38. Dwie sekundy do szczęścia

67 7 2
                                    

Bessie

Cas spędził w szpitalu cały tydzień i podejrzewałam, że może się to przedłużyć, bo wyniki Gianny zamiast się poprawić, to się pogorszyły. Cholernie mi go brakowało, chociaż rozmawialiśmy codziennie. Jednak to wciąż nie to samo, co spotkania na żywo. Dosłownie czułam, że usycham z tęsknoty. Już teraz nie miałam na nic ochoty, dlatego nie wyobrażałam sobie jak to by miało być, gdybym musiała się wyprowadzić. Zdałam sobie sprawę, że podczas jego nieobecności właściwie nie żyłam, a tylko egzystowałam. Kilka razy dziennie sprawdzałam datę w kalendarzu z nadzieją, że źle spojrzałam i Cas wróci szybciej. Tylko przez tę krótką chwilę w ciągu dnia, gdy wisiałam na telefonie ze swoim chłopakiem, potrafiłam się uśmiechać. Poza tym nie specjalnie cokolwiek innego mnie cieszyło. Nawet Andri próbował mnie gdzieś wyciągnąć, ale odmawiałam każdemu kto nie był Casem.

Nic nie mogłam poradzić na to, że moje szczęście zaczęło być zależne od niego, bo kochałam go tak mocno, że nie potrafiłam już żyć bez niego. On po prostu tego jednego wieczora, kiedy go poznałam, wpadł do mojego życia, wywrócił je do góry nogami, a w moim sercu zarezerwował sobie całe dostępne miejsce.

Któregoś dnia Suki udało się wyciągnąć mnie do kawiarni i dziwnym trafem pracował tam przyjaciel Jonesa. Widziałam co się dzieję między nią, a chłopakiem, dlatego odeszłam ze swoim napojem do najdalszego stolika, aby mieli chwile dla siebie. W środku szczerze cieszyłam się, widząc jak oczy mojej przyjaciółki błyszczą na widok łysego chłopaka, ale jakoś w tamtej chwili nie potrafiłam okazywać tego na zewnątrz. Nie musiałam długo czekać, aż coś się zadzieje, nawet jeśli ignorowałam cały świat, bo ten mój prywatny był trzy godziny drogi ode mnie, więc pozostało mi przeglądanie naszych zdjęć i ponownie czytanie wiadomości, póki nie napisze nowych.

Po jakiś dziesięciu minutach dosiadł się do mnie chłopak, którego zbywałam już trzy razy od momentu, kiedy Cas wyjechał. Był cholernie uparty i zaczynał mnie wkurwiać, bo nie rozumiał zwykłego „nie". Nawet nie słuchałam co do mnie mówił, bo nie był Casem. Usiadł zdecydowanie za blisko mnie i położył dłoń na moim kolanie, dlatego uniosłam kubek z parującą herbatą i wylałam na jego krocze. Z podłym uśmiechem patrzyłam jak panikuje, ale przynajmniej miał nauczkę.

Casimir uprzedził mnie, że nie uda mu się wrócić na czas i nie ma pojęcia kiedy uda mu się dotrzeć przez złe warunki pogodowe i korki. Zrobiło mi się przykro, ale nie mogłam mieć pretensji. W końcu starał się i odzywał się do mnie w każdej wolnej chwili, a ja czułam, że naprawdę mu na mnie zależy. Czułam się potrzebna, czego zawsze mi brakowało. Wiedziałam, że i on tęskni, bo pisał to wiele razy, tak jak i inne rzeczy, od których robiło mi się gorąco. W trakcie jednego telefonu przyłapał mnie na robieniu sobie palcówki, a wtedy to on przejął inicjatywę, a ja robiłam to co nakazywał jego głos w telefonie.

Suki coś do mnie mówiła, ale marzyłam tylko o tym, aby wrócić do domu i zakopać się w łóżku. Miałam zerowe chęci do życia i jedyne czego pragnęłam to zasnąć i obudzić się dopiero, kiedy Cas wróci. Podejrzewałam, że moje uzależnienie od niego, nie jest zdrowe. I to nie tak, że to Casimir mnie od siebie uzależnił, zrobiłam to z własnej woli, bo chodziło o uczucia i niczego nie żałowałam. Uważałam, że znalazłam diament wśród chłopaków, bo nikt nie był w stanie mu dorównać. Mogłabym teraz iść na imprezę, o której mówiła moja czerwonowłosa przyjaciółka, ale ja po prostu nie chciałam. Wolałam jego. Był daleko, więc nie miałam ochoty na nic, bo myślami byłam przy nim.

- Słuchasz mnie w ogóle? – szturchnęła mnie dziewczyna, wyrywając mnie z własnych myśli.

- Mhm. – mruknęłam pod nosem, zamykając swoją szafkę z ciężkim westchnieniem. Już miałam skierować się w stronę wyjścia z budynku, ale zatrzymało mnie czyjeś nawoływanie.

Lost souls | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz