35

248 16 5
                                        

Ocknęłam się w szpitalu. Lekarz świecił mi latarką w oczy, oślepiając mnie.

- Witamy w świecie żywych. Jest pani w szpitalu. Teraz będzie pani jakiś czas spała. - To pierwsze słowa, jakie usłyszałam po przebudzeniu i ostatnie przed snem.

Potwornie bolała mnie głowa, delikatne światło w korytarzu oślepiało. Miałam sucho w ustach. Powoli dochodząc do siebie, rozglądałam się dookoła. Mike spał przy moim łóżku, siedząc na krześle.

- Co się stało? - Wychrypiałam, kiedy wszedł lekarz.

- Spadła pani ze schodów i doznała wstrząśnienia mózgu. Stąd utrata przytomności.

- Doktorze, a co z moim dzieckiem? - Przypomniałam sobie, że dopiero, co dowiedziałam się o ciąży.

- Porozmawiamy o tym później. Teraz musi pani wypoczywać.

Przeczuwałam, co chce mi powiedzieć, ale nie dopuszczałam do siebie takiej możliwości. Spojrzałam na Mike'a, który obudził się i przysłuchiwał mojej rozmowie z lekarzem. Po jego twarzy i zapuchniętych oczach, do których wciąż napływały łzy, domyśliłam się prawdy.

- Nie! Nie! Nie! To niemożliwe! Proszę mi powiedzieć, że dziecku nic nie jest, że ma się dobrze! Panie doktorze! Mike! - Krzyczałam, nie mogąc znieść ich milczenia.

- Przykro mi, ale dziecka nie udało się uratować. Poroniła pani w chwili upadku.

- Nie! Nie! Kłamiecie! To niemożliwe! - Potworny ból rozdzierał mi serce i głowę.

Mike próbował mnie pocieszyć, uspokoić, ale go odtrąciłam, pogrążając się w rozpaczy. Powiedziałam wtedy wiele okropnych rzeczy pod jego adresem. Obwiniałam go o całe zdarzenie, któremu nie mógł przecież zapobiec. Jednak w tamtej chwili dawało mi to ukojenie. Chyba. Byłam zrozpaczona i wściekła na cały świat. On był pod ręką i na nim się wyżyłam. Choć wiem, że dotknęło go to, tak samo jak mnie. Wyszedł z sali przepraszając, błagając o wybaczenie i szlochając jak dziecko. Lekarz podał mi jakiś zastrzyk do kroplówki i straciłam kontakt z rzeczywistością.

Obudziło mnie pragnienie i czyjaś cicha rozmowa. Przy łóżku siedziała Anna, Mike stał przy oknie. Wyglądał jak z krzyża zdjęty. Blada cera od niewyspania. Czerwone i zapuchnięte oczy od płaczu i ogromna strata, która odbiła swoje piętno na nim samym. Przyjaciółka trzymała mnie w ramionach i z czułością gładziła po plecach. Nic nie mówiła, nie musiała. Wiedziałam, co myśli i czuje. Spoglądałam w stronę męża. Stał nieruchomo, z niewidzącym wzrokiem wlepionym w nicość. Czułam to, co on. Chciałam go przytulić, ale przypomniałam sobie ostatnie wydarzenia i słowa, które wypowiedział. Odwróciłam wzrok, chciałam go ukarać za całe zło, za utratę dziecka. Choć nie był temu winny, pozwoliłam, by jeszcze jakiś czas się kajał, by zjadały go wyrzuty sumienia.

- Anno - cicho łkałam - ono żyło, było częścią mnie. Tak długo na nie czekałam. A teraz, co? Mam ot tak zapomnieć? Czuję potworną pustkę, jakby ktoś wydarł mi duszę i serce. Czym zasłużyłam sobie na coś takiego? Jeśli Bóg istnieje, za co mnie tak ukarał? Nic mi się nie udaje. Myślałam, że los się do mnie uśmiechnął. Dostałam szansę na normalny dom, rodzinę. A nie mam już nic. Teściowa i połowa rodziny mnie nienawidzi, mąż mi nie wierzy, straciłam dziecko. Nie mam, po co żyć - płakałam.

- Nie mów tak kochana. Chociaż teraz wydaje ci się, że świat zawalił ci się na głowę i całe życie wywrócił do góry nogami, to wszystko się ułoży. Pomimo żalu, który czujesz w tej chwili, kochacie się z Mikiem. Wierzę, że razem przetrwacie każdy kataklizm. Jesteście dla siebie stworzeni. Potrzebujecie tylko trochę czasu i szczerej rozmowy bez wzajemnego obarczania winą .- Spojrzała wymownie w stronę Mike'a, który przysłuchiwał się naszej rozmowie. Widziałam, że się męczy ze swoimi myślami, że tak jak ja czuje ogromną pustkę i ból.

- Teraz muszę iść, ale wpadnę później do ciebie. A tymczasem zostawiam cię w dobrych rękach. - Wstając skierowała się w stronę Mike'a. - Proszę porozmawiajcie, ona cierpi tak, jak ty i uwierz mi, że nie masz powodów, by jej nie ufać. Jeśli mówi, że się nie zabezpieczała przed ciążą, to tak jest. Znam ją dłużej niż ty i wiem, że nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego, zwłaszcza tobie. Źle ją osądzasz. A teraz zaopiekuj się nią, inaczej się załamie.

Po wyjściu Anny oboje długo patrzyliśmy na siebie milcząc. Żadne z nas nie umiało znaleźć słów by przerwać tę ciszę. Przerwał ją lekarz.

- Mam przed sobą wyniki pani badań. Wszystko jest w najlepszym porządku, poza anemią. Musi pani o siebie zadbać. Jest pani silna i młoda, całe życie przed panią. Za jakiś czas możecie znów postarać się o dziecko, jak tylko wszystko się wygoi. Ku temu nie ma żadnych przeciwskazań, a rokowania na przyszłość są optymistyczne. Nie mam powodów dłużej zatrzymywać pani w szpitalu. Wystarczy, że będzie pani dużo wypoczywała, zdrowo i regularnie się odżywiała, a skutki wstrząśnienia mózgu miną. A i byłbym zapomniał. Doktor Smith prosił, aby przed opuszczeniem szpitala, zgłosili się państwo do jego gabinetu. Ponoć to ważne.

Siedziałam na łóżku ze zwieszonymi nogami i przetwarzałam to, co powiedział lekarz. Była jeszcze szansa na dziecko i to nawet w krótkim czasie. Jednak myśl o utraconym powróciła jak bumerang. Wstałam i powoli zbliżałam się do męża, który stał tyłem do okna, wsparty na dłoniach o parapet i patrzył na mnie, niewidzącym wzrokiem.

- Przytul mnie proszę, możesz? - Wyszeptałam, dławiąc się gulą, rosnącą mi w gardle.

Zobaczyłam ulgę w jego oczach. Natychmiast zerwał się z miejsca i mocno mnie objął.

- Przepraszam - wydusiłam z siebie. - Przepraszam, że przez nieroztropność i nieuwagę straciłam nasze dziecko.

- Ciiii...Nic nie mów. To nie twoja wina. To był nieszczęśliwy wypadek, rozumiesz? - Odsunął mnie od siebie, trzymając za ramiona i patrząc w oczy. - To był wypadek. Jeśli ktoś jest tu winny to tylko ja. - Z powrotem mocno przytulił mnie do siebie.

Miałam straszne wyrzuty sumienia, że w takim momencie odtrąciłam go od siebie, ale było już za późno, stało się. Z drugiej strony próbowałam je zagłuszyć pretensjami do niego za to, jak mnie potraktował. Toczyłam wewnętrzną walkę sama ze sobą i własnymi myślami. W końcu poddałam się i złożyłam swój los w ręce przeznaczenia.

Udaliśmy się do gabinetu doktora Smitha, jak nas proszono. Tam dopiero czekała na nas niespodzianka.

- Witam państwa. Proszę przyjąć moje wyrazy współczucia - podał nam rękę. - Wezwałem was do siebie, bo dostałem właśnie szczegółową analizę ziół, które pani przyjmowała. Nie byłoby w niej nic szczególnego, gdyby nie jeden składnik. Analiza wykazała, że oprócz pospolitej mieszanki ziół, znaleziono wysokie stężenie środka, który działa antykoncepcyjnie.

Patrzyliśmy na niego jak na zjawę, oszołomieni tym, co mówi.

- Zaraz, zaraz, co chce pan nam przez to powiedzieć? Że moja matka celowo faszerowała Zuzę tym świństwem, żeby nie zaszła w ciążę? - Pytał zagniewany i zdezorientowany. Swoją drogą sama chciałam znać odpowiedź na to pytanie.

- Tego nie mogę panu powiedzieć, bo nie wiem, o czym myślała pańska matka, podając żonie te mieszankę. Za to mogę jednoznacznie stwierdzić, że były one, a raczej ten składnik, przyczyną okresowej bezpłodności. Jak się domyślam, po ostatniej wizycie odstawiła pani napar i byliście na wakacjach. Dzięki czemu zaszła pani w ciążę niemal natychmiast. Mam rację?

- Tak. Zrobiliśmy sobie kilkutygodniowy urlop, podczas którego nie piłam ziół.

Wszystko stawało się jasne. Powoli zaczynały docierać do mnie sygnały, których przedtem nie słyszałam i nie widziałam, a może nie chciałam. Pragnienie posiadania rodziny i akceptacji tej, którą miał już Mike, zaślepiło mnie, zwiodło mój instynkt, którym kierowałam się przez całe życie. Teraz powoli układanka nabierała kształtów. Mike gotował się z wściekłości. Szybko opuściliśmy gabinet i wróciliśmy do domu, w którym czekała cała rodzinka. Zwołał ich do nas w trybie natychmiastowym. Nie wiedziałam, co planuje, ale domyślałam się, że będzie wrzało. Ja też się zabezpieczyłam. Potrzebowałam kogoś, kto wsparłby mnie w razie ataku. Zadzwoniłam po Annę, która zabrała ze sobą Teresę, w razie gdyby zrobiło się gorąco.

DZIEWCZYNA ZNIKĄD Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz