Hej! Cudnie Was znowu widzieć!
Wyrobiłam się jeszcze przed północą - cud! Ale pretensje proszę mieć do Connora - to on ciągle dokładał nowe sceny, które musiałam spisywać.
Bez przedłużania - zapraszam!
PS. W tym rozdziale znajdziecie mocniejszego, niż dotychczas, smuta - ostrzegam, bo ktoś o to poprosił :)
Płaczę, przypominając sobie wszystkie wypowiedziane przez niego słowa. Każde zapewnienie miłości i każdą deklarację tego, że czeka nas wspólna przyszłość. Nigdy, w najśmielszych snach, nie sądziłam, że ktoś taki mógłby się we mnie zakochać. Sprawić, że chciałabym na nowo otworzyć swoje serce. I udowodnić mi, że jestem warta nawet największej, najdzikszej miłości.
Bo uczucie, o którym mówi Connor, właśnie takie jest – wielkie, dzikie, nieokrzesane... a jednocześnie budujące i dające nadzieję.
– Powtórz – proszę, wciąż się w niego wtulając.
– Kocham cię.
– Jeszcze raz.
Zaśmiewa się, składając na czubku mojej głowy pocałunek. Zdaje się być taki szczęśliwy, beztroski, a przecież wciąż nie wyznałam, że sama coś do niego czuję. Nie dałam mu żadnego zapewnienia.
– Kocham cię.
– Je...
– Maisie Evans – mówi, jakby czytał mi w myślach. – Jesteś miłością mojego życia. Będę ci to powtarzać codziennie.
– Aż do...
– Nie. Bezterminowo. A gdy kiedyś mi pozwolisz, powiem to także Nelly.
Wsłuchuję się w rytm bicia jego serca, zdając sobie sprawę, że to przeze mnie bije tak szybko. Przeze mnie i dla mnie. Ponieważ... mnie kocha.
Kiedy czytałam romanse i oglądałam filmy, ogarniała mnie dziwna melancholia. Nie wierzyłam, że kiedyś spotkam mężczyznę, z którym mogłabym stworzyć związek, który obdarzy mnie tak silnym uczuciem, że byłabym gotowa zaryzykować. Tymczasem teraz stoję, we własnej maleńkiej kuchni, tuląc do siebie najwspanialszego mężczyznę, jakiego widział ten świat. Który kocha nie tylko mnie, ale także moją córkę...
I któremu powinnam cokolwiek odpowiedzieć, choć emocje doszczętnie mnie sparaliżowały.
– Connor, ja...
Odsuwamy się od siebie, by móc przeprowadzić tę rozmowę patrząc sobie w oczy. Gdy nic więcej nie wydobywa się spomiędzy moich warg, Grace uśmiecha się lekko, jakby pogodzony z niemożnością złożenia miłosnej deklaracji.
– Ja naprawdę... – próbuję znowu, ponownie zacinając się już na początku.
Co chcę mu powiedzieć? Że to dla mnie za wcześnie? Że muszę mieć czas, by nauczyć się go kochać? Ale że chciałabym sprawdzić, czy to możliwe? Czy w ogóle coś takiego go zadowoli? Przecież daje mi całego siebie, a ja potrafię odwzajemnić się jedynie maleńką cząstką.
– Kocham tę cząstkę, Maisie – deklaruje, co uświadamia mi, że ostatnie zdanie wypowiedziałam na głos. – Kocham wszystko, co mi dajesz, bez względu na to, czy za rok o tej porze wciąż będę cię przekonywać, że możesz być ze mną szczęśliwa, czy będziemy już po ślubie, zajmując się poszukiwaniem idealnego domu dla naszej rodziny.
Zaraz... o czym on w ogóle mówi?
– Każda z tych opcji sprawia, że chcę się o ciebie starać. I będę to robić tak długo, dopóki ta cząstka... – zawiesza głos, opierając czoło o moje –... będzie się w tobie tlić. Już to powiedziałem, moja mała rycerko, jesteś warta wszystkiego.
CZYTASZ
Strategia miłosna
RomanceMaisie Shepherd, trzydziestosześcioletnia ofiara przemocy domowej, zbyt długo wierzyła, że jest w stanie uratować swojego męża. Wszystko zmieniło się w momencie, gdy Deacon podniósł rękę na ich maleńką córkę. Dziś - blisko dwa lata po ucieczce do Ch...