32

242 15 16
                                        

Kilka dni później wróciliśmy do domu. Dziećmi w tym czasie opiekowała się Jessica.
Z radosnymi buziami i powitalnymi okrzykami zostaliśmy zaatakowani przez nie jeszcze w samochodzie, z którego nie zdążyliśmy wyjść. Opowiedzieliśmy im o domie nad oceanem, o plaży. Siedziały słuchając nas, jak zaczarowane, kiedy opisywaliśmy dom i okolicę. Obiecaliśmy, że jak tylko uporamy się z promocją płyty, pojedziemy tam na weekend.

- Tatusiu, bo ja i Lucy chcielibyśmy was o coś zapytać. Tylko nie gniewajcie się dobrze? - Przerwał nagle Justin.

- Spokojnie słonko, pytajcie, o co chcecie. Nikt się na was nie będzie gniewał. - Zachęciłam go do rozmowy.

- Bo tak się zastanawialiśmy. Skoro tatuś jest naszym tatusiem i ożenił się z tobą. To czy możesz zostać naszą mamą? - Zawstydzony wycofał się, łapiąc siostrę za rękę.

Zaniemówiliśmy. Oczy zaszły mi łzami, nigdy nie pomyślałam, że mogłabym stać się oficjalnie ich mamą i że one tego chcą. Spojrzałam na Mike'a, który był równie mocno zaskoczony.

- Jeśli tylko tego pragniecie, to będzie dla mnie zaszczyt móc zostać waszą mamą.

Oboje zerwali się i rzucili na mnie, obejmując i całując w policzki, po których płynęły łzy.

- Tatusiu, a dlaczego nic nie mówisz? Ty się nie zgadzasz? - Lucy patrzyła na ojca, który w milczeniu obserwował całą sytuację.

- Ależ oczywiście, że się zgadzam kochanie. Zuza jest moją żoną i mamą waszego, przyszłego rodzeństwa, a więc i waszą.

Oboje spojrzeli po sobie, ja również spojrzałam na niego zdziwiona tymi słowami.

- Czy to znaczy, że będę miała braciszka albo siostrzyczkę? - Piszczała podskakując i klaszcząc w dłonie.

- Bardzo bym chciał, ale nie wiem, kiedy bocian zrealizuje nasze zamówienie, które jemu złożyliśmy.

- Oj tatusiu, tak to się nigdy tego rodzeństwa nie doczekamy. Wy nadal wierzycie w bociana? Każdy wie, że to bujda dla małych dzieci - odezwał się Justin i z poważną miną nas uświadamiał.

Popatrzeliśmy na siebie oszołomieni i zawstydzeni wiedzą dzieciaków. W końcu parsknęliśmy śmiechem, na widok małej Lucy, stojącej z rękoma wspartymi na biodrach i kręcącej z dezaprobatą głową.

Odwiedzili nas rodzice Mike'a i Jeff z Marry. Teście byli dla mnie bardzo życzliwi i z otwartymi ramionami przyjęli do rodziny. Nigdy nie znałam swoich rodziców, dlatego ich miłość i dobre słowo, były dla mnie czymś niezwykle ważnym. Miałam tatę i mamę. Za to niezbyt komfortowo czułam się w obecności Jeffa i Marry. Marry swoim zachowaniem i kąśliwymi uwagami, dawała do zrozumienia, że mnie nie akceptuje i nie lubi. Z wzajemnością, bo ja także nie darzyłam jej zbytnią sympatią. Co do Jeffa, był moim przyjacielem i bardzo go lubiłam, jednak nie mogłam wyrzucić z pamięci wydarzeń w ogrodzie, kiedy mnie pocałował i wyznał miłość. Czułam się niezręcznie, bo widziałam jego smutne oczy, gdy Mike obnosił się z naszą miłością i snuł plany na przyszłość. Robiłam wszystko, by uniknąć pozostania sam na sam z nim. Bałam się trudnych pytań i rozmowy, którą odwlekałam w czasie, choć wiedziałam, że kiedyś i tak nadejdzie.

Mike z tatą i bratem zajęci byli rozmową, Marry z teściową zniknęły gdzieś w domu, więc wykorzystałam ten czas i udałam się nad staw, w ulubione miejsce przy wodospadzie. Chciałam pobyć sama ze swoimi myślami. Długo tą samotnością się nie nacieszyłam, bo odnalazł mnie Jeff. Widziałam, że obserwował każdy mój gest, ruch, uśmiech, słowo. Nie sądziłam jednak, że za mną pójdzie. Było mi to nie na rękę, bo bałam się, że znów zrobi coś głupiego i w końcu ktoś to zobaczy.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałbym z tobą porozmawiać. - Usiadł, obok, ale w bezpiecznej odległości. Pewnie nie chciał, żebym poczułam się zagrożona, osaczona. Na próżno, bo poczułam to w chwili, kiedy nadszedł.

- Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. Lepiej będzie, jeśli wszystko zostanie tak, jak jest.

- A jak jest? Wcześniej świetnie się dogadywaliśmy, rozumieliśmy bez słów, a teraz unikasz mnie i uciekasz przede mną.

- Wybacz, ale sam sobie jesteś winien. Ja zawsze byłam uczciwa względem ciebie. Nigdy nie dałam ci do zrozumienia, że jesteś kimś więcej niż przyjacielem i szwagrem.

- Wiem i jest mi z tym cholernie źle. Popełniłem niewybaczalny błąd, wyznając ci miłość i całując. Chciałbym móc cofnąć czas, aby to się nigdy nie wydarzyło, ale nie potrafię. Mam straszne wyrzuty sumienia wobec ciebie i Mike'a. Zdradziłem was oboje. Czy kiedykolwiek będziesz w stanie mi to wybaczyć?

- Wybaczę ci, ale pod warunkiem, że już nigdy nie wrócimy do tego tematu i nikt się o tym nie może dowiedzieć. Zniszczyłoby to twoje małżeństwo, moim by mocno nadszarpnęło, a braterska więź zostałaby zerwana. Podzieliłoby to rodzinę i winę poniosłabym ja.

- Obiecuję zachować to w tajemnicy. Powiedz, czy istnieje, choć cień nadziei na to, że nadal pozostaniemy przyjaciółmi? Nie chciałbym stracić tego przez swoją głupotę, ale jeśli jest to niemożliwe, zrozumiem.

- Nigdy nie przestaliśmy nimi być, tylko nie rób już nic, co mogłoby to zniszczyć, dobrze?

- Dziękuję, nawet nie wiesz, jaki ciężar zdjęłaś z moich ramion.

Jeszcze jakiś czas rozmawialiśmy i wspominaliśmy wydarzenia z wesela. W drodze do domu śmialiśmy się z tego, jak Teresa wzięła sobie na cel ich kuzyna Martina.
Marry czekała przy schodach na męża, któremu najwyraźniej się do niej nie spieszyło. Miała skwaszoną minę i z niecierpliwością biła palcami o poręcz balustrady.

- Gdzieście się tyle czasu podziewali?! - Wypaliła gniewnie, gdy byliśmy na tyle blisko, by ją usłyszeć. - Widzę, że humorki wam dopisują.

- Wspominaliśmy wesele i poniosło nas nad staw. - Swobodnie, jakby od niechcenia rzucił Jeff.

- Powiem to raz i ostatni. Zostaw mojego męża w spokoju! Pilnuj lepiej swojego, bo jeszcze ktoś ci go sprzątnie sprzed nosa. - Sączyła swój jad, a w oczach dostrzegłam obłęd.

- Jak trafnie zauważyłaś, mam swojego męża, o którego martwić się nie muszę, ufam jemu. Ty za to swojemu nie. Chyba lepiej będzie jak opuścisz mój dom i wrócisz dopiero wtedy, gdy pójdziesz po rozum do głowy.

- Ty.. Ty...- Fukała i nadymała się, pąsowiejąc ze złości.

- Ty, co? Nie boję się twoich gróźb. Już wystarczająco napsułaś mi krwi, ty i twoja przyjaciółeczka Chantal. Od początku wiedziałam o waszym planie, z resztą Mike też. Mieliśmy niezły ubaw, kiedy odpierał kolejne próby uwiedzenia go przez nią. - Stanęłam tak blisko niej, że prawie stykałyśmy się nosami. Spojrzałam prosto w oczy, okazując pogardę dla jej zachowania. - Nie boję się ciebie i zapamiętaj sobie jedno. Nigdy, ale to nigdy nie próbuj stawać między mną a moim mężem, bo gorzko tego pożałujesz.

Jeff szczęśliwy, że ktoś wreszcie utarł nosa jego żonie, chwycił ją za rękę i pociągnął ku wyjściu. Zanim jednak zamknęły się za nimi drzwi, krzyknęła, że tego tak nie zostawi, a mi pokaże gdzie jest moje miejsce. Słysząc krzyki dobiegające z holu, Mike i rodzice przybiegli, domagając się wyjaśnień. W skrócie zdałam relację z przebiegu wydarzeń. Cindy była zdegustowana całym zajściem. Zdumiało mnie jednak to, że uznała, iż nie miałam prawa wyrzucać jej z domu, bo to dom Mike'a. Na szczęście stanął po mojej stronie. Oznajmiając, że to jest również mój dom i mam prawo robić, co chcę i kiedy chcę. Obrażona słowami syna zebrała swoje rzeczy i ponagliła męża do wyjścia. Próbowałam ją udobruchać, przekonać, żeby zostali, ale była zbyt urażona, że syn się przeciwstawił jej zdaniu. Z czasem wszystko wróciło do normy i przeprosiła mnie za swoje wcześniejsze zachowanie. Nawet nie podejrzewając, że kryje się pod tym drugie dno, a jej mroczne oblicze ujrzy światło dzienne.

DZIEWCZYNA ZNIKĄD Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz