Rozdział 29

1.5K 102 3
                                    

Josh

- Jak tylko będziesz wiedział coś nowego to dawaj znać. Na razie.

Rozłączam się i wkładam telefon do kieszeni.

- Kto tam? - krzyczy Ava z sypialni, w której kierunku idę, aby zobaczyć na czym stoi moja narzeczona.

- Aiden.

- Coś się stało? Ma coś nowego?

Widzę, jak w oczach kobiety pojawia się nadzieja, a mnie boli serce, że muszę ją tak brutalnie zgasić.

- Niestety nie. Złapali pewien trop... - unoszę dłoń przerywając kobiecie zanim zacznie - Nie pytaj jaki, bo Aiden nic mi nie chciał powiedzieć dokładnie, ale niestety okazał się on ponownie ślepym zaułkiem.

- Nie podoba mi się to wszystko - stwierdza zrezygnowana - Ile można szukać mordercy? Dlaczego policja niczego nie może znaleźć? Minęło już tyle czasu, a my nadal nie mamy nic! Jestem już tym wszystkim strasznie zmęczona - łamie jej się głos, a w oczach pojawiają łzy.

- Kochanie...

- Nie - unosi dłoń i nie pozwala mi się do siebie zbliżyć - Nic mi nie jest. To tylko chwilowe załamanie. Teraz musimy się skupić na ważniejszej w tej chwili sprawie. Myślisz, że ta będzie odpowiednia?

Wskazuje na swój strój. Po raz dziesiąty w ciągu ostatniej godziny słyszę to pytanie. Ava stoi przede mną w sweterkowej szarej sukience z golfem, do kolan. Podkreślonej w talii czarnym paskiem, a na stopach ma również czarne botki na obcasie, które sięgają jej kolan. Wygląda bardzo elegancko i seksownie.

- Kochanie... - zaczynam starając się zachować spokój - Mówiłem ci już, że to tylko zwykła kolacja ze znajomymi mamy. To co masz na sobie idealnie odpowiada standardom domowo i wygodnie, których sobie zażyczyła.

- Jesteś pewien?

- Tak. Zobacz, w czym ja idę - wskazuję na swoje ciemne dżinsy i biały sweter z golfem - Myślisz, że gdyby to nie pasowało do okazji, to bym to ubrał? - przez chwilę się zastanawia.

- No nie. Dobra. W takim razie idę w tym - stwierdza, a ja oddycham z ulgą.

Pakuję prezent do torby, którą dokupiłem dziś rano i wyruszamy w drogę. Do domu moich rodziców mamy około pół godziny. Ava wraz z Theo na tylnym siedzeniu zarządzają koncert świątecznych piosenek. Moja narzeczona uwielbia tę porę roku. Nasz dom wygląda jak jeden wielki sklep z bożonarodzeniowymi ozdobami. Nie narzekam, bo nie ukrywam, że również uwielbiam ten czas w roku. Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy już mieszkać razem tak oficjalnie w domu, który wspólnie urządzimy od podstaw. Kiedy z głośników leci Last Christmas, wszyscy śpiewamy w niebogłosy. Chociaż bardziej pasuje tu określenie wyjemy. Kiedy zajeżdżamy pod mój dom rodzinny, dostrzegam, że Ava dziwnie milknie. Staje się spięta i zamyślona, jakby się czegoś obawiała.

- Wszystko w porządku? - spoglądam na nią z przymrużonymi oczami.

- Tak. Tylko trochę się zestresowałam.

- Czym? Przecież doskonale znasz moich rodziców, a oni znają ciebie.

- Wiem, ale po raz pierwszy spotykam się z nimi jako przyszła synowa, a nie córka przyjaciół. Jakbyś nie zauważył to ogromna różnica.

- Wszystko będzie dobrze. Wiesz, że kochają cię jak własne dziecko. Nie masz się czym martwić.

Wysiadam z samochodu i dołączam do czekającego na nas Theo, ale Ava nadal się nie rusza.

- Co z nią się dzieje? - pytam Theo.

- Nie wiem. Od wczoraj zachowuje się jakby pierwszy raz spotykała się z ciocią i wujkiem. Wydaje mi się, że dochodzi do niej powaga sytuacji i fakt, że teraz staniemy się prawdziwą rodziną. Chyba ją to trochę przeraża.

Związek z przeznaczenia | Dary losu #2 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz