk – usłyszałem za swoimi drzwiami i natychmiast się uśmiechnąłem.

- Kto tam?

- Marchewka.

- Jaka marchewka?

- Marchewka nie ma nazwiska, głuptasie!

- Więc skąd mam wiedzieć czy znam tę marchewkę? – Spytałem i otworzyłem jej drzwi, a ona zachichotała wyraźnie podekscytowana naszymi arcynieśmiesznymi żartami.

- Pobawisz się ze mną?

- Właściwie planowałem iść do Asha, pogadać z nim trochę. Zastanawiam się, czy mógłbym się z nim zaprzyjaźnić.

- Na pewno byś mógł!

- A skąd wiesz?

- Bo ciebie lubią wszyscy… Poza tym będzie mężem Sunny, to wiesz. Musicie się lubić – odparła z poważną miną.

- Racja.

- Zanim do niego pójdziesz… Posiedzisz ze mną chociaż troszkę? – Spytała wchodząc do mojego pokoju – Wzięłam nam żelki owocowe – wyjęła torebeczkę z kieszonki w sukience i uśmiechnęła się przebiegle.

Westchnąłem i pokręciłem głową.

- Niech ci będzie, ale wszystkie zielone są moje.

AshesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz