40

313 18 6
                                        

Ostatnie tygodnie spędziliśmy poza domem. Wszystko kręciło się wokół koncertów, spotkań z fanami, podpisywaniem płyt, w ramach promocji. Choć głównie chodziło o moją płytę, to Mike zawsze był obok, gotowy wesprzeć mnie, kiedy nie wiedziałam, co robić. Pilnował, aby wszystko przebiegało bez szwanku i dbał o moje bezpieczeństwo. Sprawy koncertów i całej oprawy należały do niego. Jako doświadczony muzyk, wiedział, co i jak zrobić. Byłam jemu za to bardzo wdzięczna, ponieważ sama nie potrafiłabym zająć się tym tak, jak on. Wszystko musiało być dobrze zorganizowane i dopięte na ostatni guzik, zwłaszcza sprawy bezpieczeństwa. Czasami po koncertach zapraszaliśmy współpracowników na imprezy, które organizowaliśmy w salach bankietowych hoteli, w których mieszkaliśmy. Chcieliśmy w ten sposób im podziękować za to, że dają z siebie wszystko na scenie, by poczuli się docenieni. Zżyliśmy się z nimi i postanowiliśmy, że będziemy ich zatrudniać przy kolejnych przedsięwzięciach. Pozostałe wieczory spędzaliśmy samotnie w swoim pokoju. Jak więźniowie nie mogliśmy opuścić hotelu, by móc swobodnie zwiedzić miasto, w którym obecnie się znajdowaliśmy. Wokół budynku były tłumy fanów, którzy liczyli na to, że choć przez chwilę nas zobaczą w oknie albo wychodzących na zewnątrz. O tym drugim nawet nie było mowy. Rzadko, kiedy oglądaliśmy wejściowe drzwi hoteli, zazwyczaj przemycano nas tylnym wejściem służbowym. Obawiano się o nasze bezpieczeństwo, ponieważ z nasileniem napływały listy i maile z pogróżkami. W miarę rosnącej mojej popularności, dostawałam ich całe masy. Mike zatrudnił dodatkowe osoby do ochrony, by nikomu nie udało się ich spełnić.
Telefony do domu i rozmowy z dziećmi mi już nie wystarczały, tęskniłam za nimi bardzo. Z resztą nie tylko ja. Postanowiliśmy, że po dzisiejszym koncercie pojedziemy do domu, ponieważ do kolejnego mieliśmy dwa tygodnie.

Siedziałam przed lustrem w garderobie, poddając się ostatnim zabiegom makijażystek i fryzjerek. Nagle zakręciło mi się w głowie, w żołądku poczułam uścisk i zrobiło mi się niedobrze. Po wyjściu z toalety zabroniłam im mówić o tym Mike'owi. Wiedziałam, że gotów byłby odwołać koncert, gdyby okazało się, że nie dam rady wystąpić. Wzięłam głęboki oddech i stłumiłam w sobie kolejny przypływ mdłości. To tylko nerwy, tłumaczyłam sama sobie.

Wraz z pierwszymi taktami "Tylko na chwilę" - pierwszego singla, który odniósł światowy sukces - weszłam na scenę. Miałam na sobie czarną sukienkę do kolan, która idealnie dopasowywała się do mojego ciała. Głęboki dekolt dodawał seksapilu. Zaśpiewałam jeszcze dwie piosenki, po czym zeszłam za kulisy, by przebrać się do kolejnego numeru, w którym tańczyłam razem z grupą tancerzy. Wskoczyłam w czerwony kostium i białą, luźną koszulę.
Pod koniec utworu, podczas wykonywania kolejnych energicznych kroków, zrobiło mi się niedobrze i czułam, że za moment osunę się na ziemię. Broniłam się ze wszystkich sił, by do tego nie doszło, ale przegrałam walkę ze swoim organizmem, który postanowił się zbuntować akurat teraz. Przerwałam wokal, spojrzałam przerażona w stronę Mike'a, który stał kilka metrów dalej za kulisami i zemdlałam.
W ostatniej chwili jeden z tancerzy złapał mnie i nie pozwolił abym upadła. Widownia wydała okrzyk przerażenia, kiedy uświadomili sobie, że nie jest to część przedstawienia.

Mike wpadł na scenę i mnie z niej zniósł. Dopiero po chwili odzyskałam przytomność. Wokół mnie widziałam wiele zatrwożonych twarzy. Nade mną klęczał mój mąż, który nadal trzymał mnie w ramionach. Mówił coś do mnie, ale dźwięki docierały szczątkowo do moich uszu, jakby był to głos z za światów. Lekarz, którego zawsze mieliśmy przy sobie zbadał mnie i kategorycznie zabronił dokończyć występu. Nie zgadzałam się na to, nie chciałam zawieść fanów, którzy tylko w tym celu tutaj przybyli. Mike nie pytając mnie o zgodę wyszedł na scenę, witany okrzykami tłumu. Przeprosił ich za przerwanie koncertu, ale mój stan zdrowia nie pozwala na dokończenie go. W odzewie dostał zawód w ich głosach. Wtedy wpadł na pomysł, że on zaśpiewa kilka numerów, by wypełnić tę lukę. Teraz tłum szalał z radości. Byłam jemu wdzięczna za to, co zrobił, ale jednocześnie miałam poczucie winy, bo nie był na to przygotowany. Nie lubił takich spontanów, ale teraz nie miał wyjścia, musiał ratować sytuację. Wykonał ostatni utwór i żegnał się z fanami.
Doszłam już do siebie i lepiej się czułam, dlatego mimo jego oporów i zakazów, dołączyłam do niego na scenie, by pożegnać ich wspólnie. Spotkaliśmy się z ogromnym aplauzem i wiwatami na naszą cześć. To było miłe i dodawało otuchy. Pomachaliśmy na do widzenia i zeszliśmy za kulisy odprowadzeni wyznaniami miłości z ich strony.

DZIEWCZYNA ZNIKĄD Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz