Rozdział 37

221 13 2
                                    

Olivier

Spoglądałem to na ojca to na dziewczynę. Nie umiałem się poruszyć. Tak jakby czas się zatrzymał a ja zamarzł bym. Nie umiałem patrzeć na jej twarz, gdy wiedziałem kto wyrządził jej szkodę.
Gdyby mnie nie poznała, nie znała by jego a ten nie chciałby jej zabić.

Gdy znalazłem siłę wstać ukucnąłem przy dziewczynie zobaczyłem czy oddycha.

Oddychała

Całe kurwa szczęście.

-Masz kurwa jebane szczęście. - powiedziałem do niego nie patrząc nawet na jego twarz, bo cały czas byłem skupiony na tej należącej do szatynki i liczenia jej pojedynczych oddechów.

Usłyszałem kroki a po chwili ujrzałem Conrada, który ukucnął przy mnie.

- Zawieź ją do szpitala. - wyszeptał.

- Nie kiedy on tu jest. - zaprzeczyłem.

Nie miałem ochoty z nim rozmawiać więc wyjebanie go nie miało szans bez jego zbędnego monologu o tym, że syn własnemu ojcowi nie powinien tak robić.

Znowu by zaczął mówić, że mama umarła przeze mnie i że to wszytko to tylko i wyłącznie moja wina nie jego.

- Zajmę się tym. - rzekł po chwili brunet klepiąc mnie po plecach. - Zawieź ją aby nie było za późno.

Tylko przytaknąłem i zacząłem lekko podnosić dziewczynę. Straciła jebaną przytomność przez tego jebanego egoistę.

Chciałem już wychodzić z posiadłości Walker'ów, jednak zatrzymał mnie głos. Męski głos, który dobiegał zza moich pleców.

- I po co robisz na złość ojcu? - warknął, jednak ja go zignorowałem.

Wyszedłem i wszedłem do auta z Lily. Położyłem ją na tylniej kanapie, bo nie chciałem aby na przykład takie jebane pasy ograniczyły jej oddychanie, gdy za mocno będą opinać  się na jej szyi.

Włożyłem kluczyki do stacyjki i już po chwili samochód ruszył.

Z piskiem opon wyjechałem z podjazdu i pognałem do najbliższego włoskiego szpitala.

Miałem to gdzieś, że łamię trzydzieści jak nie więcej przepisów drogowych. Jednak tu liczył się każdy oddech bo nie wiedziałem, który będzie tym ostatnim.

Usłyszałem jak dziewczyna zaczyna się przebudzać więc spojrzałem na nią. Powoli ruszała dłońmi jednak ciągle miała przymknięte oczy.

Mimo, że niby się przebudziła wolałem zawieźć ją do tego cholernego szpitala by zobaczyli czy napewno wszystko jest w porządku.

Zaparkowałem na szpitalnym podjeździe gdy usłyszałem damski delikatny głos. Jakby miał się złamać z każdym słowem.

-Olivier? - zapytała. - Gdzie ja jestem? Co się stało?

-Zaraz Ci wszystko wyjaśnię. - powiedziałem otwierając jej drzwi i pomagając opuścić samochód.

Powoli chodziliśmy by dojść do szpitala. Nogi miała jak z waty jednak odmówiła mojej pomocy. Nie chciała jej.

Przekroczyliśmy próg szpitala a do mojej głowy wróciły wszystkie wspomnienia z tego miejsca. Szybko starałem się je przegnać i nawet się udało.

Podszedłem do recepcji podałem dane zielono okiej i powód wizyty w tym chujowym miejscu.

Wzięli dziewczynę na badania a ja usiadłem w poczekalni.

Wyjąłem telefon i zobaczyłem kilka wiadomości od brata Lily.

Otworzyłem je i lekko zaśmiałem się w duchu.

All it takes is your one whisperOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz