Rozdział 16

1.8K 104 1
                                    

Ava

Wczorajsza randka Theo udała się wyśmienicie. Wrócił do domu, kiedy ja spałam, ale rano przy śniadaniu, kiedy opowiadał o tej dziewczynie, nie mógł przestać się uśmiechać. Aż ciężko mi jest uwierzyć, że tak bardzo jej kiedyś dokuczał, ale w końcu: kto się czubi ten się lubi, czy jakoś tak to szło.

Wczorajsze popołudnie było wspaniałe. Nie ukrywam, że Josh zaskoczył mnie propozycją małżeństwa. Nie żebym nie chciała zostać jego żoną, ale uważam, że to trochę za szybko. Dopiero co wróciliśmy do siebie po ośmiu latach. Dajmy sobie trochę czasu na ponowne poznanie się i zbudowanie relacji między nami.

Theo nie skomentował naszego nagłego bliskiego zachowania. Wszystkich dotyków i słodkich pocałunków. Rano widział jak razem wychodziliśmy z, teraz już naszej, sypialni i tylko się uśmiechnął, posyłając Joshowi niezrozumiałe dla mnie spojrzenie. Po wyjściu mojego brata do szkoły razem posprzątaliśmy po śniadaniu. Nie licząc jednego epizodu, kiedy Josh posadził mnie na blacie i namiętnie całował, nasza praca przebiegała bardzo szybko i sprawnie. Potem on poszedł trochę popracować, a ja postanowiłam w końcu uprzątnąć rzeczy mojej mamy.

Zanim Josh udał się do biura mojego taty, które tymczasowo mu udostępniłam, wstąpił do sypialni moich rodziców i sprawdził czy nigdzie nie znajduje się krew. Z tego co mi wiadomo technicy zabrali zakrwawione prześcieradło i poszewkę, ale mimo wszystko poprosiłam mężczyznę o skontrolowanie tego. Nie wiem czy zniosłabym widok krwi mamy na pościeli. Już wystarczająco trudne jest dla mnie przełamanie się, żeby tam w ogóle wejść, a ten widok załamałby mnie chyba całkowicie.

Ostrożnie wchodzę do sypialni rodziców i natychmiast zalewają wspomnienia. Przypominam sobie jak każdego poranka przybiegałam tutaj i wskakiwałam między nich. Potem leżeliśmy w trójkę, a kiedy urodził się Theo to w czwórkę i godzinami przytulaliśmy się. Blokuję te szczęśliwe obrazy i odganiam łzy, które pojawiają się w moich oczach na myśl, że już nigdy nie będzie mi dane zobaczyć uśmiechniętej mamy. To nie czas na płacz. Teraz muszę skupić się na zadaniu.

Otwieram szafę z ubraniami mamy i stwierdzam, że większość z nich jest w idealnym stanie. Nie chcę ich wyrzucać, dlatego biorę telefon i szukam jakiegoś domu samotnej matki w Manchesterze. Dzwonię tam, a miła pani, z którą rozmawiam nie pokłada się z radości, na wieść, że chcę przywieźć ubrania. Po umówieniu się na popołudnie, szybko wychodzę na strych w poszukiwaniu kartonów, do których mogłabym spakować ubrania. Znajduję je w rogu obok mojej sztalugi. Niewiele myśląc znoszę też ją z nadzieją, że będę miała kiedyś chwilę, żeby coś namalować.

Wnoszę kartony do sypialni i zabieram się za przeglądanie ubrań. Otacza mnie zapach mojej mamy. Łzy same napływają do oczu, ale dzielnie z nimi walczę, nie pozwalając im wypłynąć. Kilkukrotnie unoszę bluzki mamy i zaciągam się jej zapachem. Postanawiam zostawić ich kilka na pamiątkę. Kiedy kończę zaklejać ostatni karton do sypialni wchodzi Josh. Wystarczy jedno spojrzenie na jego przystojną twarz, a wszystkie siły, które utrzymywały mnie przed wybuchem płaczu znikają. Mężczyzna podchodzi do mnie i zamyka w swoich ramionach. Nic nie mówi, za co jestem mu niezmiernie wdzięczna. W tym momencie potrzebuję jedynie jego obecności, co jak zawsze doskonale wyczuwa.

- Co zamierzasz z tym zrobić? - pyta, kiedy przestaję płakać i odsuwam się od niego.

- Skontaktowałam się już z placówką dla samotnych matek - mówię wycierając łzy z policzków - Mam im to zawieźć jak już skończę.

- Pojedziemy razem. Nie możesz dźwigać tego sama - kiwam głową na zgodę.

- Dziękuję.

- Masz coś jeszcze do zrobienia, czy jedziemy od razu?

Związek z przeznaczenia | Dary losu #2 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz