Rozdział 10

1.9K 112 1
                                    

Josh

- Macie wszystko? - pytam Christiana, który pakuje walizki dziewczyn do bagażnika. Po porannym bieganiu i zrobieniu przelewu dla pana Barretta, przygotowałem dla domowników śniadanie. Potem wszyscy rozeszli się do swoich sypialni i rozpoczęli przygotowania do rozprawy.

- Chyba tak. Jak coś zapomnimy to weźmiemy następnym razem.

- Kiedy wrócicie?

- Chloe ma jutro jakąś sesję, więc powinna wrócić w środę, a my będziemy w piątek wieczór.

- Okey - wzdycham i opieram się o samochód. Mój przyjaciel zamyka bagażnik i dołącza do mnie.

- Co jest?

- Nic.

- Jak to nic? Przecież widzę, że coś się dzieję.

- Stresuje się tą dzisiejszą rozprawą.

- Myślisz, że zostanie zatrzymany do czasu następnej?

- To jest pewne. Dowody przeciwko niemu są zbyt mocne, aby go wypuścili.

- W takim razie co cię jeszcze martwi?

- To, że nadal nie mamy niczego, co mogłoby stanowić dowód na niewinność wujka Terrego. Od pierdolonego tygodnia nie znaleźliśmy nic! Jeśli tak dalej pójdzie, to nie będziemy w stanie dowieść, że on jest niewinny - na chwilę między nami zapada cisza.

- A co jeśli wszyscy się mylimy i on naprawdę jest winny? - pyta Christian. Przecieram dłońmi twarz - Proszę cię nie mów mi, że o tym nie pomyślałeś.

- Oczywiście, że pomyślałem, ale nie umiem sobie tego wyobrazić. Serio. Wujek Terry nigdy nie był agresywny. Był idealnym mężem i ojcem. Znam go od urodzenia i nie potrafię uznać za winnego. Jestem wręcz pewien, że to nie on. Widziałem wielu mężczyzn, którzy dopuścili się do zrobienia krzywdy drugiemu człowiekowi i jestem już w stanie ich rozpoznać. Dodatkowo czuję, że to wszystko jest dużo bardziej poplątane niż nam się wydaje.

- Skoro tak mówisz... Twoje przeczucia zawsze się sprawdzają - zauważa - Dlatego nie możesz się poddać. Razem z Aidenem na pewno coś wymyślicie - klepie mnie po ramieniu i spogląda mi w oczy - Wierzę w ciebie.

- Dzięki.

- Jeśli będzie trzeba poprosimy o pomoc Vincenta, może on coś wskóra.

- Najpierw policja musi skończyć zbierać poszlaki.

- Właśnie ile im to jeszcze zajmie? Minął już przecież tydzień.

- W tamtym tygodniu osoba odpowiedzialna za zbieranie dowodów z miejsc wypadków zachorowała i wzięła urlop.

- I nie mogli przysłać kogoś innego?

- Podobno ona jest najlepsza. Dlatego to tak długo trwa. Mają przyjechać dzisiaj około osiemnastej.

- Czemu tak późno?

- Bo pod jej nieobecność zebrały jej się dwa miejsca, gdzie musi zebrać dowody i najpierw pojadą gdzie indziej.

- Nie wierzę. Jak można do czegoś takiego doprowadzić?

- Tak właśnie działa policja.

- Nie musisz mi mówić. Z Aniołkiem było tak samo. Nawet fakt, że ktoś ją śledził i otrzymywała głuche telefony, nie był dla nich istotny. Zaniepokoili się dopiero, kiedy głuche telefony przestały być głuche.

- Niestety nie mamy na to wpływu. Ale myślę, że to nie jest zły pomysł. Może Vin znajdzie jakieś wyjście.

- Zadzwoń do niego. Na pewno chętnie pomoże jak wróci z Los Angeles.

Związek z przeznaczenia | Dary losu #2 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz