26. Partnerzy w zbrodni

96 5 0
                                    

Casimir

Musiałem ją zobaczyć. Jej ojciec mógł sobie mówić co chciał, ale ta dziewczyna działała na mnie zbyt mocno bym tak po prostu ją sobie odpuścił. Prawdopodobnie ryzykowałem życiem zakradając się do pokoju dziewczyny oknem, bo jej stary był jakimś generałem, wojskowym czy innym chujem i pewnie miał w gabinecie kolekcję głów chłopaków, którzy bajerowali mu córkę. Ja z pewnością przekroczyłem już granicę bajerowania. Szkoda tylko, że nie wiedział, co robił jej poprzedni chłopak, bo domyślałem się, że jeśli Miller wciąż jest bezkarny, to Pan Martinez nie ma pojęcia jak traktował jej córkę.

Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy tylko zaczęła mieć problemy z oddychaniem. Wtedy byłem na nią wściekły i złość przysłoniła mi oczy, ale jej zdrowie i dobro było ważniejsze, niż nasza sprzeczka. Zareagowałem zbyt gwałtownie, ale chciałem nauczyć się z nią rozmawiać zamiast krzyczeć. Wcale nie uśmiechało mi się widzieć ją na szpitalnym łóżku, ale przynajmniej teraz wiedziałem, by sprawdzać czy w jedzeniu, które mogłaby przy mnie spożywać, nie ma orzechów. Dosłownie wystraszyłem się na śmierć, kiedy niosłem ją w ramionach prawie nieprzytomną.

Przez nieuwagę prawie spierdoliłem się z tego jebanego daszka, po którym wchodziłem, przez co soczyste przekleństwa wyleciały z moich ust. W jej pokoju nie paliło się żadne światło, ale miałem nadzieję, że tam jest. Tak czy siak, wejdę tam i poczekam, bo musiałem upewnić się, że wszystko z nią w porządku. Dla pewności zapukałem trzy razy w szkło. Kiedy nie uzyskałem żadnej odpowiedzi, ponowiłem swój ruch. Wtedy lampka nocna rozświetliła nieco pokój, a ja dostrzegłem moją wiedźmę. Miała na sobie piżamę i niemal natychmiast zerwała z siebie kołdrę, kiedy mnie ujrzała. Uśmiech sam wpłynął mi na usta, widząc jak zareagowała na mój widok. Dzięki kusym spodenkom mogłem podziwiać jej idealne nogi. Och, cóż to był za widok, ja pieprzę... Ubóstwiałem jej ciało. Nagle zrobiło mi się nienaturalnie gorąco, choć na zewnątrz nie było najcieplej.

Błagam, stary, nie teraz, muszę z nią porozmawiać.

- Cześć, wiedźmo. – przywitałem się, kiedy otworzyła okno. Posłała mi słaby uśmiech, obejmując się ramionami i zrobiła krok w bok, bym mógł wejść do środka.

- Hej. – odparła cicho. Była jakaś taka spłoszona, co niezbyt mi się podobało. – Proszę, powiedz, że nie dzwoniłeś ani nie pisałeś. Jeśli tak to uciekaj, zanim mój tata tu przyjdzie. – rzuciła błagalnie, zerkając nerwowo na drzwi swojego pokoju.

- Domyśliłem się, że możesz nie mieć telefonu. Ojciec bardzo Cię opieprzył? – zapytałem , przesuwając spojrzeniem po mojej twarzy. Była nieco spuchnięta, okolica wokół ust była różowa, a na szyi i dekolcie miała wysypkę.

- Nie, jest w porządku, ale tak wstyd mi za to co powiedział. Przepraszam, on nie powinien tak do ciebie, ta sytuacja to była moja wina. - ukryła twarz w dłoniach, czerwieniąc się. Boże, była urocza. Uniosłem kącik ust w odpowiedzi, zastanawiając się jak długo powinienem ją torturować wyrzutami sumienia. Nikt inny nie zachowywał się w stosunku do mnie jak ona. Nie widziała we mnie tylko marginesu społecznego, a wszyscy inni spisali mnie na straty. Bessie Martinez miała w sobie to coś, co nie dość, że cholernie mnie do niej przyciągało, to dawało mi siłę do działania. Każdej innej osobie nawet powieki by nie zadrżała, by mnie przeprosić, a ona się obwiniała za słowa swojego ojca, choć nawet nic nie zrobiła. Wręcz przeciwnie, próbowała stanąć w mojej obronie, bo sprawiło, że chciałem jej jeszcze bardziej. – Nie miał prawa, wcale Cię nie zna. Naprawdę przepraszam, że musiałeś tego słuchać. Możesz być na mnie zły, bo jestem za to odpowiedzialna, narobiłam Ci tylko problemów. – poruszała nadmiernie dłońmi, zaczynając nadmiernie gestykulować. - Nie powinnam była się w ogóle zgadzać, na pomysł Gianny. Nawet dobrze, że zaczęliśmy się kłócić, bo gdybym dostała alergii podczas jazdy, to nawet nie chcę my...

Lost souls | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz