Zdążyłam poczuć tylko ból i uderzyłam w zimną posadzkę. Jednak... nie zostałam zgnieciona. Wiedziałam, że nie jestem martwa, ale nie czułam się też żywa, co nie było żadną nowością. Spojrzałam na roztrzaskany na ziemi żyrandol i posypane diamenciki, teraz zabarwione na szkarłatny kolor. Marmurowe płytki skąpane we krwi, nie mojej. To nie ja byłam pod. To nie ja, a więc kto...?
Nie musiałam pytać, by znać odpowiedź. Wiedziałam, chociaż nie mogłam tego zaakceptować. Nie chciałam. To nie mogła być prawda. Nie mogła,
-Ochako! - z transu wyrwał mnie krzyk Himiko. Czułam się, jakby minęły wieki, choć w rzeczywistości upłynęło zaledwie kilka sekund.
Pustym wzrokiem obserwowałam, jak na kafelkach tworzyła się coraz większa kałuża. Pustym wzrokiem obserwowałam, jak podnoszą żyrandol, próbując uwolnić spod niego Ochako. Pustym wzrokiem obserwowałam jej bezwładne już ciało, powoli tracące swoje dawne ciepło.
-To ich wina... - wyszeptałam, ale w zgiełku nikt nie usłyszał mych słów. Nie mogłam nawet płakać. W sercu czułam tylko... nicość. Gorzkie, ściskające uczucie. To ich wina, powtarzał głos w mojej głowie, a może było to z serca? Traciłam siebie, wokół mnie było tyle ludzi, a mimo tego wiedziałam, że jestem sama. Pośród tłumów, samotna.
Chaos dookoła zaczynał mnie irytować, po co walczyć, skoro odeszła? Nie ma jej, nie wróci, chciałam krzyknąć, jednak z moich ust nie wydobyło się ani słowo. Wtedy zrozumiałam, to nie złoczyńcy, tak jak wszyscy myśleli, byli zepsuci. To ten świat skąpany był w goryczy, skarany wiecznym cierpieniem. Po co się starać, skoro zniszczyć nas może najmniejszy podmuch wiatru? Życie ludzkie jest kruche, ktokolwiek nas stworzył, musiał być okrutny, odnosząc chorą satysfakcję z funkcjonowania owej natury.
Zaczęłam cicho nucić jedną z ulubionych piosenek Ochako, podchodząc do jej ciała. Nawet martwa była piękna. Jej oczy wyglądały jak moje, puste, zimne, nieżywe. Zamknęłam je, nie chcąc, by widziała jak zepsuty jest ten świat. Śpiewając, poczułam nowe dotąd uczucie, coś, czego nigdy wcześniej nie znałam. Spojrzałam na Hawksa, nagle stał się dziwnie nieobecny.
-To ich wina. - powtórzyłam, nie zdając sobie sprawy, że cokolwiek wypowiadam - To jego wina, powinien zniknąć.
Gdy tylko wymówiłam te słowa, zaczął poruszać się, powolnym, niemal mechanicznym krokiem, niczym marionetka pociągana za sznurki, kierując się w stronę balkonu. Podążyłam za nim, nie rozumiejąc, dlaczego robi dokładnie to, czego w głębi duszy oczekiwałam. Bohater (a raczej samozwańczy) podszedł tuż do krawędzi, i bez wahania rzucił się w dół, prosto na odległą ziemię. Uderzając z głuchym hukiem o trawnik, jego ciało otoczyła szkarłatna ciecz, a jego oczy, których nie mogłam dostrzec z wysokości, stały się takie, jak Ochako, martwe i szkliste.
Chciałam, by wszyscy skończyli tak samo nie wystarczyło mi to. Wciąż byłam głodna.
CZYTASZ
"Mój Bohater" - Bakugo x Reader
RomantizmPiękna, popularna a do tego miła. A jednak wciąż samotna Czy możliwe że jej miłością okaże się osoba po której najmniej można się tego spodziewać?