EPILOG

93 5 1
                                    

Bessie

12 lat później

Przeglądałam się w lustrze, poprawiając sukienkę. Musiałam godnie reprezentować swoją firmę kosmetyczną na bankiecie z okazji drugiej rocznicy otwarcia. Czarny materiał okalał moje ciało, zakrywając długim rękawem tylko jedno ramię, a naszyjnik wyglądem przypominał zawieszoną na mojej szyi złotą żmiję. Rozsunęłam suwak, ciągnący się od biodra do samego dołu sukienki, która niemal dotykała podłogi. Dodałam tym ostrości, którą niezmiennie uwielbiałam od lat. Poprawiłam jeszcze upięcie z tyłu głowy oraz czerwoną pomadkę na ustach. Już miałam zakładać szpilki, jednak powstrzymałam się jeszcze, słysząc tupot dziecięcych stópek, a zaraz za nimi cięższe kroki mojego męża.

- Mamusia ładna! – zawołał trzylatek z burzą czarnych włosów, wskazując na mnie paluszkiem. Ciepło rozlało się po moim wnętrzu patrząc na małego szkraba, który wyglądał jak kopia Casimira.

- Tak, brzdącu, mamusia wygląda przepięknie. – zgodził się mężczyzna, lustrując moje ciało pociemniałym wzrokiem. – Aż za bardzo. Te młode gnojki będą za tobą latać jak psy, z jęzorem na wierzchu. – prychnął niezadowolony. – Może jednak pójdę z tobą?

- A kto zostanie z dzieckiem? – zapytałam, wyciągając z szafy czarne szpilki z, pasującym do naszyjnika, złotym wężem oplatającym łydkę.

- Cioci Suki i wujek Andri. – Cas wzruszył ramionami ze złośliwym uśmieszkiem, bo wiedział, że to zły pomysł.

- O nie. – zaprzeczyłam od razu, wsuwając stopę w buta. – Zawsze kiedy Alex z nimi zostaję, przez pół nocy nie możemy go uśpić, bo dają mu za dużo słodyczy. – próbowałam to samo zrobić z drugim obuwiem, ale przez moją niezdarność, zachwiałam się, stojąc na jednej nodze. Cas wystawił do mnie dłoń, którą od razu przyjęłam, ratując mnie przed upadkiem. Wyprostowałam się, kontynuując: - Suki się nie hamuję, a on wszystko po niej powtarza. Szczególnie teraz, kiedy sama jest w ciąży. – zerknęłam na chłopca, jednak ten już biegł do wnętrza naszego domu, jakby o czymś sobie przypomniał.

- Nie za skąpa ta sukienka? – zasugerował z tą uwodzicielką chrypką, od której miękły mi kolana. Skorzystał z chwili, że nasze dziecko zniknęło i przyciągnął mnie do siebie. Ułożył dłonie na mojej talii, a przez dotyk jego palców na nagiej skórze prawego boku, gdzie sukienka miała wycięcie, jeszcze mocniej poczułam jak na mnie działa. Elektryzujący dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa i zapiekł w koniuszki palców. Tysiąc razy bardziej pragnęłam, aby zerwał ze mnie teraz te kieckę niż iść na przyjęcie.

- Nie, kochanek mówił, że ładna. – droczyłam się, a on wszczepił mocniej palce w mój bok. Drugą rękę ułożył na mojej żuchwie, a w jego czarnych tęczówkach tańczyło uwielbienie i zachwyt, gdy wpatrywał się w moją twarz.

- Tyle lat, a wciąż jesteś irytująca. – pokręcił z dezaprobatą głową. Uśmiechnęłam się, jakby powiedział mi komplement i połączyłam nasze wargi, zarzucając mu ramiona na kark.

- Też Cię kocham. – odparłam, wycierając kciukiem czerwony ślad z jego ust. – Muszę już iść, i tak jestem spóźniona.

- Wolałbym zabrać Cię do sypialni, niż wypuścić tak z domu. – powiedział, składając pocałunki na moim nagim barku i skórze na szyi. Musiałam zareagować póki byłam w stanie nad sobą panować, a on nie zrobił mi malinki.

- Cas, serio. – sapnęłam z przyjemności. Otrzeźwiła mnie jego dłoń, ściskająca mój pośladek. – Jak wrócę, będę twoja. – obiecałam, chwytając jego twarz w dłonie.

Lost souls | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz