Rozdział 35

1.4K 95 5
                                    

Ava

- Wszystko w porządku? - pyta Mony, która stoi po drugiej stronie drzwi.

Od jakiś dziesięciu minut siedzę w toalecie w centrum handlowym i wypluwam z siebie flaki. Szarpią mną torsje, a pot spływa po czole. W ustach mam nieprzyjemny kwaśny smak. Wczoraj razem z Chloe zamówiłyśmy jakąś eksperymentalną pizzę, a dzisiaj obie za to płacimy. Co prawda ja czuję się gorzej niż ona, ale to dlatego, że zawsze źle przechodziłam problemy z żołądkiem.

- Tak. Nic mi nie jest. Za chwilę wyjdę! - krzyczę chwilę przed kolejną falą mdłości.

Po kolejnych dziesięciu minutach wymioty ustają, a ja jestem w stanie wyjść z kabiny.

- Co się dzieje? - pyta zaniepokojona Mony - Może powinnyśmy jechać do szpitala czy coś?

- Nie. Nie trzeba to tylko zatrucie. Nie ma się czym przejmować.

Podchodzę do umywalki, opłukuję twarz i nabieram wody do ust. Najchętniej umyłabym teraz zęby, ale nie mam tu takiej możliwości, więc muszę zadowolić się miętusem.

- Zatrucie? Ale od czego? - kontynuuje.

- Wczoraj razem z Chloe zjadłam jakąś nową pizzę i obie nas złapało.

- Może jednak powinnyśmy iść do lekarza, albo wrócić do domu. Jak tak dalej pójdzie, to się odwodnisz - widzę zmartwienie w jej oczach.

- Nie trzeba. Wszystko jest w porządku. Obiecuję, że będę piła. A teraz chodźmy już na te zakupy.

Wychodzimy z toalety i kierujemy się do księgarni, w której mam zamówione kilka nowych książek. Zaprosiłam Mony na wspólne wyjście, bo chciałam dać jej prezent, który kupiłam dla niej w Londynie. Jest to złoty naszyjnik z symbolem nieskończoności, który symbolizuje naszą więź i to, że pomimo upływu lat i braku kontaktu, nadal pozostajemy sobie bliskie. Trochę musiałam się nagimnastykować, żeby przekonać ją, aby przyjęła prezent. Harmony nigdy nie lubiła dostawać drogich upominków, bo jeśli jej rodzice je znaleźli to sobie przywłaszczali i sprzedawali, żeby mieć pieniądze na alkohol. Nawet teraz, kiedy już z nimi nie mieszka, nadal nie może pozbyć się odruchu odmawiania.

- O nie! - łapie mnie za ramię Mony, zanim zdążę przekroczyć wejście sklepu.

- Co? - spoglądam na nią niezrozumiale.

- Najpierw idziemy kupić wodę i nawodnimy twój organizm - mówiąc to ciągnie mnie do sklepu spożywczego.

- Mony...

- Obiecałaś! Avo przed chwilą spędziłaś prawie pół godziny wymiotując. Zdajesz sobie sprawę, jak szybko człowiek odwadnia się w takiej sytuacji?

- Ale...

- Nie ma żadnego ale. Albo pijesz wodę, albo jedziemy do szpitala. Twój wybór.

Przewracam oczami i posłusznie idę za nią do sklepu. Z kupioną butelką wody ponownie udajemy się do toalety na wszelki wypadek, gdyby woda nie chciała zbyt długo utrzymać się w moim organizmie. Kiedy udaje mi się wypić pół butelki i nic nie zwrócić misję uznajemy za zakończoną sukcesem i ponownie kierujemy się do księgarni.

- Myślę, że jeszcze się trochę rozejrzę. W końcu książek nigdy nie za wiele prawda? - mówię do sprzedawcy odbierając zamówienie.

- Oj tak. Skąd ja to znam - śmieje się.

- Też lubi pan czytać?

- Bardzo. Razem z żoną mamy specjalny pokój w domu, który nazywamy krainą literek. Jest pełen regałów, na których już zaczyna brakować miejsca.

Związek z przeznaczenia | Dary losu #2 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz