Rozdział 10. Maisie

17.8K 935 428
                                    

Cześć wszystkim! 
Miło mi, że od kilku dni tak licznie tutaj zaglądacie, komentujecie i zostawiacie gwiazdki. DZIĘKUJĘ! Patrzę na te szaleńczo rosnące liczby z niedowierzaniem ale i ogromną wdzięcznością. Dziękuję, że czytacie to, co piszę i że niektórzy z Was postanowili podzielić się swoją miłością do tej historii na innych mediach, zachęcając wszystkie romantyczne dusze do odwiedzenia mojego profilu. Ściskam Was wirtualnie, walcząc ze łzami w oczach..
.

Tymczasem powiem o tym rozdziale jedno: WIELBCIE CONNORA GRACE'A TAK MOCNO, JAK JA GO TERAZ WIELBIĘ.

Dobrej lektury! 


Nerwowo podryguję nogą, próbując opanować szybko bijące serce. Nie spodziewałam się, że będę aż tak stresować się swoim pierwszym lotem w życiu, a jednak ledwo jestem w stanie usiedzieć w miejscu.

Mniej więcej co minutę mam ochotę wstać, uśmiechnąć się do młodziutkiej stewardessy, która poświęca mojemu szefowi większość swojej uwagi, i poprosić ją o możliwość opuszczenia pokładu. Skoro koła wciąż dotykają ziemi, nie powinno być z tym najmniejszego problemu.

Zamiast tego unoszę szklaneczkę z powitalnym drinkiem do ust i żałuję, że nie skorzystałam z wystawionych w saloniku biznesowym alkoholi. Odczuwałam wtedy jakiś irracjonalny wstyd, jakby spożywanie trunków w obecności prezesa było czymś niezręcznym i zakazanym, a przecież on sam nie powstrzymywał się od smakowania whisky z lodem.

Wdech, wydech.

W momencie gdy wysoka brunetka, ubrana w mundurek linii United Airlines, nachyla się nad siedzeniem po mojej lewej, jej smukły cień pada na moje złączone dłonie. Opiera się o zagłówek bocznego fotela, garbiąc się nad siedzącym tuż obok mężczyzną.

– Czy wszystko u państwa w porządku? – pyta przyjaźnie, poprawiając przy tym fryzurę.

– Tak, dziękujemy. – Pan Grace raczy ją jedynie przelotnym spojrzeniem, niechętnie odrywając się od wysyłania ostatnich służbowych maili. Zerkam pospiesznie na podświetlony ekran telefonu, nie czytając tego, co się na nim znajduje.

Siedzimy tuż obok siebie, w dwuosobowym rzędzie. Niektóre miejsca na pokładzie, tak jak te za nami czy przed nami, ustawione są do siebie niemalże bokiem, a dodatkowo oddzielone ścianką, do której przymocowano ekrany dla pasażerów podróżujących z tyłu. Nam akurat trafiły się dwa siedzenia przylegające do siebie w tak bliskiej odległości, że gdybym tylko chciała, mogłabym oprzeć głowę na ramieniu mężczyzny. Oczywiście tego nie zrobię, ale czysto hipotetycznie byłaby taka możliwość.

Jeśli mam być szczera, ta bliskość, szczególnie w momencie mojego podenerwowania, odrobinę mnie onieśmiela.

– Chociaż nie, przepraszam. – Namyśla się. – Czy po starcie mógłbym prosić o jeszcze jednego drinka dla mojej towarzyszki?

Na dźwięk jego surowej prośby zapadam się w fotelu.

– Nie, nie, nie trzeba. – Staram się zaprotestować, jednak żadne z nich mnie nie słucha. Jedynie stewardessa wodzi wzrokiem między naszą dwójką, a jej oceniające spojrzenie zdaje się mówić, że dostrzega znacznie więcej sprzeczności niż wyłącznie męski garnitur wart kilka moich pensji i mój biały, luźny t-shirt z sieciówki. – Naprawdę – postuluję, gdy zostajemy sami. – Ten mi w zupełności wystarczy.

– Nalegam. – Wskazuje brodą na szklaneczkę znajdującą się między moimi palcami, która okazuje się całkowicie pusta.

– Och – sapię. Czy to możliwe, abym opróżniła ją w kilka minut?

Strategia miłosnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz