15

269 21 4
                                        

Przez większość nocy nie spałam, wierciłam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Z resztą nie tylko ja. Trochę przesadziłam, wybuchając złością. Może niepotrzebnie tak na niego naskoczyłam, ale poczułam się w pewien sposób osaczona. Jakby moja niezależność w podejmowaniu decyzji została zagrożona. Chciał dobrze, a wyszło jak wyszło. Miałam wyrzuty sumienia, bo przecież tego wieczoru oświadczył mi się. To miały być nasze wspólne chwile, a ja je zepsułam. Do tego powiedziałam, że zastanawiam się nad cofnięciem swojej decyzji o ślubie. Musiało to jego zaboleć.

Rano planowałam jeszcze raz wrócić do rozmowy i przeprosić, ale gdy wstałam jego nie było w pokoju. Wrócił jakiś czas później w towarzystwie szefa ochrony, który planował bezpieczne opuszczenie hotelu. W samolocie także nie było czasu na rozmowę, bo wisiał na telefonie i konsultował ze swoimi prawnikami możliwe konsekwencje zerwania umowy z wytwórnią. Wyszłam na kretynkę i niewdzięcznicę, przynajmniej tak o sobie wtedy myślałam. Nie jedna osoba będąc na moim miejscu piszczałaby z zachwytu mając taką perspektywę przed sobą. Ale oczywiście nie ja. Ja musiałam wszystko zagmatwać i pochrzanić. Miałam ochotę rzucić się jemu na szyję i powiedzieć, że się zgadzam, żeby tylko przestał się gniewać i obwiniać za moją złość. Nie zrobiłam tego, siedziałam i milczałam nadal.

Prosto z lotniska pojechaliśmy do domu, gdzie rodzice i rodzeństwo Mike'a czekali na nas, by móc pogratulować synowi i bratu spektakularnych oświadczyn. A mnie oficjalnie powitać w rodzinie. My zaś robiliśmy dobrą minę i nawet nam się to udawało do chwili, kiedy oznajmiono przybycie prawników z wytwórni. Wszyscy spojrzeli na nas zdziwieni i pytając wzrokiem czekali na odpowiedź, która nie nadeszła. Usiedliśmy w gabinecie na skórzanych krzesłach, przy stole, zapraszając gości i zaczekaliśmy na naszych prawników, którzy niebawem do nas dołączyli. Mike przedstawił swoje i zarazem moje stanowisko z powagą i stanowczością, której dotąd u niego nie widziałam. W interesach zachowywał zimną krew i pokerową twarz.

- Rozumiem, że jesteście państwo świadomi, że nasza firma poniosła ogromne straty wstrzymując produkcję i wypuszczenie krążka na rynek. W konsekwencji zerwanie umowy wstępnej i pokrycie strat wiąże się z bardzo wysoką karą, którą państwo jesteście zobowiązani zapłacić. - Wyrecytował chłodno jeden z adwokatów wytwórni.

- Tak, jesteśmy świadomi i zapłacimy karę oraz pokryjemy dotąd poniesione koszty. - Odezwał się Mike.

Siedziałam z boku, odsunięta od prowadzonych rozmów i słuchałam prawniczego żargonu, którym wszyscy operowali. Brzmiało to bardzo poważnie, zwłaszcza, gdy była mowa o pieniądzach. Zrozumiałam wtedy, że tak naprawdę konsekwencje poniesie Mike, bo mnie nie było stać, żeby zapłacić, choć jednego dolara.

- Przepraszam panów, że przeszkodzę, ale o jakiej kwocie mówimy? Chodzi mi o karę i koszty. - Wtrąciłam z nienacka, co zdziwiło towarzystwo, łącznie z Mikiem. Wyglądało to tak, jakby zapomnieli o mojej obecności.

- Nie ważne ile, zapłacimy. Ty się o to nie martw.- Mike wziął do ręki długopis i już miał podpisać dokumenty, kiedy ja odsunęłam je od niego i położyłam obok siebie.

- Zadałam pytanie i chciałabym uzyskać na nie odpowiedź - zwróciłam się w jego stronę.

- Siedemset tysięcy dolarów, to łączna kwota. - Odezwał się prawnik.

- Ile?! - zakrztusiłam się powietrzem. - Mike powiedz, że to żart! - Byłam przerażona. Ta kwota to jakiś obłęd, a on chciał ją zapłacić, żeby tylko mnie zadowolić.

Niestety nie był to żart. Okazało się, ze początkowo chcieli milion dolarów, ale udało im się wynegocjować obniżenie do siedmiuset tysięcy. Nie mogłam pozwolić, żeby podpisano ugodę. W tej chwili, wbrew temu, co czułam i myślałam podjęłam decyzję. Podarłam dokumenty, co spotkało się z gniewnym spojrzeniem Mike'a i oburzeniem gości.

- Co ty robisz?!! Wiesz ile czasu poświęciłem na wynegocjowanie tych warunków?! - Nakrzyczał na mnie.

- Uspokój się i posłuchaj, co mam do powiedzenia. Proszę mi powiedzieć, co się stanie, jeśli zgodzę się podpisać kontrakt na wydanie singla? Czy wtedy odstąpicie od roszczeń wobec nas?- Zwróciłam się do łysiejącego eleganta po prawej.

Mike'owi opadły ręce. Pokręcił głową z niedowierzaniem i rezygnacją.

- Jeśli podpisze pani kontrakt, to nie poniesiecie żadnych kosztów, a pan Dawson nadal będzie współproducentem singla, jako jego główny sponsor.

Te słowa utwierdziły mnie w tym, że dobrze zrobiłam. Nie dość, że musiałby zapłacić im karę, to jako wspólnik poniósł by dodatkowe straty.

- Zatem poproszę o egzemplarz do podpisania. - Wyciągnęłam dłoń ku teczce jednego z gości, uciszając Mike'a wzrokiem, który wyrywał się by zaprotestować.

Po podpisaniu stosownych dokumentów i wymianie uścisków dłoni, pożegnaliśmy gości i naszych prawników.

- Co ci strzeliło do głowy?! Dlaczego to zrobiłaś?! Wiesz, że teraz nie ma już odwrotu i niedługo singiel trafi na rynek?

- Wiem i bardzo się tego boję! - Patrzyłam jemu w oczy, w których nadal widziałam oszołomienie. - Nie mogłam pozwolić, żebyś płacił tak wielkie pieniądze za nic. I tylko, dlatego, że ja się przestraszyłam.

- Pieniądze to nie wszystko, stać mnie żeby im zapłacić. Ty nie powinnaś się o nic obwiniać. To ja zawaliłem sprawę i chciałem wszystko naprawić, ale ty pokrzyżowałaś mi plany.

- To dobrze, że masz pieniądze, ale ja ich nie mam. A kara była za mój singiel, z moim nazwiskiem. Chociaż ty mnie w to wpakowałeś, to ja ponoszę odpowiedzialność. Mam tylko nadzieję, że podołam temu zadaniu. - Poczułam jakby uszła ze mnie para i usiadłam zrezygnowana na sofie w rogu gabinetu. Oparłam łokcie na kolanach i schowałam twarz w dłoniach.

- Przepraszam i dziękuję. Dziękuję za to, że pomimo strachu i obaw, zgodziłaś się broniąc naszego majątku.

- Twojego majątku. Ja nie mam nic.

- Naszego. Zgodziłaś się wyjść za mnie za mąż, więc wszystko, co moje należy do ciebie. - Uniósł moją twarz i czule pocałował.

- Mike? - odsunęłam się od niego. - Przepraszam cię za to, co powiedziałam ci wczoraj. Ja wcale tak nie myślę, zawładnęły mną emocje. Kocham cię i chcę zostać twoją żoną.

- Już dobrze - przytulił mnie. - Nie myśl o tym. Było, minęło.

Wróciliśmy do rodziny, która siedziała na tarasie i zastanawiała się, czego im nie mówimy.

- Podpisywaliście intercyzę prawda? - Wypaliła Marry. - Stąd wizyta tych wszystkich ważniaków?

Poczułam się tak, jakby wymierzono mi policzek. Zacisnęłam palce na ręce Mike'a. Pewnie na ten temat przez cały czas rozmawiali. Głośno tego nikt nie powiedział, ale myśleli, że czyham na pieniądze ich krewnego. Mike zdenerwował się, poczułam jak odruchowo mocno zaciska dłoń na mojej, zabolało. Za co od razu przeprosił i poluźnił uścisk.

- Nie Marry. Nie podpisywaliśmy i nigdy nie podpiszemy intercyzy, ponieważ jej nie potrzebujemy. Kocham Zuzę i ufam jej bezgranicznie. Wszystko, co należy do mnie, po ślubie będzie również i jej. Poza tym już jest. I nie życzę sobie, aby ktokolwiek, w jakikolwiek sposób obrażał kobietę, którą kocham. Czy zrozumieliśmy się? Marry?

- Tak. Przepraszam, my tylko....

- Nie wiem, co wy tylko i nie obchodzi mnie to. A żeby zaspokoić waszą ciekawość, ci panowie przyszli tutaj, bo Zuza podpisała kontrakt na singiel, który niedługo zostanie wydany.

Wszyscy oprócz Marry, która poczuła się dotknięta słowami Mike'a, gratulowali mi i zapewniali, że sobie poradzę, a oni będą trzymali mocno kciuki. To było miłe i pokrzepiające. Jeff zaproponował, żeby urządzić małe przyjęcie. Mieliśmy świętować nasze zaręczyny i pierwszy krok w mojej karierze. Co do drugiej opcji nie byłam przekonana, czy jest, co świętować. Organizację pozostawiłam Jeffowi i Jessice, a sama poszłam odpocząć. Rozbolała mnie głowa, za dużo wrażeń.

DZIEWCZYNA ZNIKĄD Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz