59. Hobbit

207 11 87
                                    

-Jak się czujesz?- spytał Mikołaj i razem z kubkiem gorącej herbaty i ciastkami wszedł do pokoju.

Wardęga wyglądał na bardzo chorego. Oczy miał zaszklone, był cały rozpalony, a do tego od czasu do czasu się trząsł. Brunet odłożył herbatę i ciastka na szafkę nocną.

Usiadł na brzegu łóżka i złapał jedną dłoń Wardęgi. Przyłożył ją sobie do policzka, a po chwili Wardęga lekko się podniósł i oparł o wezgłowie łóżka. Przetarł nos dłonią, i zmarnowany spojrzał na bruneta.

-Dalej ci zimno?- spytał Mikołaj i przysunął się do starszego mężczyzny.

Ten na to tylko kiwnął głową, po czym Mikołaj przyłożył swoje usta do jego czoła. Zmienił kilka razy ich położenie, a na końcu złożył krótki pocałunek na czole kochanka.

-Pójdę ci po leki przeciwgorączkowe- powiedział Mikołaj i ujął policzek Wardęgi w prawej dłoni.

Wardęga zamknął oczy i westchnął głęboko. Ta słodka chwila jednak nie potrwała zbyt długo, i już po chwili Mikołaj stał przed szafką z przeróżnymi lekami, w poszukiwaniu tych, które pomogą Wardędze wyzdrowieć, albo chociaż lepiej się poczuć.

Przeszukiwał szafki z każdej strony, jednak nie znalazł tam nic co mogło by pomóc na narastającą gorączkę. Westchnął i ruszył z powrotem do Wardęgi.

Usiadł obok niego i złapał jedną dłonią jego talię. Chłopak leżał odwrócony do niego bokiem. Po tym jak Mikołaj przyłożył swoją dłoń do jego boku, ten odwrócił się aby widzieć Mikołaja. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu leków.

-Jadę do apteki, kupię ci coś na gorączkę. Coś jeszcze ci jest? Boli cie gardło? Głowa? Chcesz może coś ze sklepu?- pytał. Chyba czerpał za dużo radości z opiekowania się cierpiącym Wardęgą, powinien się smucić przez złe samopoczucie swojego narzeczonego, za to był szczęśliwy jak nigdy dotąd.

-Nie jestem głodny- odpowiedział lekko zachrypniętym głosem, najprawdopodobniej przez bolące gardło- kup mi jakieś tabletki na gardło.

-Jesteś głodny, tylko nie masz apetytu- odpowiedział i zaczął lekko gładzić policzek Wardęgi, sprawdzając przy okazji czy zdąży dojechać zanim gorączka Wardęgi nie urośnie za bardzo.- Zrobię ci jakiś dobry makaron, hm?- podniósł jedną brem i uśmiechnął się do Wardęgi.

Nachylił się aby pocałować go na pożegnanie, jednak ten odsunął głowę. Brunet zatrzymał się, i lekko zmarszczył brwi.

-Zarażę cię- powiedział na co Mikołaj przewrócił oczami.

-Nie przesadzaj- powiedział i pomimo sprzeciwów Wardęgi złączył ich usta razem.

Specjalnie przedłużył pocałunek, aby dogryźć choremu Wardędze. Po oddaleniu się od siebie, Mikołaj lekko się uśmiechnął i wyszedł z pokoju.

-Zaraz wrócę- krzyknął na odchodne, i zaraz potem opuścił mieszkanie.

***

-Co jest?- powiedział sam do siebie Mikołaj stojąc już przy aucie czując w kieszeni dzwoniący telefon.

Westchnął i odłożył zakupy przy aucie. Wyciągnął telefon i z niechęcią spojrzał na wyświetlacz.

Mam umierającego pacjenta w domu a wy do mnie wydzwaniacie- pomyślał Mikołaj, jednak jego śmieszki w głowie, jak szybko się zaczęły, tak szybko się skończyły.

Po zobaczeniu na ekranie numeru cioci, lekko go wmurowało. Wpatrywał się w telefon tak długo, aż a końcu sam przestał dzwonić.

|Enemies to lovers| ~Konopskyy x Wardęga~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz