31. Łąka magicznego blasku

121 7 7
                                    

Bessie

Tym razem mogłam swobodnie przełączać muzykę w aucie chłopaka, bez obawy, ze zostawi mnie w lesie. W drodze do tego tajemniczego miejsca, do którego zmierzaliśmy, graliśmy w grę, której zasady wyglądały jasno. Zadawałam mu pytanie, a on odpowiadał. Potem na odwrót. Cas spojrzał na mnie jak na idiotkę, kiedy to zaproponowałam twierdząc, ze to nazywa się rozmowa.

Dzięki temu dowiedziałam się ze jego ulubiony kolor to czarny, co w ogóle mnie nie zdziwiło, ale lubił tez odcienie niebieskiego, jednak nie chciał zdradzić mi, dlaczego. Ja powiedziałam mu, ze moim marzeniem jest być po prostu szczęśliwą. Tak na moich zasadach. On powiedział ze chciałby, aby Gianna była zdrowa.

W sumie droga zajęła nam prawie trzy godziny, podczas której duża dłoń bruneta nieustannie znajdowała się na moim udzie. Podobało mi się jak zaciskał na nim, co jakiś czas palce albo pocierał moja skore przez materiał spodni.

- Ciepło Ci? - zapytał, kiedy naciągnęłam rękawy bluzy na swoje dłonie.

- Tak. - pokiwałam głowa, choć było mi trochę chłodno. Chłopak i tak podkręcił ogrzewanie. – Daleko jeszcze? Już mnie nogi bola. – zmarudziłam.

- A to dziwne, bo jeszcze nic z tobą nie zrobiłem. – rzucił z bezczelnym uśmieszkiem.

- I nic nie zrobisz. – prychnęłam, zrzucając z kolana jego rękę, po czym zacisnęłam uda i odchyliłam je w stronę drzwi

- Mhm, zobaczymy. – żachnął się, siłą przyciągając moje nogi bliżej siebie. Próbowałam powstrzymać uśmiech, bo lubiłam jego uwagę i to, kiedy pokazywał swoją subtelną męskość, ale nie w taki nachalny sposób. – Zaraz będziemy.

Po niecałych dwudziestu minutach byliśmy w jakimś miasteczku. Przegapiłam tabliczkę z nazwą, więc nie miałam pojęcia, co to a miejsce, ale mieli McDonald's, więc podobało mi się. Wybłagałam Jonesa, aby zajechał do restauracji, na co niechętnie się zgodził.

Nie chciał nic zamówić i zostawił mnie na chwilę samą, aby udać się do toalety. W tym czasie zamówiłam sobie pysznego burgera, frytki i shake'a czekoladowego, a brunetowi wzięłam zestaw z wrapem i colą. Zapłaciłam za nas oboje, aby jakoś wyrównać rachunki. W końcu nigdy nie musiałam płacić za paliwo, a trochę już się nasiedziałam w jego samochodzie jako pasażer.

Taca była pełna jedzenia, dlatego musiałam trzymać ją tylko w jednej dłoni, bo w drugiej trzymałam nasze napoje. Szukałam wzrokiem wolnego stolika, który był na końcu sali, a ta cholerna taca o mało nie wypadła mi z ręki, gdy do niego szlam. W porę złapał ją Cas.

- Daj, pomogę. – powiedział, zabierając ode mnie jedzenie. – Zamówiłaś to wszystko dla siebie? – zdziwił się.

- Nie, dla nas. – odpowiedziałam, pociągając przez słomkę shake'a.

- Mówiłem, że nic nie chcę. – zmarszczył brwi, odetchnąwszy.

- Ale nie chciałam jeść sama. – wzruszyłam ramionami. – Patrz jaki dobry, z kawałkami kurczaka. - uśmiechnęłam się zachęcająco, wskazując na etykietę wrapa.

- Bessie... - westchnął, spoglądając w bok. – Głupio mi, gdy za mnie płacisz.

- Nie dałam dużo, była promocja. – pokręciłam głową. – Jak spróbujesz to zmienisz zdanie. Aż się spocisz z tej dobroci. - wypaliłam, gdy on tylko mi się przyglądał z naprzeciwka.

- Be... – zaczął, jednak mlasnęłam z irytacją, znudzona jego jęczeniem i uniosłam się z kanapy. Nachyliwszy się nad stolikiem złapałam chłopaka za twarz i wcisnęłam w jego wargi mocny pocałunek z głośnym cmoknięciem.

Lost souls | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz