ROZDZIAŁ 44

1K 41 1
                                    

LUCAS WILLIAMS:

Od wczoraj jestem żonaty, czuję sie dziwnie szczęśliwy i spełniony. Jeszcze dziś posiedzę z Liv, a jutro muszę iść do Jennifer do magazynu, mam zasadę że nie zabijam kobiet, więc może wyślę ją do Meksyku, albo jakiegoś burdelu żeby dała nam spokój i więcej nie mieszała. A co do mieszania w głowie co miała na myśli mówiąc że to nie moje dziecko? Narazie o tym nie rozmyślam, jutro wszystko wyśpiewa.

Miałem plan żeby na podróż poślubna zabrać Liv do Portoryko,  wiem że tam bedziemy bezpieczni, gdyż tamtejszym szefem mafii mój kuzyn, ale mam pewne obawy, ponieważ Scott siedzi cicho. Za cicho, lecz nie będę tym faktem martwić Liv, odczekamy parę dni i potem wyjedziemy, możliwe że kiedy jeszcze tu będę a on będzie myślał że jestem na wyjeździe wtedy zaatakuje magazyny.

W domu moja ukochana siostrzyczka zrobiła mi wyrzuty, ale jak zaczeły otwierać prezenty zajęła się nimi i zapomniała chyba o moim istnieniu. Kobiety. Popijałem kawę i patrzyłem na moją żonę jak śmieje się z czegoś z Blue, miałem nadzieję że teraz wszystko się ułoży, że teraz będzie jak z górki, pozbędę się tego chuja, urodzi nam się syn i będziemy żyć szczęśliwi. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk powiadomienia na telefonie

Od: Marco

Scott widziamy wczoraj w porcie obok Santa Monica w godzinach wieczornych

Wiedziałem, poprostu kurwa Wiedziałem że ten chuj się tu zjawi

Do: Marco

Macie go znaleść mieć na oku.

Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem do salonu, bez słowa usiadłem w fotelu i przyglądałem się dziewczynom

- Stało się coś? - pierwsza zapytała Liv, skanując mnie wzrokiem

- Nie, wszystko w porządku, chcecie już coś zjeść,  bo jak tak to powiem gosposi żeby nakryła - gładka zmiana tematu aby nie podejrzewała że coś jest nie tak

- Jak skończymy - pokiwałem głową na słowa siostry i jak chłopiec na posyłki poszedłem poinformować gosposie.

Po kolacji stwierdziliśmy że idziemy do siebie, zanim weszliśmy na schody złapałem Liv w stylu panny młodej na co pisnęła, ale zarzuciła mi ręce na szyje

- To że nie przeniosłem cię przez próg domu, nie oznacza że nie przeniosę cie przez próg naszej sypialni

- Głupi jesteś- zaśmiała się

- I za to mnie właśnie kochasz -  kolanem otworzyłem drzwi i poszlem do łazienki. Liv posadziłem na blacie obok umywalki i zacząłem przyrządzać kapiel.

Już po chwili siedzieliśmy razem w wannie

- Pojedziemy do Portoryko, tylko załatwię kilka spraw, prawdopodobnie 7 stycznia, a wrócimy 20 bo 1 lutego ojciec przekazuje mi władze i jest cholernie dużo spraw do ogarnięcia i będzie bankiet więc musisz jeszcze kupić sobie jakąś kiecke

- Pierwsza połowa okej, ale druga - jęknęła- myslisz że w ciąży chce mi się ubierać w jakieś eleganckie sukienki i szpilki?

- Wiem - westchnąłem- Ale będziesz tam max 2 godziny, potem z Blue albo Hektorem wrócisz do domu, ja musze zostać, gdyż będę gospodarzem, ale ze względu na Twój stan usprawiedliwione będzie wcześniejsze zniknięcie

- Na to się mogę zgodzić

Jak wyszliśmy przegadaliśmy z godzinę aż Liv zasnęła wtulona we mnie, rękę miałem na jej brzuchu, a w pewnym momencie poczułem delikatny ruch od wewnętrznej strony dłoni, popatrzyłem na brunetkę - spała. Po chwili powtórzyło to się i wtedy zrozumiałem że to nas syn kopię, uśmiechnąłem się jak psychopata i z bananem na twarzy zasnąłem. Rano jak zwykle wstałem koło 6.00 zaliczyłem poranna toaletę, ubrałem czarną koszule i czarne spodnie garniturowe. Na szybko wypiłem kawę, poinformowałem ludzi że jadę do magazynu i udałem się do garażu

Kiedy weszłem do zachodniego magazynu w powietrzu unosil się zapach wilgoci, ale nie przeszkadzało mi to, udałem się korytarzem do pokoju w którym miała być blondynka. Siedziała przywiązana do krzesła, spała

- Wstawaj - warknąłem, po chwili podniosła głowę i zaczęła się rozglądać

- Lucas! Wiedziałam że przyjdziesz że mnie kochasz !

- Kobieto uspokój się, to był nic nie znaczący seks, ale przejdźmy do celów tego spotkania. Dlaczego do niej strzelałaś?

- Kochałeś mnie zanim nie pojawiła się ona, wszystko popsuła, popsuła nasza miłość, musiałam się pozbyć problemu

- Jestes psychiczna- patrzyłem na nią z odrazą - skąd miałaś broń?

- Z klubu

- Dlaczego powiedziałaś że dziecko Olivi nie jest moje - Nie wytrzymałem i musiałem się jej k to spytać

- Przecież ono nie jest Twoje, jest twojego brata! - wykrzyczala, a ja Zamarłem, czyżby mnie zdradziła? - Jeszcze możemy być razem !

- Do burdelu z nią, wcześniej możecie się z nią zabawić jeśli któryś chce - odparłem do Grega szefa moich ochroniarzy.

Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć i się szamotać ale ja miałem to gdzieś, musiałem się dowiedzieć czy to co powiedziala mi to prawda. Jakoś jej nie wierzę ale zasiała ziarno niepewności. Szybkim krokiem ruszyłem do wyjścia ale dogonił mnie Marco

- Lucas do cholery uspokoj się, może ta dziwka kłamała, a ty nie możesz denerwować Liv - zaczął mi tłumaczyć

- Daj mi kurwa spokój - syknąłem- Nic jej nie zrobię, zapytam się spokojnie i na tym się skończy okej?

- Nie, ochłoń chłopie serio - wyrwałem się z uścisku blondyna i ruszyłem do auta.

Złamałem chyba wszystkie możliwe przepisy i w domu byłem po kilkunastu minutach. Olivie znalazłem w jadalni i poprosiłem żeby przyszła do mojego gabinetu jak zje.

- Jestem- weszła cicho do pokoju i stanęła blisko drzwi, a ja patrzyłem w okno stojąc tyłem żeby nie wybuchnąć

- Rozmawiałem z Jennifer, twierdzi że nie jestem ojcem naszego dziecka, nie wierzę jej ale nie daje mi to spokoju - wyrzuciłem z siebie, widziałem w odbiciu szyby jak dziewczyna jest zamyślona, potem jakby ja oświeciło a następnie  usiadła na krześle na co się odwróciłem posłałem pytające spojrzenie

- Wtedy jak celowała we mnie bronią próbowałam ją jakoś przekonać żeby tego  nie robiła, powiedziałam że to jest ślub aranżowany, że się nie kochamy i że to nie twoje dziecko tylko Hektora- popatrzyla mi w oczy swoimi zielonymi załzawionymi oczami - bałam się, cholernie się bałam że strzeli... że trafii....

- Ciiiiii nie kończ - przelałam ją do siebie - Rozumiem cie spokojnie, nic się nie stało, to była moja wina mogłem za tobą wysłać ochroniarza albo poprosić żebyś poczekała a nie puszczać samą

- Nie obwiniaj się- odparła zapłakanym głosem. Jeszcze z pół godziny siedziała u mnie na kolanach, a kiedy zasnęła zaniosłem ją do sypialni. Brat posłał mi pytające spojrzenie a ja tylko kiwnałem głową w stronę gabinetu bo i tak musimy obgadać parę spraw.

- Nie idź - mrukneła kiedy miałem wychodzić

- Liv, słońce muszę iść, jeszcze ten tydzień - pocałowałem ją w czoło i wyszedłem

Jak zwykle przewałkowalismy temat Scotta, od wczoraj nikt go nie widział, dosłownie jakby rozpłynął się w powietrzu. Teraz tak naprawde musimy czekać na odzew z jego strony, co jest cholernie irytujące. Z gabinetu brat wyszedł dopiero w porze lunchu, a ja zebrałem papiery i pojechałem do klubu, gdyż dawno mnie tam nie było i zapewne będzie sterta papierów, a nie zostawię tego Hektorowi. Po drodze wstąpiłem jeszcze do innych moich firm, zjadłem coś i zadzwoniłem do przyjaciela żeby wpadł koło 22, bo skoro już tu jestem to niech przyjdzie.

Spłata Długów U MafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz