28

242 17 6
                                        

Mike doszedł do siebie już na tyle, że mogliśmy wrócić do domu, do dzieci.
Musiał się jeszcze bardzo oszczędzać, ale szybko wracał do zdrowia.

Po dojechaniu na miejsce, przywitała nas cała rodzinka. Najbardziej ucieszyłam się, gdy zobaczyłam szczęśliwe buźki dzieci.

- Kochane moje! - mocno przytuliłam do siebie oboje. - Tak bardzo za wami tęskniłam - całowałam na zmianę jedno i drugie po policzkach, na co się śmiały.

- My też tęskniliśmy za wami! A tatuś jest już zdrowy? - dopytywała Lucy, przytulając się do ojca.

- Jeszcze nie do końca, ale już niedługo będzie mógł się z wami pobawić. A do tego czasu będziecie miały mnie. Co wy na to?

- To znaczy, że zamieszkasz znów z nami? - patrzyli na mnie z nadzieją w oczach.

Podniosłam się i przytuliłam do Mike'a, który szeroko się uśmiechał.

- Tak. Zostanę z wami już na zawsze.

- Taaak! - krzyknęły szczęśliwe i rzuciły się na nas.

- Ostrożnie kochani. Tata musi jeszcze uważać na siebie. Najlepiej będzie, jak się położysz - zwróciłam się do niego.

- Nie chcę. Położę się na tarasie, dobrze? Chcę być blisko was.

- No to chodźmy - ruszyłam z miejsca i dopiero wtedy dostrzegłam, że nie jesteśmy sami.

Zebrała się cała rodzina. Siedzieli tak cicho, że ich w ogóle nie widziałam. A może, to radość na widok dzieci sprawiła, że nic i nikogo nie zauważałam. Nie ważne, bo wśród nich zobaczyłam osobę, z którą miałam coś do załatwienia. Odsunęłam od siebie Mike'a i podeszłam do Marry, która stała z boku, chowając się za mężem.
Jeff widząc moją minę, od razu odsłonił mi osobę, z którą chciałam rozmawiać.
Spojrzałam jej w oczy.

- Justin, Lucy pójdźcie proszę do ogrodu się pobawić, a ja do was dołączę za chwilę.

Przez cały ten czas patrzyłam jej głęboko w oczy i widziałam w nich strach. Gdy tylko dzieci opuściły pomieszczenie wymierzyłam jej siarczysty policzek, aż mnie ręka zapiekła.

- Zuza! - krzyknęła mama Mike'a.

- Mamo, zostaw ją proszę. Ona wie, co robi.

Marry stała i patrzyła na mnie niedowierzając w to, co się stało.

- Wiesz za co to było? - zapytałam - Za dzieci i krzywdę, jaką im wyrządziłaś. A to - zamachnęłam się i uderzyłam z drugiej strony. - Za Mike'a i za to, że niewiele brakowało, a nie byłoby go tutaj z nami. To między innymi twoje intrygi doprowadziły do tego nieszczęścia. A teraz zabierz swoje rzeczy i opuść mój dom.

- To nie jest twój dom i nie możesz jej stąd wyrzucić! - odezwała się Cindy.

- Mamo! Ten dom i wszystko, co posiadam należy również do Zuzy i ma prawo robić, co jej się podoba. Co do Marry, to podzielam zdanie mojej narzeczonej.

Podszedł i objął mnie w talii na potwierdzenie swoich słów.

- Mike. Ja bardzo cię przepraszam za wszystko, co się stało - Marry udawała skruchę.

- Jesteś żoną mojego brata i muszę ciebie tolerować, ale nigdy nie wybaczę ci tego, co zrobiłaś mojej rodzinie.

Kiedy kobieta opuściła dom w towarzystwie zniesmaczonej Cindy, usiedliśmy na tarasie.

- Mike, Zuza - zaczął Jeff. - Bardzo was przepraszam za to, co zrobiła moja żona. Jest mi naprawdę przykro, że okazała się być taką osobą.

- Jeff - złapałam go za rękę. - To nie jest twoja wina. Nie ponosisz odpowiedzialności za jej czyny. Ona jest dorosła i wie, co robi, a teraz poniesie tego konsekwencje. Ja osobiście nie chcę mieć z nią nic do czynienia. Jest twoją żoną, dlatego tak, jak powiedział Mike będziemy ją tolerować, ale lepiej dla niej, żeby nie wchodziła mi w drogę. Nie pozwolę skrzywdzić mojej rodziny.

- Rozumiem. A co do rodziny, to planujecie ślub?

- Tak i to jak najszybciej, bo nie chcę, by ta cudowna kobieta znów mi się wymknęła z rąk - przyciągnął mnie do siebie i z ogromnym uczuciem spojrzał w oczy.

- To na kiedy planujecie ten wielki dzień? - zapytała tym razem Jessica.

- Za dwa miesiące, pierwszego września - odpowiedziałam.

Mike spojrzał na mnie zdziwiony, że aż tak szybko chcę za niego wyjść, a w dodatku są to jego urodziny.

- Naprawdę?! - zapytał zaskoczony.

- Naprawdę. Nie chcę już dłużej czekać. Chcę móc w pełni cieszyć się życiem jako twoja żona.

- Od jutra ruszamy z przygotowaniami - pocałował mnie namiętnie.

- Ejj! My też tutaj jesteśmy! - udawała oburzoną Jess.

- Nie denerwuj się tak siostrzyczko. Dla ciebie też się znajdzie kilka misji do wykonywania - zaśmiał się.

---------------------------------------------------

Nasz wielki dzień zbliżał się wielkimi krokami. Pozostał tylko tydzień, a tak wiele było jeszcze do przygotowania. Lawirowaliśmy pomiędzy krawcową, firmą cateringową, kwiaciarniami. Chcieliśmy sami zająć się wszystkim. Teraz tego żałowaliśmy, bo trzeba było zlecić to firmie, która zrobiłaby to za nas. W między czasie zakończyłam rok akademicki z wyróżnieniem, z czego byłam bardzo dumna, biorąc pod uwagę moje wcześniejsze problemy w nauce. Mike niesamowicie mnie wspierał i motywował w chwilach załamania. Ciężko było mi pogodzić promowanie singla, przygotowania do ślubu i do tego nauka. Na rozdaniu dyplomów siedział w pierwszym rzędzie. Swoją obecnością wywołał niemałe zamieszanie. W prezencie podarował mi czerwone lamborghini. Uważałam, że to zbędny wydatek, ponieważ w garażach stało pięć innych aut, z których i tak rzadko korzystaliśmy. Na ogół woził nas szofer. Mój singiel „Tylko na chwilę”, wbrew wszelkim oczekiwaniom, przynajmniej moim, bo w to nie wierzyłam, okazał się być hitem i plasował się na pierwszym miejscu list przebojów. W związku z tym zdecydowaliśmy się, że nagram solową płytę i zagram kilka koncertów. Odłożyliśmy to jednak na później, gdyż teraz na głowie mieliśmy ślub. Pomoc Jess była niezastąpiona. Załatwiała za nas to, czego my akurat nie mogliśmy zrobić. Zajmowała się dziećmi, kiedy nie było nas w domu.

Całą uroczystość zaaranżowaliśmy w ogrodzie. Na środku ustawiliśmy pergolę, pod którą mieliśmy złożyć przysięgę. Przyozdobiona była białymi kwiatami orchidei. Na przeciwko stały dwa rzędy krzeseł dla gości. Nie zapraszaliśmy wielu osób. Miała być najbliższa rodzina i przyjaciele, a i tak wyszło około stu ludzi. Nieopodal rozłożyliśmy ogromny namiot i kazaliśmy wyłożyć parkiet. Stoły stały w kształcie podkowy, gdzie miejsce pary młodej było na środku. Białe obrusy zwieszały się do samej podłogi. Na nich ustawiono kryształowe świeczniki i bukiety z czerwonych róż. Pod sufitem zawieszono białe lampiony i balony nadmuchane helem, z długimi wstążkami. W rogach postawiono wielkie wazony z kwiatami. Całość dopinały krzesła w białych pokrowcach, z zawiązanymi kokardami z tyłu. Nad miejscem gdzie mieli siedzieć nowożeńcy, wisiało wielkie serce, które trzymały w dziobach białe gołębie. Nie zapomnieliśmy też o orkiestrze, dla której zbito scenę w przeciwległym końcu parkietu.

DZIEWCZYNA ZNIKĄD Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz