Bessie
- Podrywasz mnie? - zmrużyłam powieki.
- Nie kłamałem, kiedy mówiłem, że masz rzadkie i piękne oczy. - odparł.
- Dzień później opowiadałeś, że wskoczyłam Ci do łóżka. I tego samego dnia próbowałeś mnie udusić. - burknęłam, wypominając mu jego zachowanie. - Nie wierzę, że po czymś takim w ogóle z tobą rozmawiam.
- Wciąż masz do mnie o żal? - zapytał jakby zły.
- Zrobiłeś ze mnie dziwkę przed całą szkołą i swoimi głupimi koleżkami. - powiedziałam bez wyrazu. Ta chwila i widoki były zbyt piękne bym psuła je nieprzyjemnymi wspomnieniami.
- Wolałaś żeby kojarzyli Cię jako dziewczynę Millera, która nie była w stanie go zadowolić, więc musiał pocieszyć się inną? - spytał chłodno.
- Dobrze wiesz, że.. - zaczęłam zdenerwowana.
- Ja wiem, ale oni nie. - przerwał mi, widząc, że się nakręcam.
- Wolałabym żeby w ogóle mnie nie kojarzyli. Teraz gadają. - bąknęłam zła na całą tą sytuację i z frustracji oparłam się o drewno, przenosząc wzrok na jezioro w dole. Czarnowłosy poszedł w moje ślady.
- Obchodzą Cię oni? - rzucił.
- Nie. - mruknęłam, choć nie do końca to było prawdą.
- To dlaczego się przejmujesz? - ciągnął, coraz bardziej mnie denerwując, co mogło skutkować słowami, których potem bym żałowała. Odnosiłam wrażenie, że czarnooki robi to celowo.
- Nie przejmuję. - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Przejmujesz. - stwierdził.
- Nie przejmuję. - upierałam się.
-Więc ich pieprz. Nie znają Cię, więc mogą tylko mówić. - wzruszył ramionami.
- Wciąż mogłeś wybrać inny sposób niż robienie ze mnie dziwki. - spojrzałam na jego profil i ostro zarysowaną szczękę, dopiero teraz odkrywając jak blisko jest.
- Ci ludzie, z którymi stałem, kiedy podeszłaś, nie są moimi kolegami. Nie znam ich, to dla mnie obcy ludzie. Nie lubię się spoufalać. - oznajmił po chwili ciszy.
- Oni uważają Cię za wzór do naśladowania, kiedy mnie zaczepiają. - zaśmiałam się pod nosem, bo ta sytuacja mnie bawiła. Wyglądało na to, że Cas nie kiwnąłby palcem kiedy potrzebowaliby pomocy, a oni skoczyliby dla niego w ogień.
Mnie nigdy nie odmówił pomocy..
- Który? - czułam, że się spiął.
- Co, pogrozisz im placem? To twoja wina. - prychnęłam kpiąco.
- Bessie, pytam, który z tych bandy idiotów Cię zaczepia? - powtórzył ostrzej.
- Nie wiem jak się nazywają. Jeden ma kręcone włosy, a z drugim mam geografię. - wyjaśniłam.
- Matka pierwszego daje dupy, a drugi próbuję wyjść z cienia starszego brata i wciska pierwszakom na imprezach jakieś gówno. - powiedział, jakby znał cały ich życiorys. - Załatwię to, już nie będą robić Ci problemów.
- Skąd tyle o nich wiesz? - zdziwiłam się, ale też byłam mu wdzięczna, chociaż to przez niego musiałam się z nimi użerać. - I co, teraz będziesz bił każdego, kto powie na mnie nawet jedno złe słowo?
- Jeśli będzie trzeba. Jak mówisz, to moja wina, że obrali Cię sobie za cel. - wzruszył nonszalancko ramionami, a w moim sercu zapłonął jeden malutki płomień, który nieco roztopił znajdujący się tam lód, chociaż absolutnie nie miał takiego prawa. - A moja wiedza o ludziach wynika z bardzo prostej rzeczy. Wystarczy ich obserwować i być we właściwym miejscu, o właściwym czasie.
CZYTASZ
Lost souls | ZAKOŃCZONE
RomanceBessie nigdy nie chciała aby ktoś sterował jej życiem. Chciała bym królową własnego losu. Nie bała się wyrażać własnego zdania, nawet kiedy wypadało się zamknąć i nie raz poniosła tego konsekwencję. Kochała swoje własne towarzystwo, była otoczona lu...