29

211 14 8
                                    

Byłam zmęczona, ale i usatysfakcjonowana przebiegiem przygotowań. Udało się dopiąć wszystko na ostatni guzik i teraz pozostało czekać. Od ślubu dzieliło nas pięć dni. Dyspozycje wydane i mogłam pozwolić sobie na błogie lenistwo. Mike szykował się do wyjścia z chłopakami na wieczór kawalerski, a ja miałam zamiar spędzić ten wieczór w samotności.

Nalałam do wanny wody i olejki zapachowe, zanurzyłam się w niej i zamknęłam oczy, czując jak uchodzi ze mnie stres ostatnich tygodni. Jednak nie na długo cieszyłam się samotnością i relaksem. Do łazienki, bez pukania, czy pozwolenia, wpadła Teresa i rzucając mi ręcznik, nakazała natychmiast się ubrać. Spiorunowałam ją wzrokiem, ale wzruszyła tylko ramionami i ponagliła, zamykając za sobą drzwi. W sypialni zebrały się Anna, Teresa, Jessica i Carroll. Wesoło szczebiotały, popijając szampana, którego przed chwilą otworzyły i podały mi kieliszek, wznosząc toast za moje ostatnie dni wolności.

- Dziewczyny, co wy tutaj robicie? Mówiłam wam, że chcę zostać sama.

- Tak, wiemy, wiemy. – Wykrzywiała się Teresa. – Możesz sobie gadać co chcesz, ale my tam swoje zrobimy. Taki dzień zdarza się tylko raz w życiu. No może czasami kilka, ale ciebie i Mike'a to raczej nie dotyczy, bo wy starej daty jesteście i rozwodów nie uznajecie. – Śmiała się, za co dostała cios w ramię od siostry.

- Ty siostra jak coś wypalisz, to aż strach się bać. O jakich rozwodach w ogóle gadasz?! – Anna strofowała Teresę, która nadymała się na jej uwagi. Co wzbudziło w pozostałych rozbawienie.

- Gdybyś mi nie przerywała i dała dokończyć słowotok, to dowiedziałabyś się, co mam na myśli. Ale nie! Bo ty zawsze musisz być tą mądrzejszą! - energicznie gestykulowała.

Przytuliłam obie w geście pojednania, by zaprzestać tym słownym przepychankom.  

- Już dobrze. Nie kłóćcie się, wiem, że żadna z was źle mi nie życzy. Zatem rozejm?

Popatrzyły na siebie i roześmiały się z własnej głupoty.

- Dobra. Ubieraj się kochana i porywamy ciebie w miasto. – Odezwała się Jess.

- O nie! Ja nigdzie nie idę, dajcie mi spokój.

- To ty daj spokój z tym uporem. Jak oślica normalnie! Chłopaki już wyszli i Bóg jeden wie, gdzie i co będą robili, a ty chcesz siedzieć w domu? A może posadzić cię w bujanym fotelu, podać ciepłe kapcie i robótki ręczne? – Wybuchła kolejna salwa śmiechu.- Jeszcze nie jesteś niczyją żoną, więc przestań smęcić i ruszaj tyłek z miejsca! – Teresa popchnęła mnie w stronę garderoby.

Wobec ich argumentów i siły przebicia, nie miałam żadnych szans, by wybronić się z tej sytuacji. Nie pozostało mi nic innego, jak się poddać i posłusznie wykonać polecenia. Pół godziny później byłam gotowa do wyjścia. W drzwiach nakazały mi wbić się w najszczęśliwszy i najpiękniejszy uśmiech, bo jedziemy świętować. Wsiadłyśmy do podstawionej limuzyny i ruszyłyśmy na podbój, sama nie wiem czego.

Trafiłyśmy do jakiegoś klubu dla vipów w Beverly Hills. Przebywali tam sami sztywniacy w wymoszczonych garniturach i sukniach od najlepszych projektantów. Taksowali nas wzrokiem, kiedy zachowywałyśmy się głośno i próbowałyśmy rozruszać to towarzystwo. Niestety nie udało się, dlatego postanowiłyśmy poszukać innej miejscówki. Takiej, gdzie można się pobawić, nie narażając się na niemiłe spojrzenia otoczenia. Wypiłyśmy cały alkohol, który był w barku limuzyny i lekko wstawione, w szampańskich humorach weszłyśmy w pierwsze lepsze, otwarte drzwi. Śmiałyśmy się i wesoło podrygiwałyśmy w rytm muzyki wydobywającej się z wnętrza sali, do której dosłownie wpadłyśmy potykając się o własne nogi. Dopiero po chwili uzmysłowiłyśmy sobie, gdzie się znajdujemy i że oczy zebranych w środku są skierowane na nas. Byłyśmy w klubie ze striptizem dla kobiet, na scenie stał jakiś tancerz, eksponując swoje wdzięki kobietom, które zatykały banknoty w jego stringi.

DZIEWCZYNA ZNIKĄD Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz