35. Zmiana nazwy kontaktu

68 3 1
                                    

Bessie

- Już jestem. – oznajmiłam zdyszana, przysiadając na schodku przed domem Jonesów. – Musiałam się przebrać, bo wylałam na siebie kakao.

- Na pewno to nie problem? – zapytał po raz setny od kiedy zaproponowałam, że zajmę się Gianną, gdy go nie będzie. – Nie chcę Cię wy...

- Cas, mówiłam już tysiąc razy, że to żaden problem. Chętnie posiedzę z twoja mama. Może przy okazji czegoś mnie nauczy z tej matmy. – przewróciłam oczami, chociaż nie mógł tego widzieć przez telefon. – Od dwóch dni leczę kaca, nie mam nic do roboty.

- Było tyle nie pić. – dogryzł, nie pozwalając mi zapomnieć, że wnosił mnie do domu, po tym jak rzygałam w krzakach. Po pełnej wrażeń imprezie i naszej kłótni, która skończyła się o wiele lepiej niż przypuszczałam, odwiózł mnie do domu, ale nie pozwoliłam mu wyjść.

Musieliśmy porozmawiać, bo właśnie przez brak rozmowy myślałam, ze jestem dla niego tylko jedna z opcji, a on skrywał to, co do mnie czuje. Widocznie oboje mieliśmy problem z mówieniem o swoich uczuciach, ale jeśli już dotarliśmy do takiego momentu, to nie warto było się cofać. Podejrzewałam ze tak mogłoby być, ja zwaliłabym to na alkohol, a on na swój gniew.

- Powiedzieć Ci coś o sobie? – zapytałam retorycznie, leżąc w swoim łóżku, przytulona do chłopaka. –Lojalność jest dla mnie ważna. Już parę razy się na niej przejechałam.

- Dla mnie to też jest ważne. Dlatego tak zareagowałem, widząc Cię z kimś innym. Przechodziłem istne katusze na myśl, ze cię dotyka. – wyznał, a ja poczułam jak napina mięsnie na to wspomnienie.

- Kiedy zobaczyłam Cię z tą kobieta, też się tak czułam. – mruknęłam smutno. - Zdrada to chujowe uczucie.

- To..

- Wiem, dlatego nie powinnam całować tego chłopaka. Chciałam się odegrać, zęby Cię zabolało, ale nie czułam się z tym dobrze. – mówiłam, wsłuchując się w jego bijące serce. Ten dźwięk był niesamowicie kojący. – Przepraszam. – oparłam podbródek na mostku czarnookiego.

- Ja też przepraszam. Powinienem Ci powiedzieć ze przyjedzie. Nie chciałem żebyś czulą się wykorzystana przeze mnie. – nawiązał ze mną kontakt wzrokowy, zaczesując mój kosmyk włosów za ucho.

- Głupio wyszło. – palnęłam. Brunet parsknął śmiechem na mój dobór słów. – Too... kochasz mnie?

- Niezaprzeczalnie, wiedźmo. – odparł z pięknym uśmiechem. - A ty?

- No nie wiem... – droczylam sie, na co uniosl brwi i zadal mi uderzenie w pośladek. – Kocham. – wycedziłam przez zęby, marszcząc twarz.

- Nie słyszałem. – celowo nastawił ucho.

- Było słuchać, staruszku. – prychnęłam, a on uderzył mnie w drugi pośladek. – Kocham Cię, idioto. - fuknęłam, ponownie układając głowę na jego klatce. – Kiedy to poczułeś? - zapytałam, kiedy zostawił na mojej głowę całusa.

- Od początku podobałaś mi się fizycznie. W kwestii duchowej cos zmieniło się we mnie po powrocie z Nowego Jorku. Zacząłem dostrzegać w tobie więcej niż piękne ciało. Kulminacyjnym momentem chyba była chwila, kiedy zobaczyłem Cię ze swoja mamą w moje urodziny. Na początku byłem wściekły, ale przeraziłem się, kiedy dostałaś reakcji alergicznej. Nikogo oprócz Gianny nigdy nie obchodziły moje urodziny. Później było ze mną tylko gorzej. – wyznał, a mi go zrobiło się niesamowicie przykro, bo jestem pewna, że ten dzień był zapisany w gwiazdach. – Wiesz jakie było moje życzenie?

- A to nie było tak, ze musi ono pozostać tajemnica, bo się nie spełni? – przypomniałam.

- To już nieważne, bo się spełniło. Ty byłaś moim życzeniem, wiedźmo. – wyznał, a ja spojrzałam na niego radosna, z otwartymi ustami.

Lost souls | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz