Rozdział 6. Maisie

14.7K 646 148
                                    


Cześć wszystkim!
Potrzebowałam kilku dni przerwy, by ze świeżą głową wrócić do naszych bohaterów ❤ Mam nadzieję, że uznacie ten powrót za udany, a jeśli nie, to śmiało kłamcie w komentarzach (żart xd).

Dobrej lektury! I niech Connor w końcu zacznie działać!

Tulę do siebie maleńkie ciało na wpół rozbudzonej Nelly. Prawą dłonią głaszczę jej plecki unoszące się od spokojnego oddechu, a lewą przeczesuję sterczące kosmyki włosów, które podczas snu wypadły z kucyka.

Odkąd tylko pamiętam potrzebuje porannych przytulasów, jako łagodnego przejścia między snem a jawą. Pełnią one funkcję nie tylko ostatecznego wybudzenia, ale także zapewnienia, że nastał kolejny, bezpieczny dzień, w którym przy niej czuwam.

– Jak tam, maluchu? – Całuję ją w czubek głowy. – Na co masz dzisiaj ochotę?

– Tak. ­– Zbłąkane myśli wciąż nie otrząsnęły się z sennych majaków. Zacieśniam uścisk, by mogła jeszcze bardziej przylec do mojej klatki piersiowej.

– Może zjemy grzanki, co? Wczoraj kupiłam awokado, dawno już nie było.

– Z jajkiem?

– I pomidorkami – proponuję, wymieniając ostatni składnik naszego ulubionego śniadania. Nie jemy go zbyt często, ale za każdym razem, gdy już ląduje na talerzach, towarzyszy temu cały jedzeniowy rytuał. Wypracowałyśmy go sobie kilka dni po przeprowadzce do Chicago, potrzebując stworzyć nowe, przyjemne wspomnienia w mieszkaniu, które miało stać się naszym nowym domem.

Na dźwięk mojej propozycji porusza się nieco bardziej ożywiona, podnosząc główkę. Drobnymi dłońmi przeciera twarz, mrugając przy tym parokrotnie, by całkowicie odgonić sen z powiek.

– Tak! A ty, Cookie Pookie? – Szmaciany królik, wylegujący się do tej pory wśród pościeli, ląduje między nami jako trzeci uczestnik rozmowy. – Mówi, że też jest głodna. Wystarczy dla niej, mamusiu?

– Oczywiście. – Składam ostatniego całusa na odsłoniętym czole córki. – Możesz też zaprosić Pana Kuleczkę i Kokardkę, zrobimy dla nich piknik w salonie.

– Tak! – wykrzykuje radośnie, zrywając się z moich kolan.

Dwa misie, do których podbiega, leżą na skrzynce z zabawkami, otulone szalikiem w kolorowe wzory. Mały koc, którym zazwyczaj są przykrywane do snu, zawieruszył się gdzieś podczas zabawy i od kilku dni nieudolnie próbujemy go znaleźć.

– Dzień dobry, misiaczki! Pora na piknik!

Obserwuję z jaką czułością wybudza swoje zabawki, naśladując to, co sama robię każdego ranka. Najpierw delikatnie głaszcze je po okrągłych twarzach, by po chwili wziąć w objęcia i kołysać, szczebiocząc im przy tym do ucha.

Gdy tylko odwraca się w moją stronę, wychodząc już z pokoju, unoszę delikatnie Cookie Pookie, pokazując, że o niej nie zapomniałam. Ta materiałowa zabawka, którą dostała w dniu swoich narodzin, towarzyszy nam niezmiennie od pięciu lat. Jeszcze jakiś czas temu można było dostrzec na niej przebłyski naturalnej tkaniny w kolorze pudrowego różu, ale od mniej więcej roku jest to całkowicie niemożliwe. Dziś stanowi jedynie poszarzałą i wymiętą wersję samej siebie z przebarwieniami i lekko naderwanym uchem, ale dla Nelly wciąż jest najpiękniejsza i najlepsza na całym świecie.

Odkładam więc ją bezpiecznie na miękki dywan w salonie, gdzie za kilka minut przeniesiemy się, by zjeść śniadanie. To część naszej tradycji spożywania grzanek – zamiast przy stole, siadamy na ziemi kładąc przed sobą talerze pełne jedzenia i staramy się, by żaden składnik nam nie spadł. Ta, która podczas poranka zaliczy więcej plam, zmywa później naczynia. W praktyce i tak robię to zawsze ja, ale Nelly dzielnie mi przy tym pomaga, wycierając mokrą porcelanę.

Strategia miłosnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz