Bessie
Usta bruneta zastygły na skórze mojego dekoltu. Ja chyba nawet nie oddychałam. Szczerze liczyłam, że jeśli nie będę się ruszać, po prostu nikt nas nie zauważy. Spięłam każdy mięsień w ciele, wciąż czując budujące się w moim wnętrzu podniecenie.
Co ja właściwie, do cholery, robiłam? Jak mogłam znowu dopuścić do tego, żeby w ogóle znaleźć się w takim położeniu? Co mi, kurwa, odbiło?! Przecież my się nawet nie lubiliśmy. Ba! Szczerze go nienawidziłam, więcej się kłóciliśmy niż normalnie rozmawialiśmy, irytował mnie jak nikt inny i był definicją kłopotów. Prócz tego, że Jones był przystojny, bo tego nie mogłam mu odmówić, nie miał w sobie nic specjalnego.
Gówno prawda, był wart więcej niż gwiazdy na niebie.
Świat zatrzymał się na moment, kiedy rozchyliłam niepewnie powieki i pierwszym co zobaczyłam były świdrujące mnie czarne, cholernie magnetyzujące, tęczówki Casimira. Przez tą jedną sekundę nie miało znaczenia to, że ktoś nas nakrył. Liczyło się tylko się tylko, że tu był. Że patrzył na mnie. On się liczył. Casimir Jones smakował jak najsłodszy z grzechów, a ja chciałam stać się dla niego potępiona i upaść razem z nim.
W tych ciemnych tęczówkach przewijało się tyle emocji, że nie zdążyłam przyjrzeć się żadnej z nich dłużej. Te spojrzenie było inne. Mówiło więcej. Nie potrafiłam nazwać tego, co chyba nawet nieświadomie, próbował mi przekazać, ale widziałam to. Choć zniknęło zaledwie sekundę później, to w mojej pamięci pozostało na o wiele więcej czasu.
- Rób to co ja - polecił.
- Znam ich, Panie Carter - usłyszeliśmy pełen zawodu głos dyrektora szkoły.
- Kurwa - szepnął chłopak. Widziałam jak się spina, pochmurniejąc na twarzy. Jego rysy wyostrzyły się, kiedy zacisnął szczękę, robiąc krok w tył, abym mogła stanąć na nogach. Zalewały mnie fale wstydu, przez co bałam się spojrzeć gdziekolwiek, dlatego patrzyłam na Casa. Powoli dochodziło do mnie jakie konsekwencje możemy ponieść za nasz brak opanowania i przerażało mnie to coraz bardziej.
I o ile mnie, chcąc-nie chcąc, wiedziałam, że wyciągną z tego rodzice, tak Casimir nie miał takiego przywileju. On musiał radzić sobie sam.
- Panna Martinez i Pan Jones. Cóż za niespodzianka.. tylko mało przyjemna. - oznajmił posępnie, ściągając wargi w prostą linię. - Tak jak o Casimirze mogę powiedzieć, że nie jestem zaskoczony, tak ty, Bessie? - zwrócił się do mnie pełen rozczarowania. Wywoływał tym moje wyrzuty sumienia i jeszcze większy wstyd. Co ja sobie w ogóle myślałam, przychodząc tutaj? Boże, chciałam włamać się do gabinetu i jeszcze coś ukraść. - Zawiodłem się, a miałem o Tobie dobre zdanie.
To wszystko wina tego cholernego dupka! Po co tu przylazł?! Zepsuł mój plan i dodatkowo narobił kłopotów. Jestem wręcz pewna, że nikogo tu wcześniej nie było i nikt miał o tym nie wiedzieć, jednak on w jakiś sposób znalazł się tutaj, akurat w tym samym momencie co ja. To nie mógł być przypadek! Co on ze mną robił? Kiedyś nigdy nie odważyłabym się na coś takiego jak włamanie do szkoły, a teraz sama znajomość z Jonesem mnie demoralizowała.
I nawet nie doznałam spełnienia! A to co najbardziej wkurwia kobietę, to nie pozwolić jej dojść. Istnieje powiedzenia "do trzech razy sztuka", ale po moim trupie, abym kolejny raz pozwoliła Jonesowi na zbliżenie się do mnie na mniej niż dwa metry.
- J-ja.. przepraszam - nie byłam w stanie spojrzeć na twarz obu mężczyzn, dlatego wkurwiona i cholernie speszona odwróciłam się do Jonesa, aby zabrać swoją torebę. Już w dupie miałam ten telefon i pamiętnik. Mogli je sobie zostawić na pamiątkę.
CZYTASZ
Lost souls | ZAKOŃCZONE
RomanceBessie nigdy nie chciała aby ktoś sterował jej życiem. Chciała bym królową własnego losu. Nie bała się wyrażać własnego zdania, nawet kiedy wypadało się zamknąć i nie raz poniosła tego konsekwencję. Kochała swoje własne towarzystwo, była otoczona lu...