Bessie
To co zrobił Casimir.. cholera stanął w mojej obronie. To było.. miłe? Tak, to było miłe. Przynajmniej dla mnie, bo Kane'owi chyba niezbyt przypadła do gustu ta rozmowa. Jones bronił mnie, chociaż wcale nie musiał. Tak, użył przemocy, w końcu złamał mu nos, ale.. w tamtej chwili widziałam w nim tego miłego chłopaka, z którym przegadałam całą noc i który odprowadził mnie do domu. Mimo że wyrządził krzywdę temu chłopakowi, ja czułam się dziwnie spokojnie i bezpiecznie. Zdecydowanie nie powinnam sie tak czuć, przecież już pokazał, że jest w stanie mnie skrzywdzić. Zastanawiałam się czy Cas nie ma przypadkiem jakiś zaburzeń osobowości czy coś, bo niemożliwe aby tak szybko zmieniał osobowości.
- Gdzie? - usłyszałam gdzieś za sobą jego głos. Wciąż znajdowaliśmy się przed męską łazienką, a ja zastanawiałam się czy brunet ma jakieś powiązanie z wezwaniem mojego byłego do dyrekcji.
- Co? - palnęłam głupio, bo kompletnie nie rozumiałam o co pyta.
- Gdzie mam wypierdalać? - nawiązał do moich poprzednich słów, kiedy ja odwróciłam się na wprost niego. Potrzebowałam paru minut na przyswojenie informacji, że zachowuje się kompletnie tak, jakby przed chwilą nie złamał komuś nosa.
- Ty jesteś chory. - mruknęłam, przykładając zimną dłoń do czoła. - Wypierdalający nie ma obowiązku wskazywać wypierdalanemu kierunku wypierdalania. - wyjaśniłam rzeczowo. - I dlaczego mam wrażenie, że przyczyniłeś się do tego? - nawiązałam do komunikatu z głośników.
- Nie wiem o czym mówisz. - wzruszył ramionami, ale jest podejrzliwy uśmieszek zdradzał, że kłamie.
- Bessie Martinez proszona do gabinetu dyrektora. - wybrzmiał ponownie głos damski głos z głośnika, na co przymknęłam z westchnieniem powieki. Od razu zaczęłam się zastanawiać, czy czegoś nie przeskrobałam, ale przecież jedyne kłopoty jakie miałam stały przede mną.
- Coś ty odjebał, Jones? - mruknęłam, spoglądając na niego spod rzęs. Byłam prawie pewna, że maczał w tym palce.
A mógłby gdzie indziej.. STOP!
- Ja? Ja jestem grzeczny. To ciebie wzywają. - odpowiedział z tym cholernym kpiącym uśmieszkiem, na co założyłam ręce na piersi, aby pokazać swoje oburzenie.
- Boże, jakim ty jesteś imbecylem. Nienawidzę Cię. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, po czym odwróciłam się od niego i ruszyłam w stronę gabinetu dyrektora.
- Ale i tak jesteś ci gorąco na widok mojego kutasa! - rzucił po zaledwie moich dwóch krokach.
A żeby tylko kutasa, bo Chryste jaką on ma klatę.. i ramiona.. tyłek, plecy.. ja pieprzę.
- Pierdol się. - warknęłam, zatrzymując się i nawet na niego nie spoglądając wystawiłam środkowy palec w stronę chłopaka, a następnie ponownie zaczęłam iść.
- Z tobą zawsze, wiedźmo! - odparł wesoło, zupełnie nic sobie nie robiąc z mojego jadowitego tonu.
Jak ja go nie znosiłam! Ale ciałko ma niezłe.
Dopiero kiedy zniknęłam za rogiem, uciekając od jego wypalającego w moich plecach dziury wzroku, poczułam, że mogę w pełni odetchnąć.
CZYTASZ
Lost souls | ZAKOŃCZONE
RomanceBessie nigdy nie chciała aby ktoś sterował jej życiem. Chciała bym królową własnego losu. Nie bała się wyrażać własnego zdania, nawet kiedy wypadało się zamknąć i nie raz poniosła tego konsekwencję. Kochała swoje własne towarzystwo, była otoczona lu...