Rozdział 27

1.5K 109 3
                                    

Dzisiaj zapraszam trochę wcześniej ;-D

Josh

Po śniadaniu do łóżka, które przygotowała dla mnie Ava i dawce przytulania na lepsze trawienie, zabrałem się za bałagan w kuchni. Zegarek wskazuje właśnie godzinę trzynastą. Pozwoliliśmy sobie na błogie lenistwo i wylegiwanie się do południa. W końcu tak przecież powinny wyglądać wakacje. Kończę właśnie pakować zmywarkę, kiedy odzywa się mój telefon.

- I jak? Zrobiłeś to? - pyta Vincent, a w jego głosie wyczuwam coś na kształt podekscytowania, co wyjątkowo mnie zaskakuje. Dobrze jest czasem zobaczyć w nim jakieś emocje, które pokazują, że jest jednak człowiekiem, a nie robotem.

- Jeszcze nie - odpowiadam szeptem i spoglądam w kierunku tarasu kontrolując, czy Ava może mnie usłyszeć. Na szczęście wszystkie okna są przymknięte, a ona skupiona na książce, którą właśnie czyta. Siedzi na fotelu z podkulonymi nogami i nie odrywa wzroku od lektury, a na jej twarzy widnieje delikatny uśmiech - Nie nadarzyła się odpowiednia okazja.

- Lepiej się pośpiesz, bo w takim tempie zdążycie wrócić, zanim się do tego zabierzesz. A może ty nie jesteś pewny? Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości lepiej to jeszcze raz przemyśl. Nie działaj szybko i pochopnie.

- Nie mam żadnych wątpliwości - opieram się o blat za mną.

- W takim razie stchórzyłeś.

- Nie prawda. Chcę po prostu, żeby było idealnie.

- Dobra dobra.

- Pogadamy o tym, jak ty będziesz srał w gacie, kiedy przyjdzie twoja kolej na oświadczyny. To wcale nie jest takie proste jakby się wydawało.

- Nigdy do tego nie dojdzie i doskonale o tym wiesz - stwierdza głosem pozbawionym emocji.

- Mam ci przypomnieć ile razy ja się zarzekałem, a teraz co? Planuję właśnie oświadczyny. Więc moja rada: nigdy nie mów nigdy.

- Okey, rozumiem. Stres rzucił ci się na mózg. W takim razie ja się rozłączam. Daj znać jak poszło i powodzenia. Może tym razem ci nie odmówi.

- Dzięki. Na ciebie zawsze można liczyć jeśli chodzi o słowa wsparcia.

Odkładam telefon na blat za sobą i spoglądam na Avę. Jest tak skupiona, że nie zwraca na mnie uwagi. Nie mam pojęcia, co czyta, ale przygryzła wargę, a na jej policzkach pojawił się słodki rumieniec. Odwracam od niej wzrok i dostrzegam aparat, który zostawiła wczoraj na stoliku po lekcji obsługi, którą mi udzieliła. Chwytam go i kieruję w stronę kobiety. Kiedy nadal czyta niewzruszona, klikam kilkukrotnie, aby uwiecznić tę chwilę i to jak pięknie teraz wygląda. Niezauważony kończę swoją misję sukcesem, wracam do części kuchennej i przygotowuję dzbanek herbaty z cytryną, sokiem malinowym i imbirem. Wszystko stawiam na tacy obok talerza z ciastem dyniowym, które upiekliśmy wieczorem i kieruję się na taras. Stukam w okno, aby zwrócić uwagę mojej ukochanej. Unosi głowę, a kiedy mnie dostrzega natychmiast wstaje i otwiera mi drzwi.

- Josh? Dlaczego mnie nie zawołałeś? Przecież bym ci pomogła.

- Ale po co? - odkładam tacę na stolik i przyciągam ją do siebie chwytając w pasie - Przecież mam takie same dwie zdrowe ręce jak ty i jestem już na tyle duży, że potrafię sam zrobić herbatę dla mojej ukochanej.

- Rozpieszcza mnie pan, panie Burns.

- I oto właśnie chodzi przyszła pani Burns - Ava uśmiecha się słodko i składa na moich ustach szybki pocałunek - A teraz bierzmy się za herbatę, bo za chwilę wystygnie i nie będzie tak dobrze smakować.

Związek z przeznaczenia | Dary losu #2 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz