28. Ewolucja uczuć

97 6 4
                                    

Casimir

- Tu jesteś. Szukam Cię od godziny.

Ulga zalała koje ciało, kiedy zobaczyłem brunetkę. Była nieodpowiednio ubrana jak na tak chłodną pogodę i siedziała skulona na ławce. Nie miała kurtki, wyglądała na zziębniętą, trzęsła się, a kiedy uniosła głowę zauważyłem, że była zapłakana i... źle widziałem, czy ona miała, kurwa, na policzku ślad od uderzenia? Podszedłem do niej szybkim krokiem i kucnąłem przed dziewczyną, abyśmy byli na jednym poziomie.

- O co chodzi? Czemu tu siedzisz? Kto Cię uderzył? - strzelałem pytania, starając się być opanowanym, choć w środku mnie rozsadzało. Ktoś podniósł na nią rękę. W myślach już urządzałem tej osobie piekło.

Ująłem ostrożnie jej twarz w dłonie. Pogładziłem zaczerwienione miejsce. - Powiedz, proszę.

- Sara.

- Czemu to zrobiła? Co się stało? - przyłożyłem dłoń do jej czoła, aby sprawdzić czy nie jest rozpalona. - Skończysz z gorączka.

- Nic. - pociągnęła nosem, zwieszając wzrok.

- Serio? Znajduję cię na placu zabaw w bluzie, przy minus dziesięciu stopniach, czerwoną od płaczu i myślisz, że uwierzę jak mi powiesz "nic"? - przechyliłem głowę, nachylając się w jej stronę. - Nie mogłem się do ciebie dodzwonić, martwiłem się.

- Zostawiłam telefon w domu. - chrypnęła. Jej głos był zdarty od płaczu.

- Powiesz o co chodzi? - ponowiłem próbę, pocierając jej zziębnięte kolana.

- Pokłóciłam się z matką. - powiedziała w końcu.

- Mówiła coś chujowego? - drążyłem, muskając kobiecy policzek.

- Do tego już się przyzwyczaiłam, ale ona miała czelność obrażać ciebie. - posłała mi zbolałe spojrzenie, w którym kryła się też nuta wściekłości.

- I o to tyle krzyku? Marnujesz sobie zdrowie i nerwy, bo coś o mnie pieprzyła? - ująłem jej dłonie w swoje, aby nieco je rozgrzać.

- Tak. Jest podłą suką, nie miała prawa mówić o Tobie tego całego gówna. - syknęła, a jej oczy ponownie się zaszkliły.

Zastanawiałem się czy powinienem mówić Bessie o moim spotkaniu z jej matką, kiedy próbowałem dostać się do jej pokoju oknem. Pogoniła mnie, opluła się własnym jadem i postraszyła policją, ale ja niezbyt przejmowałem się takimi groźbami. Często je słyszałem.

- Nie potrzebnie się tym przejmujesz. - założyłem kosmyk włosów dziewczyny za ucho.

- Nie umiem się nie przejmować, kiedy Cię k... - urwała. - Po prostu nie lubię tego słuchać. - westchnęła, a nowa łza wypłynęła z jej oka. Najdelikatniej jak umiałem starłem ją opuszką kciuka.

- I jak to się skończyło? Siedzisz na mrozie sama, a ja myślałem, że znowu ktoś Cię goni. - próbowałem poprawić jej humor. - Chodź, bo zamarzniesz. - wyprostowałem się i zdjąłem swoją kurtkę. Brunetka zdążyła jedynie otworzyć usta, nim okryłem ją odzieniem.

- Teraz tobie będzie zimno. - odparła.

- Nie będzie, chodź. - przyciągnąłem ją do siebie, kiedy wstała.

- Nie chcę tam wracać. - szepnęła.

- W porządku. Pojedziemy do mnie. - postanowiłem, a ona gwałtownie uniosła na mnie ciemnoniebieskie tęczówki, w których widziałem błysk. Musiała być zaskoczona, ale zaraz odsunęła się ode mnie, co mnie zdziwiło.

Lost souls | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz