Rozdział 2. Maisie

19.6K 745 296
                                    

Cześć!
Dziękuję za fantastyczny odbiór pierwszego rozdziału mojej nowej historii ❤ Jak sami zauważyliście jest ona nieco inna, ale gwarantuję, że w dalszych częściach nie zabraknie uroku, romantyzmu i całego morza rozmyślań na najróżniejsze tematy!

Będzie mi szalenie miło, jeśli zostaniecie tutaj na dłużej, a tymczasem życzę dobrej lektury 🤞🏻 I proszę - dawajcie znać jeśli coś ewidentnie pokićkałam, bo pisałam ten rozdział z najgorszym bólem głowy, jaki pamiętam 😥


Wychodzę z herbaciarni ściskając w ręce kubek z parującym napojem. Mieszanka zielonej herbaty, skórki pomarańczy, imbiru i bazylii to mój jedyny sposób na to, by przeżyć dzisiejszy dzień. Co prawda lokal Tea Deal znajduje się dziesięć minut piechotą od siedziby agencji, przez co najprawdopodobniej spóźnię się do pracy, ale w ciągu najbliższych ośmiu godzin nie znajdę czasu, by tu zajrzeć.

Ruszam w kierunku pracy, delektując się nie tylko herbatą, ale także względnym spokojem. O ile w ogóle można o nim mówić w samym centrum największej biznesowej dzielnicy Chicago. Szum przejeżdżających aut, gwar rozmów i wszelkie inne odgłosy miasta stanowią jednak przyjemną odmianę od płaczącej pięciolatki, która za wszelką cenę postanowiła do granic absurdu utrudnić nam poniedziałkowy poranek. Płacz minutę po przebudzeniu, trzymanie się kurczowo moich ramion i wylanie na siebie całej miski mleka to tylko niewielka część tego, z czym musiałam się zmierzyć.

Nie mogę jednak jej za to winić. Nelly z reguły jest uśmiechniętą dziewczynką, jednak alergicznie reaguje na myśl o pójściu do przedszkola. Jako jedyna w grupie wychowywana jest wyłącznie przez jednego rodzica, nie mając żadnego kontaktu ze swoim tatą. Inne dzieci, nawet jeśli pochodzą z rodzin gdzie doszło do rozwodu, utrzymują dobry kontakt z obojgiem rodziców – są regularnie odbierani przez jednego bądź drugiego, przyprowadzają ich na dziecięce występy i biorą udział w organizowanych letnich piknikach.

U nas jednak mój były mąż ma sądowy zakaz zbliżania się zarówno do mnie, jak i do naszej córki. Udało mi się go wywalczyć po wielu miesiącach batalii, z obawy o to, że mógłby próbować zbliżyć się do Nelly po tym, jak spakowałam ją w środku nocy i uciekłam do innego miasta.

Ostatnie lata małżeństwa z Deaconem najlepiej porównać do najgorszego koszmaru, z którego zbyt długo nie potrafiłam się obudzić. Dobre życie, które tak pielęgnowaliśmy, okazało się być zaślepiającą mnie iluzją. Tak samo jak wiara w to, że mogę pomóc mu uwolnić się nie tylko z nałogu hazardu, jak i sprowadzić na właściwą ścieżkę tuż po tym, jak z niej zbłądził.

Wybaczałam każde uderzenie, każde kopnięcie i podduszenie. Wybaczałam to, jak pluł mi w twarz i umniejszał moją rolę jedynie do kobiety, która powinna zaspokajać jego potrzeby. A później również i do worka pieniędzy, którymi zobowiązałam się spłacić jego horrendalne długi.

Nie mogłam jednak pozwolić na to, by jego agresja dosięgnęła również naszego dziecka. Ten jeden raz, gdy nie udało mi się jej ochronić, okazał się najgorszym dniem mojego życia. Tuląc do piersi zapłakaną Nelly postanowiłam, że muszę zrobić wszystko, by zapewnić jej najlepsze życie na jakie zasługuje. I to za wszelką cenę.

Podskakuję, gdy przejeżdżający przede mną samochód głośno trąbi.

Stawiam krok w tył na chodniku, rozglądając się dookoła. Czerwone światło, którego nie zauważyłam, przyprawia mnie o szybsze bicie serca.

Uspokajam się, czekając, aż będę mogła ruszyć do przodu, po czym przyspieszam kroku. Z racji tego, że w firmie istnieje elektroniczny system monitorowania wejść i wyjść pracowników, powinnam za niecałe dziesięć minut znaleźć się w holu z przepustką w ręce.

Strategia miłosnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz