ROZDZIAŁ 37

1.2K 55 7
                                    

Pierwszy tydzień zadzwonił raz, w drugim trzy razy, a w trzecim wcale się nie odezwał, martwiłam się że coś się stało, ale Hektor uspokoił mnie że zdaje raporty, więc pewnie nie ma zasięgu.

Aktualnie byłam w drugim trymestrze, który dużo rzeczy zmienił. Zbrzydła mi połowa jedzenia które do tej pory jadłam, od większości zapachów mnie mdli, nawet ciasteczek naszej gosposi.

Kontynuowałam studia, rodzina Lucasa próbowała mnie nakłonić aby przerwać naukę, ale jak byłam nie ugięta. Andrea miał wtyki na uniwersytecie więc przedmioty które wcześniej przestudiowałam zaliczyłam, może nie były to najwyższe stopnie, ale nie były złe. Zostało mi tak naprawdę 4 przedmioty, wiec na spokojnie powinnam je ogarnąć.

Ogromnym wsparciem okazała się dla mnie Liv, często spędzałyśmy wieczory na wspólnym objadaniu się i oglądaniu filmów, jednak nie skupiałyśmy na nich zbytnio uwagi, gdyż czarnowłosa prowadziła wiele monologów. Z jej matką raz udałam się do kosmetyczki i na zakupy, raz nawet nocowałam u niej w domu z Blue do godziny 4 nad ranem siedziałyśmy w salonie przeglądając ich albumy rodzinne. Czułam lekka zazdrość że ja nigdy nie miałam rodziny która darzyła by mnie taka miłością. Spędziłam też trochę czasu z dzieciakami Erica. Więc nawet dobrze wspominam ostatnie tygodnie mimo że brakowało mi Lucasa, a nocami jak nie mogłam spać rozmyślałam o nim. Brzuszek ciążowy był już dobrze widoczny, ale pod luźniejszymi ubraniami dało się go zakryć.

Dziś jest sobota, Blue od czwartku nocuje u przyjaciółki i mamy się spotkać dopiero jutro na obiedzie u jej rodziców, więc dziś jestem skazana na Hektora. Aktualnie jest pare minut po 9 a ja dopiero rozmyślam nad wszystkimi "za" i "przeciw" czy wyjść spod cieplutkiej kołderki czy jeszcze zostać, jednak chęć zjedzenia borówek wygrywa i wstaje. Na pizame skladajaca sie z krotkiego czarnego topu i spodenek w zebre ubieram szlafrok i w klapeczkach z futerkiem schodzę na dół. Gosposi nie ma już drugi tydzień bo złapała jakaś grypę, więc sama zaczynam buszerować. W lodówce nie ma borówek, na co jestem zła, ale nie chce aż tak wykorzystywać Hektora dlatego zadowalam się truskawkami i bitą śmietaną, która kupiła Blue, ale najwięcej to zjadł jej brat. Trzeba przyznać chłopak ma dobrą wymówkę aby podjeść łakoci a jak coś to zwala winę na nas. Robię sobie jeszcze gorąco czekoladę która ostatnio moglabym pić litrami i idę do siebie. Parę godzin siedziałam nad książkami ze studiów po czym stwierdziłam że to już pora pójść się ogarnąć. Z garderoby wzięłam oversizeowy sweterek czarny w białe paski i do tego leginsy, bo w dopasowane spodnie to się już nie mieszczę. Wzięłam prysznic, włosy  związałam w kitkę tak, aby mi nie przeszkadzały i zeszłam na dół zrobić coś na lunch. Szukałam czegos co nie ma jakiś wyrazistych zapachów - koniec końców postawiłam na ryż z kurczakiem i brokułami, kiedy już nakładałam na talerz czujesz ręce oplotły mnie w talii na co pisnęłam....

LUCAS WILLIAMS:

Trzy tygodnie. Przez trzy zasrane tygodnie szukałem tego chuja, kiedy prawie go miałem uciekł i teraz prawdopodobnie kreci się niedaleko LA. Nie zostało mi nic innego jak wracać do Liv. Na początku bardzo dużo myślałem o nas, o tym wszystkim co się teraz dzieje z nami, doszłem do kilku wniosków- pierwszy a zarazem najważniejszy to stwierdziłem że w pierwszym tygodniu jak wrócę oświadczam się Liv, może uda mi się ją przekonać aby wziąć ślub jeszcze przed narodzinami naszego dziecka.  Hektor cały czas relacjonował mi co się dzieje z ludźmi i jak idą interesy. Brat i ojciec wiedzieli o tym że dziś wracam jednak dla reszty miała być to niespodzianka. O 13 już miałem samolot do Los Angeles a niedługo po 14 byłem w moim mieście. Na lotnisku czekał na mnie Hektor, cała drogę do domu spędziliśmy na rozmowach co zrobimy dalej z Scottem, byłem mu wdzięczny że nie schodzi na temat Olivii, bo sam nie byłem gotowy na konfrontacje z nią. Nie byłem do końca pewny co mam jej powiedzieć w końcu to moja kobieta, a nie mój człowiek. Muszę być w stosunku do niej delikatny i inaczej dobierać słowa. Droga do willi minęła szybko. Za szybko. Kiedy wszedłem do domu skierowałem się do salonu, nie zauważyłem tam nikogo ale odgłosy z kuchni zwróciły moja uwage. W kuchni stala Liv zwrócona tyłem do mnie, nie myśląc za wiele podszedłem do niej od tyłu i przytuliłem. Rękami objąłem ja w talii po czym przeniosłem dłonie na jej już wyraźnie widoczny brzuch ciążowy, dziewczyna się spieła i pisnęła

- Liv spokojnie to ja - na moje słowa gwałtownie się odwróciła na co cofnołem się jeden krok do tyłu. Zaczęła mi się przyglądać, nic się nie odzywała

- Liv?

- Wróciłeś - wyszeptała

- Tak Livcia wróciłem i narazie nigdzie się nie wybieram - nadal patrzyła na mnie zszokowana a ja skakałem wzrokiem z jej twarzy na brzuch i tak w kółko. Nie zakodowałam momentu w którym  jej postawa zmieniła się diametralnie i rzuciła mi się na szyje. Poczułem ulgę że nie jest na mnie zła. Kilka minut staliśmy w ciszy w takiej pozycji

- Czemu nie powiedziałeś że wracasz? - spytała z wyrzutem

- To miała być niespodzianka wie o tym tylko Hektor, ojciec nasi ludzie i teraz ty

- Zrobiłam obiad chcesz?

- Pewnie - Liv chciala mi nałożyć na talerz ale uprzedziłem ją w tych czynnościach i sam sobie nałożyłem. Podczas posiłku delikatnie nakreśliłem jej sytuacje i moja misję tak aby się nie zamartwiała nie powodzeniem. Kiedy skończyliśmy jeść wstawiłem naczynia do zmywarki spytałem się czy coś jeszcze chce, a kiedy uslyszalem odmowę wziąłem ją na ręce i zaniosłem do naszej sypialni. To co tam zastałem nie spodziewałem się wcale.  Roślin było cztery razy więcej niż wtedy kiedy wyjeżdżałem, bibloteczka powiększyła się o połowę, na biurku leżało pełno szkicy. Niektóre z nich wyglądały serio dobrze. Rozglądałem się jak jakiś idiota po pomieszczeniu a Liv czekała na moją reakcje

- I jak? - wkoncu spytała

- Trochę inaczej, ale teraz ten pokój tak bardziej żyje, ale zmiany na plus

Spłata Długów U MafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz