ROZDZIAŁ 16

1.9K 67 11
                                    

Rozpracowałam tą rodzinę w  niecałe 2 tygodnie,  chłopak jadł mi z ręki, a jego ojciec z każdym dniem czuł się gorzej. Zamontowałam 2 posłuchy u niego w biurze. Niby zajmowałam się pracami w ogrodzie, ale często pomagałam starszej kobiecie która tu gotowała i sprzątała.

Dziś udałam się do pracy tak jak zwykle. Rano dowiedziałam się, ze moj nowy pracodawca nasłał swoich ludzi na dostawę Lucasa, przez co mial się tu dziś pojawić. O 17.30 miał przyjechać z ludźmi, nie powiedział mi jaki dokładnie mam plan, zostałam poinformowana, aby zostać z boku i zbytnio się nie wychylać, o tej porze przeważnie byłam w ogrodzie i powoli włączałam lampki. Dogadałam się z nim, że przyjdzie po mnie on lub Marco.  Wiedziałam że może polać się krew, no bo w końcu pan Sanchez oszukał go w jego nielegalnych interesach, co odbiło się na nim i jego pozycja w Ameryce spadła, już nie byl taki niepokonany. Podałam mu kody do furtek i specjalnie zostawiłam otwarte drzwi dla pracowników, kiedy wyszła kucharka. Po tym czasie, kiedy tu pracuje wiedziałam, że o tej godzinie zostaję tylko ochrona. Dziś rano jakiś facet dał mi pistolet mówiac ze Marco kazał przekazać, więc dodatkowo byłam zdenerwowana, ale adrenalina którą odczuwałam była większa.

Pech chciał że mialam robić kolacje, więc zamiast w ogrodzie stałam w kuchni. Usłyszałam huki, a potem strzały, jeszcze z podwórka, na parterze znalazł się Sanchez z synem i krzyczał na ochronę. Ja nadal jakgdyby nigdy nic robiłam kolacje. Musiałam też obserwować drzwi, czy ktoś nie idzie. Jak to mówią przezorny zawsze ubezpieczony. Nagle w drzwiach stanął syn Sancheza celował do mnie, na jego twarzy malował się strach pomieszany z wściekłoscią. Mimika mojej twarzy nic nie wyrażała , kompletna obojętność. Wyciaglam broń i również celowałam w niego.  Po paru sekundach usłyszałam, że ktoś oddał strzał, myślałam że to ochroniarz został zastrzelony, ale kiedy patrzył na jego twarzy pojawiło się zmieszanie i wzrokiem zjechał z mojej twarzy niżej zrozumiałam, że  to mnie on postrzelił, w dodatku w nadbrzusze.

Kurwa. Stałam jak w amoku, popatrzylam na dół I zobaczyłam jak moja koszulka przesiąka krwią. Niewiele się zastanawiając oddałam 2 strzały w niego. Niech wiedzą, że ze mną się nie zadziera. Pomimo tego zsunelam sie na ziemie i uciskałam ranę, bardzo szybko robiło mi się słabo, miałam mroczki przed oczami, powoli rozmawywal mi się obraz. Do kuchni wbiegł  Marco, poznałam go  dopiero po głosie, kiedy rzucił kilka przekleństw pod nosem. Wziął mnie delikatnie na ręce i zaczal mnie gdzięś nieść, zamknelam oczy bo tak mi bylo lepiej, slyszalam jeszcze czyjeś krzyki, nastepnie strzały. Z piskiem opon odjechał spod rezydencji, na chwilę otworzyłam oczy i ostatnimi siłami zaczelam rozmowę

-Marco? - wychrypiałam niepewnie

-Co tam Liv?- spytał drżacym głosem, próbował grać twardego,  ale słabo mu to wychodziło

- to kon..iec

- No co ty, to dopiero początek, jeszcze całe życie przed toba

-Marco.. ja umieram, ja... nie dam rady....

-Olivia co ty pierdolisz, dasz radę jesteś silna, powiesz sama mu to, jeszcze się przeruchacie

-To koniec Mar...- już nie miałam siły mówić, tylko ledwo gradłowo chrypiałam

- Nie rób tego mi, ani Lucasowi, polubiliśmy cię, jesteś zajebista....- mówił coś dalej, ale traciłam świadomość

-Przepraszam...- wyszeptałam przerywając jego monolog i zamknełam oczy, które mi tak cholernie ciążyły.

Słyszałam jeszcze niezidentyfikowane krzyki Marco, ale nie byłam w stanie otworzyć oczu, powieki były za ciężkie, potem nie słyszałam nic, nastała zupełna cisza, ciemność i pustka. Czy tak wygląda życie po śmierci, czy może to jest piekło?

LUCAS WILLIAMS:

Akcją przemierzała pomyślnie do czasu, kiedy w dalszej części domu usłyszałem serię strzałów skinąłem głową do Marco, aby poszedł tam zobaczyć, nie minęła nawet minuta, a on szedł w stronę wyjścia z nią na rękach, miała cały brzuch we krwi. Oberwała. Poczułem się cholernie źle ze to przez moje porachunki została postrzelona, ale to nie był czas na wyrzuty sumienia.

Mój człowiek udał się tam gdzie miała być Olivia, stwierdził że znajdują się tam ciało chłopaka, Sanchez zemdlał, tak mi sie wydawalo, ale moj pracownik powiedzial ze nie oddycha. Przynajmniej nikt mi nie zarzuci, że go zabiłem, rozglądałem się po jego domu i powoli się wycofaliśmy, chłopaki jeszcze mieli poszperać w papierach. Gość miał za swoje, niech wie, że nie zemną te numery. Przez niego spadła moja pozycja w świecie mafii Amerykanskiej.

Marco napisał mi adres szpitala, do którego zawiozł Olivie. Napisal też że jest w stanie krytycznym i są marne szanse, że przeżyje operacje która własnie się odbywa. Wkurwiłem się na siebie i dałem sobie mentalnie z liścia, że sam wyszedłem z inicjatywą, aby wzięła udział w tej akcji. Udałem się prosto do szpitala, dając dalsze instrukcje moim ludziom, Marco miał czekać na mnie przed szpitalem.

Zaparkowałem na pierwszym wolnym miejscu jakie zobaczyłem i ruszylem w stronę wyjścia, tam zobaczyłem przyjaciela, który palił papierosa. Podeszlem do niego, a on wyciągnął w moją stronę paczkę szlugów, wziąłem jednego i odpaliłem, staliśmy w ciszy bo nie wiedziałem jak zacząć te rozmowę

-Ona nie przeżyje- powiedział zmartwionym glosem Marco

-Nawet tak nie mów da radye - próbowałem podnieść go na duchu

-Sama mi powiedziala ze to koniec, pozatym oberwala w nadbrzusze, ma tylko 40% szans ze przezyje to nawet nie jest połowa

-Kurwa nie miałcz mi tu, wiem ze to trudne ale da radę, serio, ide porozmawiać z lekarzem aby przewiózł ją do nas

Oddaliłem się od przyjaciela i poszlem do środka, operacja dalej trwała, minelo już 1.5 h. Siadłem w korytarzu przed salą operacyjna i czekałem aż ktoś wyjdzie

Spłata Długów U MafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz