ROZDZIAŁ 38

1.1K 49 2
                                    

LUCAS WILLIAMS:

Z Olivią wszystko sobie wyjaśniliśmy, cieszę się że nie robi mi wyrzutów o to że nie było mnie przez trzy tygodnie. Wczoraj byliśmy na obiedzie u moich rodziców- matka patrzyła się na mnie tak jakby zobaczyła ducha, ale kiedy znalazłem się z nią sam na sam poza zasięgiem wzroku innych opierniczyła mnie - i to dość dokładnie, za to że akurat w tym momencie musiałem wyjechać. Reszta niedzielnego spotkania minęła tak jak zawsze. Mama już opowiedziała o swoich planach na podróż z ojcem po świętach na Karaiby.  Blue jest na mnie obrażona bo nie wróciła z nami do mojej willi tylko została u rodziców. Nie martwię się  jej postawą, bo wiem że za parę dni znów będzie się drzeć na cały mój dom, o to kto ja gdzieś podrzuci albo że nie ma się w co ubrać.

Powoli realizuje mój pomysł na oświadczyny. Dziś pojadę do znajomego jubilera u którego mój brat a wcześniej ojciec kupował pierścionek zaręczynowy swojej kobiecie. Obrączki też kupowali w tym samym salonie. Rano jak Olivia jeszcze spała wziąłem jeden z jej pierścionków, ktory widziałem ze kilka razy miała na palcu, aby kupić odpowiedni rozmiar.

U jubilera uwinąłem się w jakąś godzinę. Zauważyłem że Liv ma praktycznie całą biżuterię ze srebra więc postawiłem na pierścionek z białego złota z kwadratowym kwarcem różowym, jubiler zapakowal mi go w czerwony, zamszowy futerał w ksztalcie serca. Schowałem go u siebie w gabinecie tak dla pewności że Liv go tam nie znajdzie. Chociaż miałem nadzieję że nic nie będzie podejrzewać, ale przecież nie miała powodów aby się czegoś domyślać.

Teraz już miało iść tylko z górki. Jutro zaproszę ja na romantyczna kolacje w restauracji na 45 pietrze wierzowca, gdzie później wyjdziemy na taras widokowy- tam się jej oświadczę, potem wrócimy do domu i w środę spędzimy cały dzień we dwóke z naszym dzieckiem. Plan niby prosty ale jednak nie.
Byla już pora obiadowa, na śmierć zapomniałem o tym że gosposia jest chora, więc po całym dniu przeglądania papierów z nadzieją że  cokolwiek nadającego się do spożycia na obiad znajdę w lodówce udałem się do kuchni. Jak ogromne było moje zaskoczenie kiedy przy wyspie kuchennej na krześle siedziała Liv jedząc parującą zupę. Wiedziałem że ma talent do gotowania, ale nie sądziłem że coś ugotuje. Podeszlem do niej i pocałowałem w czoło

- Cześć Livcia jak tam?

- Cześć wszystko okej, zrobiłam zupę, chcesz trochę?

- Jasne, z nieba mi spadłaś z tym obiadem- odpowiedziałem szczerze na co ona się  zaśmiała tak szczerze, wtedy zdałem sobie sprawę jak bardzo mi tego brakowało. Sam wyjąłem talerz z szafki i nalałem porcje zupy, upewniłem się że dziewczyna nic nie potrzebuje i przysiadłem się do niej. Zjedlismy w ciszy, nie była ona niekomfortowa, poprostu nikt nie czuł potrzeby aby się odezwać. Stwierdziłem że na dziś koniec z pracą i reszte dnia spędzę z Liv. Dzień zakończyliśmy oglądaniem filmu z dużą ilością jedzenia, chociaż tak naprawdę film leciał w tle, a my rozmawialiśmy. Olivia leżała wtulona w mój lewy bok, a moja lewa ręką spoczywała na jej brzuchu.

-Jutro idziemy na kolacje o 20.00 więc o 19.30 bądź gotowa

- Dobrze

Nawet nie wiem w którym momencie zasnęła. Delikatnie wyswobodziłem się z jej objęć, ściągnąłem pozostałe jedzenie z łóżka i nakryłem ją kołdrą, po czym sam poszedłem się umyć, a na koniec położyłem się w podobnej pozycji i po jakiejś godzinie sam odpłynąłem

***

Wstałem tak jak zwykle, ogarnąłem się, zszedłem na dół i stwierdziłem że zrobię sobie śniadanie więc wyciągnąłem najpotrzebniejsze składniki i zrobiłem jajecznicę z bekonem. Kawę wziąłem sobie do gabinetu- tak naprawdę zostały mi tylko sprawy bieżące. Przygotowałem odpowiednie teczki o przemycie broni oraz narkotyków które muszę potem zawieść Marco, bo wczoraj nie miałem na to czasu, poza tym przydało by się go odwiedzić bo od soboty jestem w LA a nadal się z nim nie spotkałem. Lekko przed 10 wyszłem z gabinetu, w salonie zastałem Hektora z Liv którzy się śmiali z czegoś, jedząc lody pistacjowe. Zaśmiałem się bo Liv ostatnio mi wspominała że mój brat z nimi się objada słodyczami ale myślałem że przesadza, bo wydawało mi się że Hektor byłby ostatnią osobą która by wylądowała na kanapie z pudełkiem lodów. Rzuciłem na odchodne że jadę do Marco i pewnie wrócę koło 17 bo jeszcze muszę wstąpić do tych legalnych biznesów, Liv na pożegnanie pocałowała mnie, a Hektor popatrzył się na nas z udawanym obrzydzeniem. Chwyciłem kluczyki do niebieskiego Lamborghini i pojechałem. Najpierw do klubu po raporty i złożyć kilka podpisów, potem do kawiarni i na koniec restauracji. W kawiarni kupiłem też bezy i brownie bo wiem że Liv je uwielbia. Już było grubo po 13 a ja dopiero dojechałem do apartamentowca. Ledwo dotknąłem dzwonka a blondyn już otworzył mi drzwi. Czyżby czekał na mnie pod drzwiami?

- No wkońcu stary już myślałem że o mnie zapomniałeś

- Siema, ciebie też miło widzieć. A o tej twojej krzywej mordzie nie da się zapomnieć - rzuciłem żartem

- Dobra wchodź, napijesz się czegoś?

- Kawy

Marco poszedł robić kawę a ja usiadłem w salonie i rozmawialiśmy a bardziej to darliśmy się na pół mieszkania. Po jakiejś godzinie omawiania biznesów przeszliśmy na  rozmowy o życiu prywatnym

- A jak się trzyma Liv?

- Dobrze, szczerze mówiąc myślałem, że będzie zła o to ze wyjechałem, ale nie jest. Czuję się dobrze, przynajmniej na nic nie narzeka

- Daje ci spać?

- Nie licząc kilku misji nocnych po lody pistacjowe jest git- Marco się zaśmiał

- Stary pocieszę cię potem będziesz miał jeszcze bardziej przejebane

- Dzieki za przypomnienie- wziąłem głęboki wdech - dziś ide z nią na kolacje i planuje się oświadczyć

- O kurwa! - wykrzyczał blondyn - o kurwa ty i oświadczyny, stary no nie wiem co powiedzieć, jestem w szoku. Gratuluję

- Jeszcze się nie zgodziła idioto a ty już mi gratulujesz.

- Zgodzi się.

- A jak nie?

- Zgodzi przecież ona nosi w sobie twoje dziecko więc dlaczego niby miałaby się nie zgodzić.

Po spotkaniu z przyjacielem uspokoiłem się trochę. W drodze powrotnej wstąpiłem do sklepu bo Liv wysłała mi listę zakupów. Gosposia już się czuję dobrze ale moja matka uparła się żeby jeszcze do końca tego tygodnia jej nie było, żeby nie było ryzyka że zarazi Liv.

Kiedy dotarłem do domu i wniosłem siatki z zakupami Olivia dopadła jedna z toreb i zaczęła w niej czegoś szukać. Z uśmiechem na twarzy wyciagla żelki i zaczęła je jeść na co się zaśmiałam

- Ty - wycelowała we mnie palcem- Nie ładnie się tak śmiać ze mnie, nie dość że cię tyle nie było i musiałam czekać parę godzin aż się zjawisz, to wziąłeś tylko 2 paczki. Pozatym nie słyszałeś że kobiecie w ciąży się nie odmawia? - zaśmiałem się jeszcze bardziej po czym podszedłem do niej i ją pocałowałem

- No już się nie gniewaj tak, jutro spędzimy cały dzień razem a teraz- spojrzałem na zegarek - jest 18.37 więc idz sie przygotować bo za nie cala godzinę jedziemy

Popatrzyła na mnie po czym rzuciła szybkie "okej" i poszła w stronę schodów. Stresowałem się cholernie. Za jakieś 3 godziny będzie już po wszystkim - powtarzałem sobie w myślach.

Spłata Długów U MafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz