24.Rozsypana mąka

84 5 1
                                    

Bessie

Wchodząc do mieszkania Olivii nie planowałam powiedzieć tego wszystkiego. Właściwie to nie planowałam niczego, a na pewno nie zaproponowanie jej schronienia i ochrony. Nawet nie zastanawiałam się nad tym co zrobię, jak dotrzymam słowa, bo przecież gówno mogłam. Nie miałam żadnych możliwości, ale patrząc na chłopaka, idącego obok, który milczał od kiedy tylko wyszliśmy z mieszkania kobiety, wiedziałam, że coś wymyślę. Muszę. Obiecałam jej to, ale bardziej bolał mnie fakt, że Casimir obwiniał się za to wszystko, co zrobił Miller, a przecież on chciał tylko normalności i spokoju. Chciałam zabrać trochę ciężaru z jego barków. Serce mi się krajało kiedy na niego patrzyłam, bo wyglądał jakby już nigdy miał nie zaznać szczęścia. Czułam nieopisaną chęć wyrwania Dannemu serca, które i tak było zepsute i zemszczenia się za ten cały syf. I za to, że tak skrzywdził Casa.

Na początku chciałam wysłać Olivię i jej siostrę do naszego rodzinnego domku pod Alexandrią. Wydawał mi się dobrą kryjówką, bo był daleko i pośrodku gęstego lasu, ciężki do znalezienia i idealny do odpoczynku. Mi samej przydałby się teraz taki domek. Zabrałabym ze sobą Casimira, aby i on zaznał nieco spokoju. Na tym kończył się mój plan i szczerze, to nie wiedziałam co dalej, bo wiedziałam, że sama sobie nie poradzę. To już było za wiele. Działania Millera wychodziły poza możliwości zwyczajnych nastolatków i musiałam się z tym do kogoś zwrócić. Może.. tata? Pomógłby mi na pewno, dopilnowałby żeby mój pieprzony były zapłacił za moje łzy, ale już nie chodziło tylko o mnie, a o wiele innych osób, które cierpiały przez Dannego. Olivia, Betty i... Casimir. Problem leżał w tym, że Cas nie zrobił dobrego pierwszego wrażenia na Rogerze, co mocno komplikowało sprawę. Musiałam to dobrze przemyśleć i porozmawiać o tym z chłopakiem, bo liczyłam się z jego zdaniem, ale i on musiał przyznać, że sam nie da rady chronić Olivii, jej bliskich, swojej mamy, nie zawalić szkoły i wszystko inne. Póki co, najważniejsze było, aby dziewczyny były bezpieczne.

Improwizowałam, ale nie miałam wyjścia, już nie mogłam się wycofać. Cas znaczył dla mnie zbyt wiele bym odpuściła. Nie musiał już być sam, miał mnie i chciałam aby to wiedział.

- Hej, w porządku? – zapytałam cicho, zerkając na niego z dołu. Zaparkowaliśmy kawałek dalej, dlatego w przytłaczającej ciszy kierowaliśmy się do auta. Odechciało mi się jakiejkolwiek imprezy.

- Mhm.. – mruknął, a jego oczy były tak puste, że chciało mi się płakać. Wydawał mi się starszy o przynajmniej dziesięć lat, choć był tak młody, a tak zmęczony.

- Poradzimy sobie. My. – podkreśliłam. – Olivia wyjedzie na jakiś czas, będzie bezpieczna. Wymyślimy w tym czasie co dalej.

- Czemu to robisz? – zapytał nagle, a jego głos był tak przybity, że ścisnęło mi się serce.

- Bo nie mogę patrzeć na to ile osób cierpi przez tego zjeba. – prychnęłam. – I chyba trochę mam wyrzuty sumienia, że wcześniej niczego nie zauważyłam.

- Ale pomagasz mi. Przyszłaś tu, a mogłabyś po prostu wrócić do domu i zemścić się na Millerze tylko za to co zrobił tobie. Dlaczego? Czemu się dla mnie narażasz? – jego głos drżał i czułam, że jest blisko załamania się. Nie patrzył na mnie, a gdzieś przed siebie.

Zmarszczyłam brwi.

- Jak to dlaczego? Nie chcę wracać, nie jestem taką egoistką. Nie jesteś... – nie pozwolił mi dokończyć, kręcąc prawie niezauważalnie głową.

- Powinnaś wrócić do domu. – zatrzymał się przy swoim aucie, tyłem do mnie, dlatego i ja przystanęłam. Jego słowa mnie zdenerwowały.

- Nie. – oznajmiłam twardo. – Nie uda Ci się to, nie odtrącisz mnie. Zostaję i Ci pomogę. – nie zamierzałam odpuścić. Nie mogłam go zostawić, bo... niespodziewanie stał się dla mnie ważny.

Lost souls | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz