33

11 0 0
                                    

Leżałamw łóżku głaszcząc Siwusa który leżał na moim brzuchu głośnomrucząc. Rozmyslalam nad sytuacja ktora wydarzyla sie wczoraj, przezcaly dzien uczniowie patrzyli na mnie jeszcze intensywniej nizprzedtem. Moze dlatego ze dzieki tej gazetce wszyscy juz o mniewiedzieli. Nie obylo sie tez bez zbednych komentarzy czy tezszeptanych rozmow ktore bylo slychac gdy tylko chcialam skorzystac ztoalety czy tez odpowiadalam na ocene.

Wpokoju panował pół mrok, przez zasłony do pokoju wpadało światłood lampy z dworu. Było już dość późno, zerknęłam na zegarekstojący obok łóżka Anny. Wskazywał 1:27. Cieszyłam się zesytuacja z Olivierem została wyjaśniona.

Panowałagłucha cisza z daleka było słychać szczekanie psów, oraz odgłosyjeżdżących aut. Zmęczenie dopadało mnie coraz bardziej. Wstałamdo łazienki czując jak Siwus naciskał coraz bardziej na mójpęcherz, który był pełny od herbat które wypiłam wieczorem. Naprzeciwko mieszkała dziewczyna do której często w nocy przyjeżdżałchłopak. Przeważnie kłócili się, przyjechał zapewne w tej samejsprawie lecz tym razem ledwo wysiadł z samochodu a już było gosłuchać.

Skierowałamsię do okna by je zamknąć i uniknąć hałasu który mógłbyobudzić któraś z dziewczyn a ja sama mogłam spokojnie zasnąć.Jednak to co zobaczyłam za oknem nie przypominało gościa znaprzeciwka a samochód który często witał u mnie w domu. Zsamochodu wyczołgał się pijana sylwetka mężczyzny. Stałamchwile i przyglądałam się mężczyźnie dopóki mnie nie olśniło.

Alex.

Ale coon tu robi. W dodatku w takim stanie. Narzucając na siebie szlafrokzbieglam po cichu na dół licząc na to aby nikt mnie nie złapał.Miałam nadzieje ze jest w toalecie lub poprostu zasnął. Na mojeszczęście nie było go tutaj a chyba w toalecie. Otworzyłamdelikatnie drzwi które wydały z siebie pisk. Wybiegłam dosamochodu z którego wypadł chłopak i leżał na ziemi mrucząc cośpod nosem.

-Cl... - bełkocze podnosząc ręce

- CzyTy jesteś normalny! - wrzeszczę na niego szeptem.

Pochwili uspokajam się zdając sobie sprawę ze nie ważne co terazpowiem i tak on nic sobie z tego nie zrobi. Zaciągam go do samochoduna miejsce pasażera.

-Przywłaszcze sobie Twój samochód do jutra. Jeśli się zgadzasz tomrucz coś pod nosem dalej

Śmiejesię sama do siebie siadając za kierownica. Ostatni raz samochódprowadziłam ponad rok temu, ale jeśli on pijany prawie donieprzytomności dał radę to ja tym bardziej.

-Clary - odzywa się towarzysz otwierając okno.

-Wracasz do żywych? - po tych słowach Alex zwymiotował przez okno.Uchyliłam okno po swojej stronie czując jak mdli mnie po Alexie.

-Przepraszam... - łapie mnie za rękę która trzymam na kolanie,odtrącam ja od razu nie patrząc na niego. - Ja... nie wiem...Kocham Cię

- Alexjesteś pijany i nie rozumiem co do mnie mówisz. - odwracam kotaogonem udając ze słowa chłopaka wpadły jednym i wypadły drugimuchem.

Zatrzymałamsię pod domem chłopaka w którym paliły się wszędzie światła.

-Chodź, nie zasypiaj już niedaleko - łapie chłopaka pod ramiezaprowadzając pod drzwi.

Łapiącza klamkę w tym samym momencie otwierają się a moim oczom ukazujesię matka chłopaka. Wyglądała na dość zmartwiona, lampka winaktóra trzymała w dłoni napewno nie była jej pierwsza.

-Człowieku rujnujesz mnie tak samo jak Twój zasrany ojciec! -wrzeszczy kobieta uderzając go w klatkę piersiowa ścierka. Niepomaga mi to w utrzymaniu równowagi co zauważa kobieta. - Claryzłociutka moja przepraszam. Znowu prowadził po alkoholu? Ty gnojunie wychowany...

- Tonic nie da - uspokajam kobietę która pomaga mi z jej synem. Chwilerozmyślam czy bronić chłopaka czy po prostu nie ingerować w tobardziej, jednak moja dobroć wygrywa. Nie chciałam chyba abykobieta cierpiała bardziej. - Nie prowadził tym razem, tylko ja.

Kładącago na łóżku kobieta zaopowiekowala się nim a ja zostawiłam mukarteczkę

Nie maza co

-Kochana weź jego samochód ja i tak nie mam jak Cię odwieźć w mążjest w pracy. - wskazuje na kieliszek do którego dolewa soczyścieczerwonego płynu.

-Rozumiem, jutro w szkole oddam mu klucze. Dobranoc Pani.

-Dobranoc dziecko

Dochodziłagodzina 3 nad ranem. Powoli zaczynało dopadać mnie zmęczenie.Stanelam na podwórku za samochodem który należał do Edwarda,którego nie było dziś u nas.

Wyczuwamkłopoty

Mówięsama do siebie. Stanęłam w połowie chodnika zastanawiając się naczym lepiej wyjdę - wchodząc przez okno czy drzwiami. A możezostanę w samochodzie i wejdę rano do domu jak będą chodzićwszyscy. Nim zdążyłam podjąć decyzje z drzwi wejściowychwyłonił się Olivier wołając mnie szeptem.

-Gdzie Ty byłaś. Wiesz jakiego rabanu narobiłas

-Przepraszam ale...

-Gdyby nie Edward to byśmy między sobą to wyjaśnili. Jeślioczywiście byś wróciła nim ktoś by się zjawił.

Kiwamgłowa przechodząc przez drzwi za którymi stał zdenerwowany Edwardz Anna.

- CoTy sobie myślisz dziewczyno!

-Ciszej obudzisz dziewczyny

- Nieśpią bo wszyscy szukamy Ciebie

- NieJestem dzieckiem żeby mnie pilnować - obejmuje Anne która byłacała roztrzęsiona, odwzajemnia mocno uścisk. - poza tym jakwidzisz po Annie nie powinieneś angażować w to innych bo niektórzymogą to źle znosić i jeśli mogę powiedzieć coś na swojąobronę - podnoszę ton głosu gdy Edward otwierał usta by cośpowiedzieć. - Przyjechał tu Alex zalany w trupa samochodem. Wiecdla bezpieczeństwa innych odwiozłem go do domu. Nie czuje się ztym złe i wierz mi Edwardzie ze jeśli to by się powtórzyło z kimkolwiek innym zrobię to samo. A teraz jeśli pozwolisz pójdziemy zAnna spać.

Łapietowarzyszkę za rękę kierując się na górę.

- Karai tak Cię nie ominie. Nie za udzielenie pomocy ale za brakracjonalnego myślenia.

- Mhmdobranoc

Rzucamprzez ramie uśmiechając się do Anny u której na twarzy byłowidać ulgę.

-Myślałam ze będzie gorzej. Nie zdajesz sobie sprawy co tu siędziało - szepcze łapiąc się za głowę

Położyliśmysię razem na moim łóżku wpatrując się za okno. Wstawało jużsłońce a mnie dopadło zmęczenie. Anne jak sadze również, nieminęła chwila a ona była pogrążona w spokojnym śnie. Oby sięTobie udało. Szepcze do dziewczyny kładąc głowę obok jej ioddaje się w objęcia Morfeusza.

***

Poranekbył dość nerwowy przez nocna sytuacje i każdy wyglądał naniewyspanego.

-Dumna z siebie jesteś dziwaczko? - naskakuje na mnie łysadziewczyna.

- Co?- rzucam arogancko kierując się na kanapę w salonie w którymodbędzie się spotkanie z Teresa.

- Toco słyszałaś. Pożałujesz tego...

-Rebeka? Co to za słownictwo - uwagę przyciąga kobieta z drzwiwejściowych, Teresa. - To już wiem chyba co będzie tematemdzisiejszej rozmowy.

- Nienie to tylko takie... żarty - wzruszyła ramionami posyłając michyba groźne spojrzenie, jednak mnie ta mina rozśmieszyła.

- Zkim się tak odzywałaś? Z Rene? Czy może Katie?

-Nikim nie chce o tym rozmawiać Tereso naprawdę były to tylkoniewinne żarty.

Teresakoniec końców odpuściła. Temat mojej nocnej ucieczki byłporuszony powierzchownie ponieważ nie było już dużo czasu.Uprzedzono nas ze zostanie dokończony wieczorem.

- Maszszczęście ze się nie wygadalas.

-Myślisz ze ja się Ciebie boje? O to się nie martw jesteś ostatniaosoba której mogłabym się bać - śmieje się łapiąc swojątorbę i wychodzę z domu. Przed nim czekała na mnie już Anna zDylanem.


DesireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz