Rozdział 20

339 18 0
                                    

Liliana

Przez całą drogę Olivier nie odezwał się do mnie ani jednym słowem. Zachowywał się jakby miał okres.

-Do zobaczenia Olivierze. - powiedziałam flirciarsko gdy zatrzymał się pod posesją. Złapałam jego dłoń a on momentalnie je odrzucił.

-Nara. - rzekł wkurwiony. - Wyjdź bo Lucas Cię pewnie szuka.

-Nie szuka mnie. - odparłam. - A o tym - wskazałam na jego nadgarstki. - Pogadamy następnym razem.

Szatyn nie zdążył nic mi odpowiedzieć bo szybko wyszłam z samochodu. Podeszłam do domu i powoli dotknęłam klamkę. Było rano ale i tak nie chciałam by ktokolwiek mnie zobaczył.

-Jeju Lily ty żyjesz! - krzyknęła mama obejmując mnie w talii. - Nawet nie wiesz jak się martwiliśmy. Gdzie ty byłaś?

-Martwiliście? - zakpiłam. - Jakie wy. Jak już to ty. Conrad znając życie odsypia wczorajszy melanż a Charlie mnie ledwo akceptuje.

-Akceptuję Cię. - usłyszałam silny męski głos. - I to nie ledwo.

Wywróciłam oczyma.

-Co ty robiłaś u Oliviera? - postawił mi wyrzuty ojczym.

-Spędzałam z nim urodziny. - powiedziałam gładko a oni popatrzyli na mnie jak na największego idiotę.

-Kiedy ty miałaś niby urodziny? - zapytała wyraźnie zaciekawiona mama.

-Wczoraj. Siedemnastego listopada. Miałam dziewiętnaste urodziny. - wyszeptałam. - I Olivier przyszedł i przyniósł mi bukiet tych pięknych kwiatów.

Chciałam pokazać róże jednak nie ujrzałam ich w miejscu gdzie je zostawiłam. Pamiętałam przecież, że były w kuchni. A może jednak w sypialni?

Biegłam do swojego pokoju i znowu nie ujrzałam bukietu.

-Gdzie one są? - krzyknęłam zdesperowana.

-W koszu. - uśmiechnął się Charlie wystukując coś w telefonie.

Spojrzałam na niego z wyrzutami. Poczułam jak łzy same napływały mi do oczu.

-Pierdol się Charlie. - wysyczałam w jego stronę. - Nigdy nie będziesz miał u mnie chociażby grama szacunku. Nie chcę Cię widzieć!

Weszłam do sypialni i sięgnęłam paczkę papierosów. Wyszłam na balkon odpalając jednego. Siedziałam tak do wieczora. Na zimnych płytkach z ciepłym papierosem w dłoni. Spojrzałam w stronę pokoju.

Wtedy zauważyłam żyletkę. Czy ja chciałam znów wejść w ten nałóg? Chce z niego wyciągnąć Oliviera lecz sama chcę z powrotem w niego wejść.

Wzięłam przedmiot do dłoni gasząc przy okazji papierosa. Odchyliłam lekko materiał ubrań i zaczęłam powoli ciąć uda. Były one krzywsze i równiejsze. Cieńsze i grubsze. Ładniejsze i brzydsze.

Jednak każda rana bolała tak samo.

Patrzyłam z satysfakcją i bólem na lejącą się krew z mojej prawej nogi. Nie chciałam tego. Może jednak chciałam? Zawsze tak robiłam w dzieciństwie gdy rodzice się kłócili. Na lewej nodze. Każda ich kłótnia była jednym cięciem. I każdego dnia ich przybywało.

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Rzuciłam zakrwawiony przedmiot na dywan nie interesując się tym, że może powstać tam w późniejszym czasie plama.

Na moje nieszczęście miałam szare dresy przez co nie mogłam ich założyć by zakryć rany.

-Córeczko co się stał.. - usłyszałam spokojny głos mojej mamy. - Czy ty do tego wracasz? Przez Charliego.

All it takes is your one whisperOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz