Bessie
Żałowałam, że nie mogę być blisko Casa podczas rozprawy sądowej. Potrzebował wsparcia, bo i tak miał sobie za złe, że przez niego opuszczam szkołę. Z bólem serca patrzyłam jak odjeżdża z tą całą Clarą, jednak wiedziałam, że muszę zostać, a ona jest mu chwilowo potrzebna. Nie zbyt ją polubiłam i nie zrobiła na mnie dobrego pierwszego wrażenia, bo patrzyła na mnie jak na wroga i zachowywała się, jakby chciała jak najszybciej odciągnąć ode mnie bruneta, chociaż mieli jeszcze sporo czasu. Jemu całkowicie ufałam, ale nie jej.
- Na pewno dasz sobie radę? – zapytał, obejmując moje ciało.
- Tak, lubię spędzać czas z twoją mamą, nie martw się. – zapewniłam.
- Dzwoń, gdyby coś się działo. – nakazał.
- Jasne. – przytaknęłam, zerkając na niego z dołu.
- Casimir! – usłyszeliśmy zza drzwi łazienki, do których zapukała dziewczyna.
- Co za pospieszne babsko. – warknęłam pod nosem, na co brunet zaśmiał się cicho.
- Kocham Cię, zazdrośnico. – złożył muśnięcie na czubku mojej głowy.
- Ja Ciebie też. Daj mi znać od razu po.
Pokiwał głową na zgodę i pocałował mnie krótko. Clara ponownie zapukała w drzwi, przez co musiałam puścić chłopaka. Pożegnał się z Panią Millie i mamą, która mówiła do niego jak do dziesięcioletniego syna, który wyjeżdża na kolonie.
Niedługo później, po tym jak pielęgniarka podała Giannie leki oraz sprawdziła jej ciśnienie i gorączkę, zostałam sama z szatynką. Zaproponowałam jej pyszne i pożywne śniadanie, na które nie bardzo miała ochotę przez mdłości. Nie zjadła większości i długo jej to zajęło, ale nie pospieszałam jej. Zamiast tego starałam się zagadywać, żeby nie myślała o nudnościach. Kobieta była dość senna przez cały dzień, dlatego starałam się być cicho, kiedy spała. Zabrałam się za książkę, którą przyniosłam ze sobą, jednak w ogóle nie mogłam się skupić. Siedziałam jak na szpilkach, czując dziwny niepokój w ciele. Może się nakręcałam i nie wiem. Coś było nie tak. Wzięłam się za sprzątanie, żeby zająć czymś ręce i umysł. Zaglądałam co jakiś czas do Gianny, aby upewnić się, że wszystko w porządku.
Później, po południu, ja zmuszałam ją do picia witamin, a ona mnie do robienia zadań z matmy, które mi tłumaczyła. Matka Casa wyglądała na przygaszoną przez cały dzień, chociaż widziałam jak udaje, że wszystko w porządku. Chciało mi się płakać, gdy nie mogła wstać i zrobić nawet jednego kroku samodzielnie, dlatego pomogłam jej w tym. Żałowałam, że nie mam więcej siły, bo wtedy mogłabym ją unieść. Oglądałam z nią komedie romantyczne, aby jakoś poprawić jej humor i rozmawiałam. Tak zwyczajnie, o wszystkim i o niczym. Czułam się jakbym spędzała czas z mamą, której nie miałam. Kobieta nazywała mnie swoją córką, chociaż nią nie byłam, a mnie ściskało serce, bo była tak kochana i ciepła. Uwielbiałam to jak jej chude palce plotły mi warkocze i głaskały po głowie, która spoczywała na jej udach, podczas jednego z filmów.
- Kwiatuszku, czy mogę już nazywać Cię swoją synową? – zapytała ciepło.
- Chciałabyś żebym nią została? – odparłam niepewnie, zerkając na nią z dołu.
- A nie? Jeszcze żadna dziewczyna mojego syna nie była tak fajna. – kobieta przycisnęła mnie do siebie mocno za ramiona, chociaż wydawało się, że nie ma tyle siły. - Powyrywałabym mu nogi z tyłka, gdyby Cię zostawił.
- Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej teściowej. – wyznałam cicho w jej ubranie, przytulając się do szatynki. Brakowało mi rozmów z mamą, a ona na ten jeden dzień mi ją zastąpiła. Poruszyła nawet temat seksu i zabezpieczania się, czego akurat mi nie brakowało, jednak byłam wdzięczna, że mogłam jej się zwierzyć z innym spraw, które w sobie dusiłam, a które rozumiały tylko kobiety. Dobrze było pogadać z kimś dorosłym i doświadczonym, z kim czułam się swobodnie.
CZYTASZ
Lost souls | ZAKOŃCZONE
RomanceBessie nigdy nie chciała aby ktoś sterował jej życiem. Chciała bym królową własnego losu. Nie bała się wyrażać własnego zdania, nawet kiedy wypadało się zamknąć i nie raz poniosła tego konsekwencję. Kochała swoje własne towarzystwo, była otoczona lu...