Hej wszystkim!
Zapraszam na przyjęcie u rodziców Connora! Spędzimy na nim dwie części i poznamy jego przebieg z dwóch, a może nawet i trzech perspektyw!
Dobrej lektury!
We trójkę przekraczamy drzwi tarasowe najprawdziwszej willi, wynajętej na potrzeby dzisiejszego przyjęcia. Nie chcę nawet myśleć, ile musiał kosztować najem obiektu wyjętego rodem z Bridgertonów, ale znając swoich rodziców, cena była dla nich abstrakcyjnie śmieszna za możliwość corocznego wystawienia się na poklask amerykańskich elit.
Nie chcę tu być. Nienawidzę powietrza, którym oddychają wszyscy ci ludzie i ich fałszywych uśmiechów skierowanych w moją stronę. Żaden z nich nie dosięga oczu, którymi bezwstydnie oceniają Maisie i Nelly.
Gardzę każdą osobą, która postawiła swoją stopę na tym przeklętym trawniku, z wyjątkiem mojej ciotki Hannah. Ona, jako jedyna, zjawiła się tu z tego samego powodu co ja.
Z litości wobec swojej siostry, która nie potrafi odejść od męża.
Gdybyśmy odwrócili się od niej, zostałaby całkowicie sama. A i nawet wtedy nie byłaby zdolna do odcięcia się od wpływów faceta, z którym spędziła niemalże całe swoje życie.
Mama nie jest tak silna, jak Maisie. I choć może nie powinienem, mam cichą nadzieję, że gdy tylko ją pozna i zobaczy, jak długą drogę ma za sobą moja partnerka, odnajdzie w sobie choć namiastkę chęci do zmian. Chcę tego dla niej, bo nieważne, jak kiepskie są nasze relacje, pragnę, by w końcu zaczęła żyć po swojemu. W zgodzie z własnymi przekonaniami, a nie pod dyktando faceta, dla którego liczą się wyłącznie trzy rzeczy: władza, pieniądze i kobiety.
Jeśli jednak już tu jesteśmy, muszę zrobić wszystko, byśmy wyszli stąd bez szwanku. Dlatego zanim odnajdę w tłumie rodziców, kieruję się w róg ogrodu, gdzie w promieniach słońca połyskuje granatowa sukienka cioci. Nie wyróżnia się ona przesadnie z tłumu, specjalnie pragnąc zostać na uboczu. Doskonale rozumiem ten kamuflaż i gdybym tylko mógł, sam pozostałbym anonimowy.
Jedną dłonią trzymam Maisie za rękę, a drugą oplata wokół drobnych paluszków Nelly. Dziewczyna rozgląda się dookoła, z szeroko otwarta buzią i podziwia wystawne fontanny oraz aranżacje kwiatowe. Na mnie nie robią żadnego wrażenia, ale cieszę się, że chociaż jej się podobają.
– Och, jesteście, moi kochani! – Ciocia natychmiast otwiera szeroko ramiona i przyciska mnie do siebie. Jej perfumy, niezmienne od lat, przynoszą mi chwilową ulgę od gonitwy myśli. Gdy odwzajemniam przytulenie, zaczyna szeptać mi do ucha ciche słowa zachwytu wobec dwóch moich partnerek, a następnie odsuwa się, by z każdą móc się przywitać.
– Maisie, moja droga. – W jej głosie pobrzmiewa szczęście. – Jestem Hannah, ciotka tego tu uparciucha. Tak się cieszę, że w końcu mogłam poznać cię osobiście.
Nie daje dojść Evans do słowa i natychmiast przyciąga ją bliżej siebie. Wiem, że moja mała rycerka nie lubi tak bliskich kontaktów, ale tym razem nie protestuje. Wręcz przeciwnie, kładzie dłonie na plecach starszej kobiety i delikatnie zaciska je na materiale sukienki. Nie widzę jej twarzy, ale dochodzi do mnie cichy szmer pojedynczych słów.
Gdy panie w końcu się od siebie odsuwają, Nelly czubkiem bucika trąca kamyk. Widzę po niej, jak bardzo stresuje ją cała ta sytuacja. Rozmawialiśmy o tym, że dzisiejsze przyjęcie nie będzie przypominało zabaw, do których jest przyzwyczajona, dlatego dla dodania jej otuchy, kucam za nią i pocieram jej drobne ramionka w czułym geście.
Wszyscy skupiamy na niej swoją uwagę. Ciocia patrzy na nas czule, po czym szczebiocze:
– A ty jesteś Nelly, prawda? – Wiem, że z trudem przychodzi jej schylanie, ale mimo wszystko równa się z dziewczynką, by spojrzeć jej prosto w oczy. – Connor wiele mi o tobie opowiadał.
CZYTASZ
Strategia miłosna
RomanceMaisie Shepherd, trzydziestosześcioletnia ofiara przemocy domowej, zbyt długo wierzyła, że jest w stanie uratować swojego męża. Wszystko zmieniło się w momencie, gdy Deacon podniósł rękę na ich maleńką córkę. Dziś - blisko dwa lata po ucieczce do Ch...