Cześć! Cudownie znowu Was tutaj widzieć!
Powinnam teraz napisać, że właśnie przygotowałam rozdział na praktycznie sześć tysięcy słów (szalona!) i że życzę Wam dobrej lektury ale... sami oceńcie, czy taka właśnie będzie. Osobiście trochę popłakałam, parę razy się uśmiechnęłam i kilkukrotnie westchnęłam, rozczulona zachowaniem Connora.Gdy skończycie, to koniecznie dajcie znać, jak wrażenia :)
Od kilku godzin w mojej głowie kłębi się tak wiele myśli, że czasami mam wrażenie, jakbym nie mogła przez nie oddychać. Wciąż powracam wspomnieniami do sytuacji, gdy Connor padł przede mną na kolano, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się dookoła. Nie powstrzymało go nawet to, co przez lata wydarzyło się między nami, mianowicie... nic. Podczas tej jednej nocy, nasze bezgłośne nic, zamieniło się we wrzeszczące coś.Coś, czego nie umiem nazwać, ale bez wątpienia znajduje się tuż obok nas, ilekroć tylko przebywamy w swoim towarzystwie. Coś, co narodziło się ze strony Connora i próbuje przejść również na mnie. Coś, co powstrzymuję, bo nie chcę czuć niczego.
Wzdycham, przykładając hotelową kartę do czytnika. Normalnie perspektywa blisko dziewięciogodzinnego snu stanowiłaby dla mnie prawdziwe wybawienie, w praktyce jednak wiem, że za drzwiami pokoju czeka mnie bezsenność. Gdy tylko przyłożę głowę do poduszki, zobaczę przed oczami klęczącego przede mną prezesa, a puls ponownie niebezpiecznie przyspieszy. Tak jak za każdym razem, gdy przez ostatnie dwie godziny pozwalałam myślom błądzić w tamtym kierunku.
– Co jest, do cholery? – Stojący obok pan Grace szarpie mocniej za klamkę swojego pokoju. Drzwi ani drgną pod naporem jego siły, wprawiając go tym samym w oburzenie.
– Też panu nie działa karta?
Opieram się zrezygnowana o drewnianą taflę, obracając w dłoni plastikowy przedmiot. Bezskutecznie próbowałam nim otworzyć drzwi, obarczając winą za niepowodzenie moje roztargnienie. Najwyraźniej problem nie tkwi w niemożności skupienia się na najprostszej czynności.
Na krótki moment nasze spojrzenia krzyżują się – pierwszy raz od paru godzin. Do tej pory unikałam kontaktu wzrokowego, obawiając się, że tym samym zdradzę wszystkie swoje emocje.
– Jest jakaś awaria. – Kiedy do moich uszu dociera nieznajomy głos, niemalże podskakuję w miejscu.
Ubrany w garnitur biznesmen zbliża się do nas, trzymając pod ramię chichoczącą brunetkę. Przystają przy moich drzwiach, a kobieta opiera się o ścianę, ewidentnie pijana.
Nie wiem, czy są razem, czy tylko mężczyzna wykorzystuje sytuację, dlatego spoglądam na ich dłonie. Gdy dostrzegam na nich takie same obrączki ślubne, oddycham z ulgą.
– Wiadomo kiedy naprawią? – Dobywam głosu, odwracając się w ich stronę. W odpowiedzi otrzymuję jedynie niedbałe wzruszenie ramionami.
– Cholera – kwituje mój szef.
Żadnemu z nas nie uśmiecha się spędzić nocy na korytarzu. Opięta sukienka, którą planowałam za chwilę zdjąć, zdaje się z przerażeniem kurczyć, jakby w obawie, że przez następne godziny będzie zmuszona oplatać moje ciało.
– Nas przekimają przyjaciele, o tam, w czterysta dwanaście. – Nowopoznany mężczyzna mówi bełkotliwie, zataczając się przy tym. Od razu robię krok w tył, przysuwając się bliżej Connora. Nie sądzę, aby mógł być agresywny, ale strach nie pozwala mi stać tak blisko w towarzystwie nietrzeźwej osoby. – Chcecie może do nas dołączyć?
Otwieram szerzej oczy.
Gdy dociera do mnie kontekst propozycji, odwracam wzrok na stojącego za mną prezesa. Patrzymy na siebie z pewnego rodzaju niedowierzaniem. Ja – coraz bardziej przestraszona, on wręcz przeciwnie – ponownie przybiera stoicką maskę, spod której trudno wyczytać mi emocje. W końcu odzywa się jako pierwszy, jeszcze bardziej zbliżając się do mnie:
CZYTASZ
Strategia miłosna
RomanceMaisie Shepherd, trzydziestosześcioletnia ofiara przemocy domowej, zbyt długo wierzyła, że jest w stanie uratować swojego męża. Wszystko zmieniło się w momencie, gdy Deacon podniósł rękę na ich maleńką córkę. Dziś - blisko dwa lata po ucieczce do Ch...