ROZDZIAŁ 47

508 46 2
                                    

📍Monte Carlo, Monako

Słowo wściekły mało oddawało to co czuł. Manon opowiedziała mu o wszystkim co zaszło między nią, a Pierrem, nie pomijając przy tym ostrych słów, które kierowca Alpine skierował w jej stronę. Zdawał sobie sprawę, że Brazylijka nie jest winna tej całej sytuacji, ale wszystko wręcz w nim wrzało. Chodził w tą i z powrotem po pokoju nic nie mówiąc, ale był pewien, że jego wyraz twarzy wystarczył. Manon stała tylko oparta o kanapę ze wzrokiem wbitym we własne stopy, jakby to zależało od jej życia. Obydwoje trwali w milczeniu.

Manon czuła zbierające się w jej oczach łzy. Nie wiedziała tylko czego tak do końca dotyczyły. Wspomnienia byłego przyjaciela? Jego okropnych słów? Tego, że zataiła to na tak długo? Obawy przed reakcją Charlesa? A może wszystko razem? Nie wiedziała, ale czuła się okropnie.

- Jeśli nie chcesz tu być, to... to możesz wyjść. Nie będę cię zatrzymywać...- odezwała się w końcu, ale jej głos był tak cichy i złamany, że zaczęła wątpić czy ją usłyszał. Zrozumiałaby, gdyby teraz wyszedł. Nie mogłaby go za to winić, bo sama nie postąpiła lepiej. Cóż, oczywiście, że nie chciała, żeby wyszedł, ale zrozumie. Pogrążyła się w swoich myślach i nawet nie zauważyła, że stanął przed nią.

- Manon...- jego głos był cichy i wręcz dziwnie spokojny- Spójrz na mnie- zaprzeczyła ruchem głowy, nie podnosząc wzroku.

Nie mogła. Nie chciała zobaczyć zawodu w jego oczach.

- Spójrz na mnie fleur- powtórzył i delikatnie chwycił ją za podbródek. Z oczami zroszonymi łzami w końcu na niego spojrzała. Po jego wściekłości już praktycznie nie było śladu- Nie zostawię cię, chyba, że sama będziesz tego chciała- powiedział, po czym ją przytulił, a Manon spadł kamień z serca.

- Przepraszam, że nie powiedziałam ci od razu- mówiła łamiącym się głosem. Nie wybaczyłaby sobie tego, gdyby go straciła. Charles był jedyną osobą bez której tak trudno jej się żyło i ostatni czas dobrze to udowodnił- Oszczędziłoby nam to... tego wszystkiego- odsunęli się od siebie, a Monakijczyk ujął jej twarz w dłonie, delikatnie muskając jej skórę kciukiem i ocierając łzy.

- Tak, szkoda, że od razu mi o tym nie powiedziałaś, ale rozumiem. Rozumiem, że potrzebowałaś swojego czasu.

- Jesteś dla mnie za dobry- dodała pod nosem, będąc pod wrażeniem, że tak to przyjął. Chociaż może nie powinna się tak dziwić, bo przecież nigdy nie dał jej powodów, żeby myśleć inaczej.

- Nie fleur, nie prawda, ale cieszę się, że mogę cię mieć w moim życiu- odpowiedział na jej słowa i jeszcze bardziej się rozluźniła.

- Jeszcze raz przepraszam- dodała jeszcze. Czuła potrzebę powtórzyć to jeszcze raz, albo dwa, albo milion...

- Już wszystko dobrze- zapewnił ją, dalej ją przytulając- Ufam ci, jak mało komu fleur i w tej sprawie nie jest inaczej- tylko pokręciła głową na jego słowa.
________________

Resztę popołudnia spędzili siedząc razem w pokoju słonecznym. W tym czasie praktycznie nie rozmawiali, a cieszyli się swoją obecnością. Tak po prostu.

- Będę musiał się zbierać do siebie- odezwał się nagle Charles, a jego słowa nie wzbudziły entuzjazmu w Manon. Nie chciała, żeby wychodził- Muszę się spakować- zaczął ostrożnie, cały czas patrząc jej w oczy- Jutro lecę z Arthurem do Holandii- dokończył, a dziewczyna głośno wciągnęła powietrze. No tak, wyścig. Prawie o tym zapomniała.

- Ja jeszcze... nie mogę startować, dopiero we Włoszech- powiedziała smutnym głosem. Charles przytaknął i wstał z kanapy. Manon czuła gulę w gardle w związku z tym, że ma ją zaraz opuścić na cały tydzień. Unikała jego wzroku, żeby się nie zdradzić, jak bardzo dobiła ją ta informacja. Monakijczyk zdawał się jednak zauważyć co ją trapi, a poza tym sam nie był jakoś zbytnio zadowolony.

Hall of Fame/ C.L.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz