Rozdział 1. Connor

23.9K 751 151
                                    

Cześć Wam! 

Nie mogę uwierzyć, że właśnie rozpoczynamy zupełnie nową, książkową przygodę. Przebieram już nóżkami na myśl, jak przyjmiecie Connora i Maisie, dlatego bez przedłużania - zapraszam!

Dobrej lektury :)


Chciałbym móc powiedzieć, że jestem szczęśliwym człowiekiem.

Z pozoru mam wszystko, czego mógłbym sobie zamarzyć – dobre, rozpoznawalne nazwisko, wypracowaną pozycję i znajomości oraz nierealnie idealne życie, o którym z największą zaciętością dyskutują zupełnie obcy ludzie. A mimo to odnoszę wrażenie, że te najważniejsze rzeczy wciąż są dla mnie niedostępne. Gonię za nimi, próbując w końcu je złapać i zatrzymać na dłużej niż marnych kilka chwil, ale wciąż bez żadnego powodzenia.

Niepostrzeżenie wymykają się z rąk, tak jak teraz, gdy mój były najlepszy przyjaciel prócz narzeczonej próbuje odebrać mi również klienta, o którego walczyłem przez ostatnie dwa miesiące. Ze zrozumiałych powodów daleko mi więc do choćby namiastki szczęścia. Jestem wściekły i rozczarowany. A czego jak czego, ale tych emocji mam w życiu w nadmiarze.

Przemierzam szybkim krokiem korytarz, nawet nie odwracając głowy, by sprawdzić, czy Emmett podąża za mną. Z nim, jako jedynym, utrzymuję kontakt z naszej studenckiej paczki i przez dwanaście lat przyjaźni wypracował już odpowiednie tempo, bym nie musiał się o to martwić. A nawet jeśli nie, to jestem przekonany, że wyplułby sobie płuca, byle tylko mnie dziś bardziej nie wyprowadzać z równowagi.

Ignoruję Averie, młodą blondynkę zasiadającą za biurkiem głównej asystentki, i kieruję się prosto do swojego gabinetu. Wystarczy jej tylko jedno spojrzenie, by zorientować się w sytuacji i natychmiast spuścić wzrok. Nikt nie chce stać się ofiarą mojego rychłego wybuchu, a ja nie mam najmniejszej ochoty wyżywać się na bogu ducha winnych pracownikach. Znam znacznie lepsze sposoby na to, by odreagować fatalny dzień w pracy.

Wpisuję czterocyfrowy kod otwierający drzwi, przeklinając przy tym pod nosem. Nienawidzę tego robić, ale w środku znajduje się zbyt wiele cennych informacji, bym mógł zostawić gabinet bez nadzoru przez dłużej niż piętnaście minut. Dokładnie w tej samej sekundzie, co wybrzmiewa ciche piknięcie, szarpię za klamkę i przekraczam próg.

– Jak mogło do tego, kurwa, dojść? – wybucham.

Leżące na biurku spinacze lądują z łoskotem na podłodze. Po chwili dołączają do nich porozrzucane dokumenty i chyba tylko cudem powstrzymuję się, by nie przewrócić fotela.

– Jeszcze raz – prosi brunet, odgradzając nas od korytarzowej gwary. – Co ci powiedział?

– Że kompleksowa obsługa DavisVision Marketing spełnia wszystkie jego ponadprzeciętne wymagania. Rozumiesz – odwracam się w stronę przyjaciela – użył określenia ponadprzeciętne. Jakbym nie wiedział, że musiałbym chyba wskrzesić samego Johna Lennona, by zyskać jego zainteresowanie.

Poczucie utraty kontroli zaczyna przejmować władzę nad moim ciałem. Nienawidzę okazywania słabości i użalania się nad sobą, bo żadna z tych rzeczy nie zapewni mi sukcesu. Jeśli więc chcę utrzymać pozycję wśród stu najbardziej wpływowych ludzi w całych Stanach, muszę natychmiast wymyślić kontrofensywę. I to taką, by z powrotem sprowadzić do firmy Milo Lozano – człowieka mającego szansę zostać jednym z największych inwestorów na amerykańskim rynku energetyki odnawialnej.

– Dobra, zastanówmy się na spokojnie. Ty z nim współpracowałeś, nie wiem... – namyślam się zajmując miejsce za biurkiem – nie zauważyłeś czegoś podejrzanego w jego zachowaniu? Nie zwracał na coś przesadnej uwagi?

Strategia miłosnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz