14. Demony przeszłości

96 6 5
                                    

Bessie

- Słuchaj, ja też ubolewam nad swoim losem. Zdecydowanie bardziej wolałabym zabrać tam Ciebie. – narzekałam do słuchawki, próbując zmieścić w kosmetyczce wszystkie swoje kosmetyki.

- Może dostaniecie wspólny pokój? – zastanowiła się głośno, a ja wzdrygnęłam się na to wyobrażenie.

- Ja pierdole.. nie no, on będzie spał na dywanie. Nie ma nawet opcji, że będę spała z nim w jednym łóżku. Nawet w jednym pokoju nie. – postanowiłam, zastanawiając się czy stringi będą mi potrzebne.

- Ostatnio mówiłaś, że Ci pomógł. – przypomniała. Wiedziała jedynie, że pomógł mi odzyskać moje rzeczy, nie wiedziała do czego między nami doszło. Albo raczej nie doszło.

- Taa.. to było miłe. Ja nie wiem Suki, ta relacja to takie ciepło-zimno. – z rozdrażnienia usiadłam na podłodze. – Raz robi dla mnie coś miłego, a potem zachowuje się jak kompletny skurwysyn.

- Ale podoba Ci się. – stwierdziła rozbawiona.

- No podoba, a czemu ma się nie podobać. Jest w cholerę przystojny, ale jeszcze nigdy nie znałam nikogo o tak wkurwiającym usposobieniu. Od kiedy go poznałam wyrwałam sobie ze cztery siwe włosy! – wzniosłam oczy na sufit, opierając się plecami o łóżko.

Boże, pakowanie się jest tak męczące.

- Ale? – ciągnęła mnie za język. Tego w niej nienawidziłam, bo wiedziała kiedy coś ukrywam.

- Ale oprócz tego, że bywa agresywny, opryskliwy, irytujący i zawsze musi postawić na swoim, to potrafi zapanować nam moim charakterem, bywa niesamowicie uroczy i zawsze mnie broni, nawet jeśli sama ładuję się w kłopoty. To głupie, ale czuję się przy nim bezpiecznie. Do tego ma boskie ciało, świetnie całuje i wszystko z nim wydaje się takie.. łatwe. – powiedziałam szczerze.

- Bessie, ty się w nim zakochałaś. – postawiła diagnozę, na co wybałuszyłam oczy.

- Zesrałam. Ochujałaś? Nie zakochałam się w nim! Jest ładny, to fakt, ale jest też bezczelnym gnojkiem i moim największym wrogiem. – broniłam się.

- Kochanie, bajerować to my, a nie nas. – parsknęła. – Coś między wami jest, mówiłam Ci już.

- Tak, przepaść wielkości rowu mariańskiego. – sarknęłam. – Można to określić jako wrogów z korzyściami, bo najwidoczniej ciało to jedyne czego chcemy. Mieliśmy parę swoich momentów, udowodnił, że dobrze całuje i tyle. Nic więcej. – upierałam się. Jednego byłam pewna. Dla nas nie istniała żadna przyszłość.

Wróciłam do układania ubrań w walizce. Nawet nie wiedziałam, że tyle ich mam.

- Kiedy wracasz? – zagadnęła.

- W sobotę rano mamy być z powrotem. Nawet nie wiesz jak żałuję, że będę musiała podrywać przystojnych nowojorczyków bez Ciebie. – przyłożyłam dłoń do serca z udawanym żalem, chociaż dziewczyna nie mogła tego zobaczyć.

- O ty pizdo! Ani się waż. – zagroziła, a klatka piersiowa drżała mi od śmiechu.

- Chyba nie myślisz, że będę co noc siedzieć grzecznie na dupie w pokoju. Nie ma opcji. – postanowiłam, już wyobrażając sobie te imprezy do rana w klubach.

- A ja myślę, że twój arcywróg nie pozwoli Ci nawet powąchać alkoholu, już nie wspominając o jakiś podrywach. – zaśmiała się podle. Wbiłam wzrok w telefon, telepatycznie próbując udusić tą czerwoną małpę.

- On to mi może possać. – prychnęłam.

- O ile zakład, że to też zrobi? W sumie dobrze wyszło, może w końcu się ze sobą prześpicie. – stwierdziła wesoło.

Lost souls | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz